Nuklearny poker mułłów

Nuklearny poker mułłów

Czy Izrael i Stany Zjednoczone zdecydują się na zbrojną konfrontację z Iranem? Izrael i USA mają gotowe plany ataku na atomowe instalacje Iranu. Ale uderzenie prewencyjne może doprowadzić do powszechnej wojny na Bliskim Wschodzie. Jak pisze izraelski dziennik „Haarec”, Instytut Wywiadu i Operacji Specjalnych (Mossad) jest obecnie tak zajęty kwestią irańską, że może być nazwany Instytutem Jednej Operacji Specjalnej. Szef Mossadu, Meir Dagan, uznał program jądrowy Teheranu za największe zagrożenie dla Izraela od czasu założenia państwa. Według niektórych źródeł, Dagan szuka sposobów zniszczenia irańskich rakiet Szahab-3 o zasięgu co najmniej 1,3 tys. km, potencjalnych nosicieli broni nuklearnej. Najbardziej prawdopodobne jest dokonanie nalotów przy użyciu myśliwców bombardujących F-16, które, wyposażone w dodatkowe zbiorniki paliwa, mogą dosięgnąć kluczowych celów w Iranie. Jak twierdzą eksperci z amerykańskiego instytutu politologicznego Monterey, ewentualny atak zostanie skierowany przeciwko zakładom wzbogacania uranu w Natanz i fabryce w Arak, w której wytwarza się ciężką wodę. Nalot na pozostającą w budowie elektrownię atomową w Buszer jest natomiast z politycznego punktu widzenia ryzykowny. W Buszer wciąż pracuje 300 specjalistów rosyjskich. Komentatorzy w Tel Awiwie i Jerozolimie piszą, że być może Izrael po raz pierwszy od 1956 r. będzie musiał prowadzić wojnę w koalicji. Operacja wojskowa przeciwko nuklearnym obiektom Iranu możliwa jest bowiem tylko we współpracy ze Stanami Zjednoczonymi, które kontrolują przestrzeń powietrzną nad Irakiem i mają 130-tysięczną armię w tym kraju. Prezydent USA i wysocy funkcjonariusze amerykańskiej administracji kilkakrotnie ostrzegali, że dysponujące bronią atomową państwo mułłów jest nie do zaakceptowania. Wiele wskazuje na to, że nuklearne ambicje Teheranu będą największym problemem drugiej kadencji George’a W. Busha. Irańscy przywódcy głoszą, że republika islamska rozbudowuje instalacje atomowe wyłącznie w celach pokojowych. Trudno w to jednak uwierzyć. Pod perską ziemią znajdują się przecież gigantyczne złoża gazu ziemnego i ropy naftowej (prawie 90 mld baryłek!). Dlaczego więc Teheran stawia na niezwykle kosztowne siłownie jądrowe? Teoretycznie można uznać argumenty irańskich polityków, że chodzi o dywersyfikację sektora energetycznego. Ale wiele państw, które mają elektrownie atomowe, kupuje paliwo nuklearne za granicą. Irańczycy zamierzają sami wzbogacać uran. Rządzący w Teheranie mułłowie systematycznie zwodzą inspektorów z Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (IAEA), będącej agendą ONZ. W sierpniu 2002 r. przedstawiciele opozycyjnej wobec teokracji ajatollahów Narodowej Rady Oporu Iranu poinformowali w Waszyngtonie, że na terenie republiki islamskiej znajdują się dwie wielkie instalacje nuklearne (Natanz i Arak), których przywódcy z Teheranu nie ujawnili inspektorom. Przypuszcza się, że irańscy opozycjoniści otrzymali informacje od izraelskiego wywiadu. Nie ma gwarancji, że Iran nie ukrywa innych ośrodków technologii nuklearnej. Ajatollahowie stosują skomplikowaną, przebiegłą taktykę. Nie zamierzają wypowiedzieć traktatu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej, jak uczyniła to w 2003 r. Korea Północna,. Od tej pory uchodzi ona za de facto państwo nuklearne, aczkolwiek wojskowi Kim Dzong Ila nie zdołali przeprowadzić ani jednego próbnego wybuchu. Gdyby Iran zdecydował się wystąpienie z traktatu, inne państwa sygnatariusze mogłyby odmówić sprzedaży mułłom nowoczesnej technologii. Teheran realizuje więc energicznie program atomowy, teoretycznie nie łamiąc postanowień traktatu. Kiedy naciski międzynarodowe, zwłaszcza ze strony Stanów Zjednoczonych, stają się zbyt silne, mułłowie idą na tymczasowe lub pozorne ustępstwa. Zazwyczaj wykorzystują przy tym pośrednictwo Wielkiej Trójki UE – Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii. Te państwa europejskie prowadzą politykę krytycznego dialogu z Iranem. Berlin, Paryż i Londyn uważają, że same tylko pogróżki ze strony Waszyngtonu do niczego nie prowadzą – ajatollahom należy bowiem pokazać marchewkę, a nie tylko kij. W październiku 2003 r. szefowie dyplomacji Wielkiej Trójki zdołali skłonić polityków z Teheranu do kompromisu. Za wcześnie jednak Europejczycy cieszyli się sukcesem. W sierpniu br. najwyższy przywódca Iranu, ajatollah Ali Chamenei, i jego współpracownicy w praktyce unieważnili porozumienie. Iran rozpoczął przetwarzanie 37 ton rudy uranowej na gaz heksafluorek uranu. Były inspektor ONZ, David Albright, uważa, że w ten sposób państwo to może uzyskać materiał do wyprodukowania pięciu prymitywnych głowic atomowych. USA i Izrael zademonstrowały swe najwyższe zaniepokojenie. Minister obrony

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 49/2004

Kategorie: Świat