Obsesje premiera Morawieckiego

Obsesje premiera Morawieckiego

Morawiecki do europejskiego establishmentu przemawiał tak, jakby był nie polskim premierem, tylko urzędnikiem sztabu Trumpa oddelegowanym do Polski Nie jest tajemnicą, że skupione na sobie amerykańskie media – zarówno prasa, jak i telewizja oraz radio – niezwykle rzadko publikują doniesienia z Polski, a jeszcze rzadziej cytują wypowiedzi polskich polityków. Od tej praktyki, która dawno stała się regułą, uczyniono wyjątek dla premiera Morawieckiego. Ledwie zaczął urzędowanie, a już trafił na łamy pism i do dzienników telewizyjnych głównych sieci w USA. Niestety, nie znalazł się tam dlatego, że w ocenie mediów dobrze sobie radzi na nowym stanowisku lub ma ważne sprawy do zakomunikowania amerykańskiej opinii publicznej. Został zacytowany z innych powodów. Amerykanie pokazali Morawieckiego nie z życzliwości ani nie dlatego, że podzielają jego opinie, ale z powodu powszechnego w świecie Zachodu szoku, jaki wywołały jego niefortunne wypowiedzi. Najczęściej przywoływaną była ta o „żydowskich sprawcach” Zagłady. Morawieckiego, który do europejskiego establishmentu przemawia tak, jakby był nie polskim premierem, tylko urzędnikiem sztabu Trumpa oddelegowanym do Polski, musiał zdziwić tak negatywny odbiór za oceanem słów, które wypowiedział w Monachium. Zaskoczyła go też zapewne zdecydowana reprymenda, z jaką spotkały się one ze strony naszego „najlepszego sojusznika”. Cóż za niewdzięczność, przecież jesteśmy prymusem wśród nielicznych sojuszników i nigdzie na świecie nie kochają Ameryki tak mocno jak u nas. Nietrudno więc wyjaśnić przyczynę tego zdziwienia, ale ważniejsze jest odtworzenie z maksymalną wiernością słów wypowiedzianych przez premiera na konferencji w Monachium. Z dwóch powodów. Po pierwsze, ponieważ uczciwość wymaga, by dokładnie przytoczyć wypowiedź, która podlega analizie i ocenie. Po drugie, dlatego że treść jego wypowiedzi została przemilczana przez polskie media, które skupiły się na podchwyconym przez zagraniczne agencje fragmencie dotyczącym „żydowskich sprawców”. Tymczasem istnieją ważne racje, dla których polska opinia publiczna powinna się zapoznać z całą treścią. „Kwestia rosyjska” i pax Americana Mateusz Morawiecki wystąpił w panelu dyskusyjnym razem z nowym kanclerzem Austrii Sebastianem Kurzem, a moderatorem był przewodniczący komitetu organizacyjnego monachijskiej konferencji Wolfgang Ischinger. To ustosunkowany w elitach Zachodu wieloletni zawodowy dyplomata, były ambasador Niemiec w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. Człowiek reprezentujący wszystko to, co zawsze ceniliśmy w starej Europie – wysoką klasę i kulturę polityczną. Dyskusję zagaił w nienagannym angielskim, a następnie oddał głos naszemu premierowi. Morawiecki rozpoczął od próby rozbawienia sali. „Decyzje polityczne w UE podejmowane są zwykle w trybie »15 minut później po 15 minutach później«, inaczej, niż to się dzieje z decyzjami zapadającymi w kręgach wojskowych. Dlatego ja będę się starał mówić zwięźle”. Publiczność jednak tego żartu nie zrozumiała i nikt się nie śmiał. Naprawdę ponuro zrobiło się na sali, gdy premier przeszedł do meritum. Odtąd już do końca nikomu nie było do śmiechu. Ni stąd, ni zowąd już na samym początku wypowiedzi Morawiecki nawiązał do słynnego wystąpienia Władimira Putina sprzed 11 lat. Choć sam nie mógł wówczas w tym uczestniczyć, bo w Monachium debiutował dopiero w tym roku, sarkastycznie wypomniał rosyjskiemu liderowi, że krótko po pamiętnym wystąpieniu zrealizował on plany, jakie rzekomo wtedy zapowiedział światu. A mianowicie dokonał dwóch inwazji militarnych na bezbronne i niepodległe państwa – najpierw na Gruzję, a potem na Ukrainę. W swojej mowie Morawiecki konsekwentnie wracał do sprawy, którą określał jako „kwestię rosyjską”, wyjaśniając przy tym, że chodzi mu o trwale występujące „tradycyjne zagrożenie”, którego nie dostrzega dotknięty jakimś rodzajem ślepoty Zachód. Tym tradycyjnym zagrożeniem jest wojowniczo nastawiona Rosja, która do arsenału stałych gróźb dołożyła nowe ryzyko w postaci wojny hybrydowej i ataku cybernetycznego. Wobec tych zagrożeń stoi obecnie Zachód, który wszelako nie jest ani w pełni świadomy ich powagi, ani odpowiednio przygotowany do ich odparcia. Dlatego – w opinii polskiego premiera – tak ważne jest, by wszystkie kraje NATO solidarnie wypełniły postulat odprowadzenia minimum 2% PKB na utrzymanie wspólnej strategii obronnej. W rzeczywistości bowiem Europa żyje pod parasolem ochronnym – jak wyraził się premier – pax Americana, sprytnie udając, że sama sobie zapewnia bezpieczeństwo. Prawda jest jednak inna. Wiele państw nie dorzuca tyle, ile powinny, do wspólnej kasy na obronę i –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2018, 2018

Kategorie: Opinie