O marzeniach

Już niedługo opadnie kurz, który podniosły kampania wyborcza oraz formowanie się nowego rządu. Wrócimy do powszedniości. Przed tygodniem pisałem na tym miejscu, że ta powszedniość nie będzie usłana różami, a pierwsze posiedzenie nowego Sejmu było tego przedsmakiem. Chociaż nie należy przesadzać – każdy parlament jest teatrem i chociaż nieraz decyduje on o sprawach doniosłych, dążeniem posłów jest także zabawianie publiczności, z nadzieją na reelekcję, ma się rozumieć. W teatrze ważny jest repertuar. Repertuarem PiS był horror, często też czarny kryminał. Ten repertuar, z początku bardzo chwytliwy, przejadł się jednak publiczności. Wyczuła to Platforma i jej repertuarem, którego starannie się trzyma, jest komedia romantyczna. Ma być więc pogodnie, przyjaźnie – przyszły premier mówi „na zdrowie!” kichającemu na konferencji prasowej dziennikarzowi – a w języku publicznym, jako terminy polityczne, pojawiły się wręcz „miłość” i „marzenie”. Jest to świeże i sympatyczne – „dobrej nocy życz nam, bądź sympatyczna”, zwracała się do Polski Ludowej piosenka STS – i wszystko to pokazuje, jakie znaczenie mają nie tylko problemy, ale i klimat, w jakim się je rozwiązuje. Jest to nauka warta zapamiętania. Niemałe bowiem problemy – oprócz PiS, które przegrało i nie wie, jak się w tym znaleźć, oraz PO, która wzięła na siebie odpowiedzialność za państwo – ma także lewica, czyli LiD. Po pierwsze więc, nie bardzo wiadomo, czy lewica przegrała, czy wygrała. Wobec tego, do czego dążyła, a więc 18% głosów i 100 mandatów poselskich, przegrała sromotnie. Nie brakuje jednak głosów, że 50-osobowy klub LiD jest teraz jakościowo lepszy niż dotychczasowe kluby SLD, pozbyto się zbyt już zmęczonych twarzy, zyskano też paru kompetentnych ludzi, mających coś do powiedzenia w debatach. W sytuacjach zaś konfliktu pomiędzy koalicją rządzącą a wetującym rządowe ustawy prezydentem, LiD będzie trzymał w ręku rozwiązanie. To nieźle, daje to rozliczne możliwości przetargowe. Ale co dalej? Niedawno prof. Łagowski udzielił „Gazecie Wyborczej” obszernego wywiadu, w którym powiedział na głos to, co od dawna było oczywistością, a więc że lewica i jej ludzie byli w Najjaśniejszej formacją „stygmatyzowaną”, spychaną z estrady publicznej, obarczaną wszelkimi grzechami przeszłości i najgorszymi przewidywaniami na przyszłość. Co więcej, działo się to także za rządów SLD, który w wielu dziedzinach – w kulturze, nauce, mediach – sypał sobie garściami popiół na głowę, korząc się przed każdą antykomunistyczną brednią, i starał się chować pod szafę wszelkie ślady swojego związku z PRL-owską przeszłością, nawet tą najlepszą. Dla PiS, PO, a także, powiedzmy szczerze, dla niektórych uczestników obecnego LiD, o czym prof. Łagowski mówi dobitnie, ludzie lewicy byli „postkomunistami”, a więc obywatelami drugiej kategorii. Wydobycie się ze „stygmatyzacji” to na pewno jest jakieś zadanie, chociaż, przyznajmy, dość ubogie. O innych zadaniach lewicy piszą zaś liczni publicyści, ponieważ dyskutowanie o sytuacji lewicy po wyborach stało się modne. Dominującą tonacją, narzucaną przez publicystykę prawicową, jest oczywiście przekonanie, że lewica jako taka po prostu się skończyła w kraju, w którym – jakkolwiek by na to patrzeć – aż 87% wyborców oddało swoje głosy na partie prawicowe. Po prostu nie jest ona nikomu do niczego potrzebna. Chcecie troski socjalnej, walki z bezprawiem kapitału? Proszę bardzo, jest od tego PiS ze swoją „Polską solidarną” i walką z „oligarchami”. Chcecie europeizacji, nowoczesności, wolności inicjatyw gospodarczych, a także – choć cienkim głosem wypowiadanej – troski o prawa człowieka? Proszę bardzo, mówi o tym sympatycznym tonem Platforma. Także w samym LiD rozlegają się głosy likwidatorów. Pan Frasyniuk, uczestnik LiD z Partii Demokratycznej, radzi, aby LiD „przesunął się ku środkowi” i stał się reprezentantem interesów klasy średniej. Coś podobnego radzi Dariusz Rosati z SdPl, a więc też LiD-owiec, tytułując wręcz swój artykuł („GW” 6.11.br.) „Lewico, zapomnij o socjalizmie”, ponieważ „prawdziwej lewicy jest za mało”, a na „środku” i na „klasie średniej” można coś ugrać w następnych wyborach. Są z tym jednak dwa kłopoty. Po pierwsze – „na środku” jest już piekielny tłok, bo przecież każda partia, PO, PSL, a nawet PiS, uważa się za partię „centrową”. Po drugie zaś – owej „klasy średniej”,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 46/2007

Kategorie: Felietony