O Mazurkowych kolesiach, czyli o wymiarze sprawiedliwości słów kilka

O Mazurkowych kolesiach, czyli o wymiarze sprawiedliwości słów kilka

Nazwanie Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Sądu Najwyższego grupą kolesiów (w oryginale było: kolesi) i przypisywanie im niecnych celów świadczy o chamstwie i głupocie osoby wypowiadającej takie słowa. Należałoby zresztą rozważyć, czy taka wypowiedź nie realizuje przy okazji znamion przestępstwa z art. 226 § 3 Kodeksu karnego („Kto publicznie znieważa lub poniża konstytucyjny organ Rzeczypospolitej Polskiej”), za co przewidziana jest grzywna, ograniczenie wolności, a nawet pozbawienie wolności do lat dwóch. Nie wątpię, że prokuratura podległa ministrowi Ziobrze rozważać tego nie będzie, a jeśli już, to z całą pewnością w tej wypowiedzi nie dopatrzy się ani „znieważania lub poniżania” Sądu Najwyższego jako organu konstytucyjnego, ani pomówienia kilkudziesięciu poważnych sędziów wziętych z osobna. Nie dopatrzy się, choć jej szef gębę ma pełną frazesów o tym, że wszyscy muszą być wobec prawa równi, że pod rządami PiS nie będzie już „świętych krów”. No to pierwsza z brzegu święta krowa już jest. Posłanka Mazurek się nazywa. Już widzę takiego odważnego prokuratora, który w tej sprawie wszczyna postępowanie. Nie liczę na podobne samozaparcie. Ale głupia i chamska wypowiedź posłanki PiS zrobiła znacznie więcej złego niż samo to, że obraziła szanowanych powszechnie sędziów Sądu Najwyższego, tym bardziej że wpisała się w cały kontekst walki aktualnie rządzącej partii z trzecią władzą. Partyjni towarzysze posłanki Mazurek (kolesie?) zgodnie jej bronią. Wynika to nie tylko z partyjnej solidarności, ale i z tego, że, jak wspomniałem, wypowiedź ta znakomicie otwiera zaprogramowany atak PiS na władzę sądowniczą. To szykowana rozprawa z sądownictwem, które obok własności prywatnej, samorządów i Kościoła (księża biskupi, uważajcie!) nie pada automatycznie łupem rządzącej większości i musi być stopniowo przez tę większość zwasalizowane. Zanim podporządkuje się sądy rządzącej partii i jej urzędnikom, trzeba narodowi pokazać, że działają one źle, że są niesprawiedliwe (czy może być poważniejszy zarzut stawiany wymiarowi sprawiedliwości?), skorumpowane, sądzą w nich same komuchy (inna sprawa – po ile te komuchy mają lat, że wciąż jeszcze orzekają?) i nie ma innej drogi, trzeba je rozwalić, by później, na swoich zasadach i ze swoimi ludźmi, zbudować ten fragment „królestwa Bożego” na ziemi. W ten sposób łatwo zdobyć niemałe poparcie dla działań ograniczających niezawisłość sędziów i niezależność wymiaru sprawiedliwości od władzy wykonawczej, dla czystki w sądach. To naprawdę nietrudne. Rocznie sądy karne wydają u nas prawie 400 tys. wyroków skazujących. Niemal 100% skazanych jest z wyroku niezadowolonych. Część konsekwentnie nie przyznaje się do winy i głosi, że została skazana niewinnie. Nawet ci, którzy się przyznali, uważają, że zostali ukarani zbyt surowo. Z reguły tak uważają również osoby im najbliższe, więc liczba niezadowolonych z wyroków karnych z zasady się potraja. W sprawach cywilnych i gospodarczych rocznie zapada u nas jeszcze więcej orzeczeń. Proces cywilny z samej istoty tak się z reguły kończy, że jedna strona wygrywa, a druga przegrywa. Przegrywa zatem połowa procesujących się przed sądem cywilnym lub gospodarczym. Przygniatająca większość przegrywających uważa się za pokrzywdzonych przez sąd, potraktowanych niesprawiedliwie. Niektórzy węszą spisek i korupcję i to tę instytucję winią za swoją „krzywdę”. Chętnie słuchają, gdy ktoś użala się nad nimi, utwierdza ich w przekonaniu o niekompetencji i przekupności sędziów. Liczba niezadowolonych z sądów cywilnych i ich wyroków także wynosi kilkaset tysięcy osób rocznie, powiększone o ludzi im najbliższych. Tak więc najlepiej działające, najsprawiedliwsze sądy z natury rzeczy produkują każdego roku ogromny, idący w miliony legion niezadowolonych z wymiaru sprawiedliwości. Legion „samoodnawialny”, bo co roku przybywają nowi niezadowoleni, osądzeni w międzyczasie. Ich gniew, poczucie krzywdy, frustracje stanowią naprawdę potężną, choć równie niebezpieczną, jak potężną siłę, którą można swoiście administrować. Zagospodarowywać to niezadowolenie, ukierunkowywać je, wykorzystywać do celów politycznych. A już najłatwiej wykorzystać je przeciw wymiarowi sprawiedliwości. To łatwe, ale zarazem głupie i podłe. Autorytet wymiaru sprawiedliwości jest potrzebny państwu i narodowej wspólnocie. Budowa autorytetu sądów należy do zadań państwa, szczególnie zaś jego władz. Podważanie tego autorytetu osłabia państwo i prędzej czy później się zemści. Wymiar sprawiedliwości znam od kilkudziesięciu lat. Widziałem wyroki niesprawiedliwe i ewidentne pomyłki sądowe. Widziałem sędziów głupich i pyszałkowatych, aroganckich i przemądrzałych,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 18/2016, 2016

Kategorie: Felietony, Jan Widacki
Tagi: Jan Widacki