Poród na checkpoincie

Poród na checkpoincie

To nie Europa, w Autonomii każda czynność medyczna jest bardziej skomplikowana

Korespondencja z Autonomii Palestyńskiej

W mieście Barta’a i okolicy średnio rodzi się 600 dzieci rocznie. Jeśli przyszłe matki w drodze do szpitala muszą przejechać checkpointy izraelskiej armii, trwa to długo. Przynajmniej raz w roku poród rozpoczyna się w kolejce na przejściu. – To nie Europa, w Autonomii każda czynność medyczna jest bardziej skomplikowana – mówi dr Mohammad Iskafii.

Autonomia Palestyńska znajduje się na terenach zajętych przez Izrael po wojnie sześciodniowej w 1967 r. i jest podzielona na strefy A, B i C. Pierwsza strefa obejmuje większe miasta Zachodniego Brzegu Jordanu oraz Strefę Gazy. Druga to osiedla arabskie pod militarną kontrolą Izraela. W trzeciej znajdują się osiedla izraelskie pod jego całkowitą kontrolą. W strefie C również mieszkają Palestyńczycy, ale władzom Autonomii podlegają strefy A i B. To oznacza, że administracja palestyńska nie ma wpływu na zarządzanie ponad 60% tych terenów.

Barta’a leży w strefie C na Zachodnim Brzegu. Ponieważ znajduje się na granicy pomiędzy Autonomią a Izraelem, palestyńskie władze lokalne nie mogą nic zrobić bez zgody strony izraelskiej. Dodatkowo miejscowość podzielona jest na pół, a linia graniczna przebiega wzdłuż ulicy. Zorientować się można tylko po tablicach rejestracyjnych.

(Nie)widzialna granica

Rejestracje z zielonymi napisami uprawniają jedynie do poruszania się po strefach administrowanych przez Autonomię. Żeby przemieszczać się po strefie C, trzeba mieć „żółte blachy” – takie, jakie mają w Izraelu.

W mieście znajduje się jedna z klinik Palestinian Medical Relief Society (PMRS). Organizacja skupia się na wspieraniu kobiet w ciąży. Współpracuje z wieloma fundacjami, w tym z Polskim Centrum Pomocy Międzynarodowej (PCPM). Centrum prowadzi dwa projekty medyczne razem z PMRS, korzystając z finansowania z programu Polska Pomoc naszego MSZ w wysokości 5 mln zł.

Palestyńczycy nie mogą stawiać stacjonarnych przychodni, dlatego wykorzystują obiekty administracji publicznej, np. budynek rady miejskiej, do którego dojeżdża mobilna klinika. W takim pojeździe, gdzie znajduje się potrzebny sprzęt medyczny, jest lekarz pierwszego kontaktu i – co najważniejsze – ginekolożka.

Wchodzimy do sali, w której stoi długi stół. Kręcący się anemicznie wiatrak służy raczej podniesieniu morale niż faktycznemu schłodzeniu pomieszczenia, które zapełnia się pracownikami rady miejskiej.

– Nie możemy niczego budować bez zgody Izraelczyków. Mieszka tutaj 7 tys. osób. W szczególnie trudnej sytuacji są kobiety, które potrzebują opieki prenatalnej – mówi jeden z radnych. Jednak słowo, które wybrzmiewa w niemal każdej wypowiedzi, to checkpoint. Punkty kontroli znajdują się przy każdej drodze i przy wyjeździe z danej strefy. To przez nie podróż może trwać nawet kilka godzin.

– Sytuacja w Autonomii jest bardzo skomplikowana i dla osoby z Europy zupełnie nienaturalna – tłumaczy dr Iskafii, który od ponad 50 lat zajmuje się pomocą medyczną w PMRS. – Tutaj nie możesz tak po prostu pojechać do szpitala. Jesteśmy w strefie, skąd bez żółtych tablic rejestracyjnych nie wyjedziesz.

Dr Iskafii występuje nie tylko w roli lekarza, ale i tłumacza.

– Gdy komuś coś się stanie, musimy dzwonić do szpitala w Dżeninie – głos zabiera burmistrz.

– Karetka jedzie do checkpointu. My musimy często prywatnym samochodem dowieźć tę osobę do checkpointu, dopiero tam przerzucić ją do karetki. To trwa często nawet kilka godzin, a dodatkowo kosztuje ok. 500 szekli (150 dol.) – próbuje mi wyjaśnić jak najzwięźlej radny.

– A co, gdy kobieta rodzi? – pytam.

– Kobiety zbliżające się do terminu porodu muszą wyjechać z takiej miejscowości i przeprowadzić się do rodziny w mieście. Blisko szpitala. To duże obciążenie – przyznaje dr Iskafii. A jeśli nie ma jak pojechać? – Sytuacja jest niebezpieczna, bo nie ma żadnych ulg dla osób jadących do szpitala. Co roku zdarza się, że kobieta rodzi w kolejce na checkpoincie.

– W ciągu 10 lat mieliśmy 12 takich przypadków. I nawet po porodzie kobiety muszą swoje odstać w kolejce. Zawracanie jest zabronione, żołnierze mogą uznać to za podejrzane i otworzyć ogień – dodaje burmistrz.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 7/2024, którego elektroniczna wersja jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty

Fot. Jan Wysocki

Wydanie: 07/2024, 2024

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy