Nudne superego, czyli o ucieczce węża i śluzowcach

Nudne superego, czyli o ucieczce węża i śluzowcach

Yamaha TDM 859 sunęła przez miasto, zostawiając za sobą nie tylko paskudny ślad węglowy, ale i smugę zapachu wody toaletowej Armani, którą rozsiewał kierujący pojazdem Wojtek. Wierzył, że tuż za rogiem spotka kobietę swojego życia. Wyjeździł kilka baków i wkrótce zrozumiał błąd takiego założenia – to nie dziewczyny oglądają się za mruczącą przyjemnie yamahą, tylko młodzi chłopcy. Stoją grupkami na pętlach, rozdziawiają gęby. Dają się oślepić przez błyski, które szczodrze rozrzuca wokół łuska karoserii.

Podobne rozczarowanie spotyka wszystkich tych, którzy biorą sobie psy w celach matrymonialnych. Krążąca podskórnie w społecznościach lokalnych opinia, że piesek pomaga w zawarciu znajomości, ma tyle wspólnego z prawdą, co Kopernik z kopertą. Natomiast parka człowiek-pies może stać się szalenie popularną atrakcją dla pokolenia, które stawia pierwsze (dosłownie) kroki w piaskownicy – z miną Krzysztofa Kolumba. Amerykańskie powiedzenie Be careful what You wish for (uważaj, czego sobie życzysz) trafnie opisuje tzw. zdziwko, jakie wykrzywia nam twarz, kiedy nasze plany krzyżuje mały żarcik losu. Trudno. Jak mówi Michel Foucault (tak, tak, on też miał coś do powiedzenia na temat pecha): „Trzeba zaakceptować wprowadzenie elementu losowości jako kategorii w powstawaniu wydarzeń”. No, trzeba.

Czego Państwo sobie ostatnio życzyli? Detalicznie, konkretnie – jak chce wróżbita Maciej. Ja – tekstów: masy cudzych, błyskotliwych tekstów do pisma lit., które w geście samobójczym postanowiliśmy założyć we Wrocławiu. Trzeba wiedzieć, że kiedy zapyta się o coś poetkę/poetę – najpewniej w odpowiedzi otrzyma się także pytanie. Odpowiedź na prośbę redakcji może się zacząć zdaniem „Wczoraj uciekł nam wąż…” (znaleźli go na półce między książką Herberta i Różewicza – czy to nie ironia?). Wąż zawsze staje się początkiem skwapliwej wymiany listów, podobnie jak fakt, że ktoś się przeprowadził do Łodzi lub nagrał płytę, zakończył/rozpoczął romans, zrobił doktorat lub jest w ciąży.

Po wymianie fantastycznych mejli z 30 poetkami i poetami polskimi, ponagleniach, szantażach („Musisz dać tekst, X dał!”), błaganiach – zaczynają schodzić pierwsze teksty. Czego sobie życzyłam? Tekstów progresywnych, odważnych. Żadnych mieszczańskich pączków przez bibułkę. Pierwszy był o grze, w której chodzi się (własnym) penisem. Drugi rozważał kwestię, czy śluzowce są pulchne, czy może pulchność wyklucza śluz. Trzeci zaczynał się od słowa „człowiek” i wcale się nie kończył. Piąty ogłaszał, że R. to ch… i grafoman, i kiedyś rzygnął w taksówce. Szósty próbował graficznie (wierszem, panie, wierszem) przedstawić pracę jelita grubego, ale raczej się (pardon) zesrał, niż wpłynął na zmianę idiomów polskiej poezji współczesnej. Be careful what You wish for – zagrało mi w głowie. Może i tak – zganiłam nudne superego. Ale w przypadku pisma lit. zaskoczenie to najlepsze, czego można chcieć!

Inną historię o ponurych skutkach spełniania życzeń opowiedział mi znajomy aktor. Pragnął sławy i sławę dostał – prawdziwą, spiżową i trwałą, nie jakąś błahą sezonówkę. Pouśmiechał się do świata, zarobił na auto i mieszkanie w apartamentowcu z basenem. „Zazdroszczę ci – powiedziałam, patrząc z zewnątrz na elegancki budynek. – Ale bym sobie pływała”. „Zwariowałaś? – żachnął się. – Ja tam nie pływam. Raz poszedłem”. „I co?”, dopytuję się z ciekawością. „Najpierw się tylko gapili, a potem szeptali, że mam brzuch i grzybicę paznokci. Nigdy więcej nie poszedłem na basen”. Be careful what You wish for! A co na to Foucault? „Baseny zawsze mnie onieśmielały, podobnie jak bycze jądra w restauracjach i nadmiernie rozchwiane mleczaki, które w każdej chwili mogą wpaść do oskrzeli”.

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy