Nie mogłam zawieść młodzieży, więc zgodziłam się, by w tym roku możliwa była stara i nowa matura Rozmowa z Krystyną Łybacką, ministrem edukacji i sportu – W maturalnym tygodniu trudno nie wrócić do własnych wspomnień. Jaka była pani matura? – Na pewno stara (śmiech). Obowiązkowo zdawałam język polski, matematykę i historię. Jako dodatkowy przedmiot, jedyna w szkole, wybrałam język rosyjski. Powód – byłam zafascynowana dłońmi rusycysty. Takiej linii rąk nie widziałam nigdy w życiu. Zawsze zachwycały mnie ludzkie dłonie. Ma to początek jeszcze w dzieciństwie, wtedy zobaczyłam i zapamiętałam na całe życie obraz rosyjskiego malarza. Dominowały tam ręce – bezradne, ale w geście pełnym siły. – A jak ocenia pani decyzje pokolenia 2002? Byli w nietypowej sytuacji, mogli wybierać. – Młodzież zachowała się racjonalnie. W tym roku starą maturę zdaje ponad 498 tys. osób, nową – 6 tys. 513, to stanowi 1,29%. Jestem pełna podziwu dla dyrektorów szkół i komisji egzaminacyjnych, którzy robią wszystko, żeby sprostać sytuacji „dwóch matur”. Natomiast ci, którzy tak głośno krzyczeli: „Tylko nowa matura!”, teraz milczą. My dzisiaj martwimy się, czy ten jeden procent będzie miał na czas sprawdzone prace, a nie wyobrażam sobie, co by było, gdyby nową maturę zdawało 100%. Nie było żadnego przygotowania technicznego, sprawnego systemu informatycznego, nie było 20 mln zł, bo tyle kosztowałby nowy egzamin. Pomijam oszustwo, jakim było wmawianie młodzieży, że nowa matura jest przepustką na studia. Przecież uczelnie nie miały w tym roku takiego obowiązku. – Czy przyzwolenie na wybór – stara czy nowa matura – do czegoś się przyda? – Zobaczymy, jakie będą wyniki, czy przygotowano dobre testy, dobre standardy. To jest rozpoznanie bojem, ale próba pozwoli nam inaczej spojrzeć na rok 2005, gdy wszyscy przystąpią do nowej matury. – Jednak decyzja o dwóch maturach wywołała krytykę, zarzucano pani niezdecydowanie. – Wiem, że decydując się na obie formy matury, podjęłam słuszną decyzję, choć rzeczywiście, oberwałam za uczciwość. Mogłam powiedzieć: nowa matura w 2005 r., żadnych wyjątków. Ale uznałam, że część młodzieży podjęła już wysiłek przygotowania się do nowej formy. Nie mogłam jej zawieść. Uważam, że potraktowałam ją podmiotowo. Młodzież już od września czekała na decyzję. Gdy powstał rząd, dla nich było już bardzo późno, trzeba było szybko działać. I dlatego usłyszeli: „Nie ma obligatoryjnej, nowej matury”. Było to zgodne z tym, co mówiłam w kampanii wyborczej. Zaraz po podjęciu tej decyzji, gdy spotykałam młodzież, słyszałam: „Pani minister, dziękujemy”. Wtedy wiedziałam, że mam do czynienia z dwojakim odbiorem – maturzystów i mediów. – Pewne rozchwianie panuje też w wartościowaniu sposobu oceniania. Jedni mówią: tylko nauczyciel, inni – tylko sprawiedliwy, nieznający ucznia egzaminator. Można to połączyć? – Spróbujemy. Ten, kto teraz kończy gimnazjum, idzie do liceum, nie ma rozterek. On wie, co zdaje, wie, że obowiązuje go nowa matura. Naszym zadaniem jest doskonalenie standardów, czyli tych mierników, przy pomocy których go sprawdzamy. Ocenianie zewnętrzne i wewnętrzne musi się uzupełniać. Zewnętrzne ocenianie góruje pewnym obiektywizmem: sucha ocena, bez emocji, bez subiektywizmu. Ale to jest też minus. Subiektywizm pozwala lepiej ocenić ucznia, pamiętać o jego wadach i zaletach. Chcemy pokazać, że jest możliwe połączenie subiektywnego i obiektywnego oceniania. – Królikami doświadczalnymi egzaminów zewnętrznych byli tegoroczni szóstoklasiści, którzy kilka tygodni temu pisali test. Wynik zostanie wpisany na świadectwie. I znowu burza niezadowolonych, że jeden sprawdzian jest podsumowaniem całej edukacji. – Od przyszłego roku nie będzie żadnych punktów na świadectwie. Nie chcę klasyfikować dzieci według sprawdzianu, który pełni funkcję diagnostyczną dla szkoły. Poza tym uważam, że nie można fetyszyzować egzaminów. Od faktu, że się zdaje z czegoś egzamin, nie przybędzie wiedzy. W procesie dydaktycznym trzeba oceniać ucznia po wielokroć, w różny sposób. Egzamin jest jednorazowym aktem, wystarczy, że dziecko ma zły dzień, że coś się zdarzyło, a już wynik jest marny. – A co z dziećmi kończącymi teraz podstawówkę? – W tym roku punkty będą jeszcze wpisane na świadectwie, nie chcę robić zamieszania. Jednak w przyszłości uczeń dostanie osobne zaświadczenie. Poza
Tagi:
Iwona Konarska









