Pierwsza tura wyborów pokazała głównie gniew i polaryzację Jeszcze dwa tygodnie temu zaplanowane na 10 kwietnia głosowanie zdawało się czystą formalnością. Wydarzeniem, które po prostu musi się odbyć. Na zwycięstwo bezpośrednio w pierwszej turze szans nie miał nikt, ale ubiegający się o reelekcję Emmanuel Macron utrzymywał bezpieczną przewagę sondażową nad rywalami. Éric Zemmour okazał się zbyt radykalny nawet dla francuskich konserwatystów, Marine Le Pen mocno oberwała – przynajmniej wizerunkowo – w pierwszych tygodniach marca za swoje konszachty z Putinem. Obecny od pół wieku na scenie politycznej weteran lewicy Jean-Luc Mélenchon wydawał się nieatrakcyjny, a kampania Valérie Pécresse przerodziła się w jedną wielką wizerunkową klapę. Macron nie był przez ostatnie pięć lat prezydentem idealnym, zarzucano mu, nierzadko słusznie, odklejenie od problemów klasy ludowej, elitarność i arogancję, ale w połowie marca nie za bardzo miał już z kim przegrać. Wtedy niosła go fala wywołana inicjatywą dyplomatyczną. Był jedynym europejskim przywódcą, który regularnie rozmawiał z Władimirem Putinem. Mimo że nic tymi rozmowami nie osiągał, a Putin stale go ośmieszał, czy to ośmiometrowym stołem, czy mało dyplomatycznymi komentarzami wypowiadanymi przez Siergieja Ławrowa, liczył się sam fakt. Rośnie i spada Ale potem nastąpiło
Tagi:
Bordeaux, Emmanuel Macron, Éric Zemmour, Europa Zachodnia, Francja, francuska polityka, Frexit, Jean-Luc Mélenchon, komunizm, Kreml, Lewica, Marine Le Pen, migranci, Montpellier, NATO, Paryż, Politico, prawica, propaganda Kremla, Siergiej Ławrow, skrajna prawica, socjalizm, społeczeństwo, Tuluza, Unia Europejska, Valérie Pécresse, Władimir Putin, wybory w Europie, wybory we Francji, Zjednoczenie Narodowe (Francja)