Ludzie z cienia w PRL-u byli mocni, teraz są bardzo mocni Nikt ich nie policzył. Nie ma układu, który potrafiłby ich złamać. Ale są w najważniejszych miejscach – tam, gdzie jest władza i są pieniądze. Czasami tylko mignie wierzchołek góry lodowej ich wpływów. Ale czy na pewno to ten wierzchołek? Warszawka mówi tak: Lesław Gajek popełnił wielki błąd – nie wierzył, że Prokom kiedykolwiek wywiąże się z wartego 700 mln zł kontraktu i skomputeryzuje ZUS. Zaczął stawiać warunki, przestał płacić. I już nie jest prezesem. Przypomnijmy – Prokom to firma Ryszarda Krauzego, wysportowanego dżentelmena, która wygrywa niemal wszystkie kontrakty na informatyzację instytucji państwowych (m.in. Kancelarii Premiera, Wojska Polskiego, Głównego Urzędu Ceł, Poczty Polskiej). I w imieniu której lobbują rozmaite dziwne osoby, jak choćby „lobbysta z kryminalną przeszłością”, Jan Prochowski, mający bliskie kontakty – jak pisze „Rzeczpospolita” – z ludźmi związanymi z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi. Zaraz potem mogliśmy przeczytać o wojnie o Elektrim. Przy tej okazji prasa przypomniała umowę odsprzedaży akcji operatora sieci Era GSM, którą w 1996 r. zawarł w tajemnicy przed inwestorami były prezes Elektrimu, Andrzej Skowroński, z Janem Kulczykiem. Kulczyk zarobił na tym 100 mln zł. Przypomniano także początki imperium Jana Kulczyka, doktora z Instytutu Zachodniego w Poznaniu, przyjaciela byłego szefa UOP-u, Gromosława Czempińskiego (generał oficjalnie doradza mu w interesach). I jego pierwszy wielki kontrakt – sprzedaż volkswagenów dla MSW. W międzyczasie w Polskę poszła wiadomość o wojnie o jedną z największych firm nowoczesnej technologii, gdzie na prezesa wpychano człowieka związanego ze służbami. Za największymi polskimi firmami ciągnie się ogon ludzi ze służb specjalnych, którzy nimi zarządzają, doradzają, lobbują. Czy firmy są przykrywką dla służb, czy też przeciwnie – ich właściciele wykorzystują wiedzę i umiejętności oficerów, w zasadzie jest już mniej ważne. Ten biznes bardzo dobrze się kręci. Jedna firma wygrywa stale przetargi, druga jest uprzywilejowana w prywatyzacjach, zawsze ciesząc się przychylnością urzędników państwowych. W jednym z wywiadów Jan Kulczyk opowiadał o tajemnicy swoich sukcesów w biznesie: chodzi, rozmawia, słucha i kojarzy. Od piwa przez ubezpieczenia do telekomunikacji… Czyli właściwie nic nie powiedział, bo specjalistów, znających się na tylu branżach, nie ma nawet na Wall Street. „Nie znam biznesmena z górnej półki, wokół którego nie kręciliby się ludzie ze służb”, mówi z kolei osoba dobrze znająca polskie realia. Suchą nogą Czas przełomu, lata 1989-1990, przeszli suchą nogą. Z minimalnymi stratami. W PRL-u liczyły się trzy służby – wywiad, wywiad wojskowy i Służba Bezpieczeństwa, a w zasadzie jej część, Departament III, zajmujący się opozycją. Ten departament został w roku 1990 rozgoniony, weryfikację przeszły jednostki, z osławionym pułkownikiem Lesiakiem (ten od „inwigilacji prawicy”) na czele. Z wywiadem cywilnym (czyli Departamentem I MSW) i wywiadem wojskowym (II Zarząd Sztabu Generalnego) było już inaczej. Wywiad wojskowy przeszedł praktycznie nie ruszony. Do III RP wprowadził go gen. Misztal, późniejszy dowódca sił ONZ na Wzgórzach Golan. Wywiad cywilny weryfikację przeszedł z niewielkimi stratami. Tu zwolniono wszystkich oficerów, mających więcej niż 55 lat, odejść też musieli szefowie Wydziału XI, zajmującego się zagranicznymi ekspozyturami „Solidarności” i kontaktami między „Solidarnością” a zachodnimi służbami specjalnymi. To byli oficerowie, cieszący się opinią najlepszych. Dziś ci „najlepsi ludzie” kierują firmą ochrony Konsalnet, a jeden z nich Aleksander Makowski, wychowanek angielskich szkół, w przerwie między kierowaniem paroma innymi firmami wydał nawet książkę o systemie impeachmentu w USA. Wszyscy zarabiają naprawdę duże pieniądze i śmieją się, słysząc pytanie, czy mieliby ochotę wrócić. Inni zostali. „Straty wywiadu były relatywnie niewielkie. Pokazał, czym dysponuje, jakie ma aktywa. I sprawa była prosta: po co rozbijać coś, co przynosi korzyści?”, mówi jedna z osób, która obserwowała weryfikację. Człowiek od lat związany ze służbami specjalnymi, pytany o aktywa, decyduje się na dłuższy wywód: „Pracujący w wywiadzie znali świat, wiedzieli wcześniej niż inni, że PRL się wali. Byli krytycznie nastawieni do tamtej rzeczywistości – chcę przypomnieć, że w wyborach 4 czerwca 1989 roku na placówkach zagranicznych wygrała
Tagi:
Robert Walenciak









