Obywatel Polak z zagranicy

Obywatel Polak z zagranicy

Sprawy Polonii – projekty ustaw o obywatelstwie Część I Powszechnie wiadomo, że Polska jest dziś jednym z najbardziej proamerykańskich krajów Europy. Świadczył o tym m.in. przebieg niedawnej wizyty w Warszawie prezydenta Busha. Mało kto jednak zdaje sobie sprawę, że jesteśmy jednocześnie świadkami poważnego konfliktu między Rzecząpospolitą a wielomilionową Polonią amerykańską. Czytelnik zapewne żachnie się: czyżby niedostatecznie nagłośniono falę oburzenia, jaką wywołały w Polsce antysemickie wypowiedzi prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej, Edwarda Moskala – w szczególności zaś jego oszczercze zarzuty pod adresem Jana Nowaka-Jeziorańskiego? W sprawie tej wypowiedział się przecież nawet premier. Wpłynęła ona niekorzystnie na krajową percepcję Polonii, rzuciła cień na odbyty niedawno Światowy Zjazd Polonii i Polaków z zagranicy. Zgoda. W niniejszym artykule mowa będzie jednak o konflikcie innym – mało znanym, źle rozumianym i bagatelizowanym. Mam na myśli konflikt rozpoczęty ponad rok temu przez nagłą zmianę regulaminu odpraw paszportowych, wprowadzoną na lotniskach znienacka, metodą instrukcji administracyjnej (do której wydania przyznał się w grudniu ub.r., w trakcie spotkania z Janem Nowakiem-Jeziorańskim, wiceminister Piotr Stachańczyk). W konflikcie tym Nowak-Jeziorański jest energicznym obrońcą interesów całej Polonii, a więc również tej jej części, która aktywnie popiera prezesa Moskala. I nie Polonia jest w tym wypadku rzecznikiem myślenia anachronicznego, zakorzenionego w postawach nacjonalistycznych i niezgodnego z realiami współczesnego świata. Wprost przeciwnie. Geneza tego „pierwszego w historii konfliktu między Rzecząpospolitą i Polakami rozsianymi w świecie” (określenie Nowaka-Jeziorańskiego z artykułu w nowojorskim „Nowym Dzienniku”, 6 kwietnia 2001 r.) była następująca. W połowie ubiegłego roku wprowadzono na lotnisku Okęcie, bez jakiegokolwiek uprzedzenia, nową praktykę odpraw paszportowych wobec osób o polskim brzmieniu nazwiska lub urodzonych w Polsce. Polegało to na tzw. pułapce paszportowej: respektowano przy wjeździe do Polski paszport amerykański lub kanadyjski, przy wyjeździe jednak domagano się, pod groźbą zatrzymania, przedstawienia paszportu polskiego. Doszło w samej rzeczy do kilkudziesięciu incydentów (liczba podana w grudniu 2000 r. przez min. Stachańczyka), które odbiły się wśród Polonii szerokim echem, wywołując falę oburzenia i protestów wyrażonych w dyskusji internetowej oraz w listach wysyłanych do wszystkich posłów Sejmu i Senatu. Wiele osób przestraszyło się i zrezygnowało z planowanego przyjazdu do Polski (patrz listy opublikowane w tej sprawie, obok mojego artykułu na ten temat, w „Polityce”, 2.09.2000 r., s. 21). Siłę protestu wzmacniał fakt, że praktyki tego typu nie były stosowane w czasach PRL. Inicjatorzy szykan lotniskowych opierali się ponoć (jak potem wyjaśniono) na ustawie z 1962 r., ale ustawa ta nie była (w omawianym zakresie) wprowadzona w życie: wpuszczano do Polski i wypuszczano z niej nawet takich obywateli USA i Kanady, na których ciążyły skazujące wyroki krajowych sądów. Ponadto – co z prawnego punktu widzenia jest argumentem decydującym – od roku 1970 istnieje przecież polsko-amerykańska konwencja konsularna, na mocy której strona polska zobowiązała się do wypuszczania z Polski każdej osoby, która wjechała do Polski z ważnym paszportem USA, bez pytania o jakiekolwiek inne dokumenty. Wedle udzielonych później wyjaśnień min. Stachańczyka termin „pułapka paszportowa” jest nieporozumieniem. Z utrudnieniami wyjazdu spotkały się bowiem (zdaniem ministra – zupełnie prawomocnie) tylko dwie kategorie obywateli USA: (1) osoby, który przebywały w Polsce dłużej niż trzy miesiące, czyli maksymalny okres przyjazdu bez płatnej wizy, oraz (2) dzieci, co do których istnieć mogła obawa, że wywożone są z kraju bez zgody jednego z rodziców. W związku z powyższym stwierdzić pragnę, że nie odpowiada to prawdzie. Na początku lutego br. odmówiono na Okęciu wypuszczenia mnie z Polski na podstawie paszportu USA, mimo że mój pobyt w RP trwał tylko dwa miesiące. Znam też osobiście wypadek dziecka, którego nie chciano wypuścić z Polski bez wylegitymowania się polskim paszportem, mimo że podróżowało wraz z obojgiem rodziców. Mogę powołać się również na autorytatywne oświadczenie Nowaka-Jeziorańskiego (z wymienionego wyżej artykułu): „Mimo że jestem osobistością znaną, doznałem tej procedury na sobie, więc nie mam wątpliwości, że pułapka paszportowa była stosowana”. Rzeczywistą intencję inicjatorów szykan lotniskowych ujawnia sejmowy projekt ustawy o obywatelstwie z dnia 29 czerwca 2000 r. Mówi on (art. 4), że „obywatel polski nie może być równocześnie uznawany przez władze Rzeczypospolitej Polskiej za obywatela innego państwa”

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 32/2001

Kategorie: Opinie