Polska w 1945 r. była w ruinie. Polacy to widzieli i dlatego nie popierali zbrojnego podziemia
Historia Polski po 1945 r. nie jest czarno-biała, jak tego chce polityka historyczna uprawiana po 1989 r. Na tę historię składa się wiele elementów. Nie tylko eksponowane obecnie walka podziemia antykomunistycznego z nowym ustrojem czy terror powojennej władzy wobec przeciwników politycznych. Częścią tego obrazu były także reformy społeczne przeprowadzone w latach 1944-1946 i odbudowa kraju.
Kult powojennego podziemia przybrał w polityce historycznej III RP formy niemal sakralne. Doprowadziło to do stworzenia mitologii historycznej, wedle której w latach 1944-1953 (w innej wersji 1944-1963) miało się toczyć na terenie Polski „powstanie antykomunistyczne”. Uczestniczyło w nim podobno – jak twierdzą np. autorzy „Atlasu polskiego podziemia antykomunistycznego 1944-1956” – od 120 do 180 tys. osób.
Nawet jeżeli zgodzimy się z tą wątpliwą tezą, to przy 24 mln mieszkańców Polski w 1946 r. oznacza to, że w podziemiu działało od 0,5% do 0,75% ogółu obywateli. Czynna walka z nową rzeczywistością ustrojową była zatem marginalną postawą polityczną. Wynikało to m.in. stąd, że Polska – mimo zmiany ustrojowej i geopolitycznej – zachowała po 1945 r. własną państwowość z niemal niezmienioną symboliką narodową. Dzisiejsza polityka historyczna nazywa tę państwowość „okupacją sowiecką”, ale znaczna część ówczesnych Polaków tak nie myślała. Wielu poparło przeprowadzone po wojnie reformy społeczne, a zwłaszcza reformę rolną, której nie potrafiła i nie chciała wdrożyć II RP. Ogromna większość była zmęczona wojną i nie chciała dalej żyć w ciągłym zagrożeniu śmiercią. Pragnęła po prostu normalnie uczyć się i pracować, a przede wszystkim odbudować zrujnowany kraj. Tym właśnie, a nie gloryfikowaną dzisiaj walką partyzancką, zajęła się większość Polaków po 1945 r.
Polityczny realizm
Polska w 1945 r. była w ruinie, ale nie każdy dziś uświadamia sobie, jak to realnie wyglądało. Podczas II wojny światowej nasz kraj poniósł procentowo najwyższe straty ludzkie i materialne. W ponad 90% zostały one spowodowane przez działania i politykę okupacyjną Niemiec hitlerowskich. Materialne straty wojenne poniosło ponad 13 mln obywateli polskich, w wyniku czego – jak obliczono w 2017 r. – poszkodowanym oraz ich spadkobiercom należałoby się 285 mld dol. odszkodowań. Kwota ta obejmuje zniszczenia i grabieże, nie uwzględnia natomiast strat wynikających z eksploatacji gospodarczej kraju przez okupanta, które są nie do oszacowania. Wojenne straty materialne Warszawy obliczono w 2004 r. na 54 mld dol., straty Łodzi na 40 mld zł, a Poznania na 11 mld zł (wyliczenia z 2006 r.).
W 1947 r. Biuro Odszkodowań Wojennych przy Prezydium Rady Ministrów oszacowało straty majątku narodowego w czasie wojny na 38% stanu sprzed 1939 r. Objęły one 50% infrastruktury kolejowej i drogowej, 43% dóbr kulturalnych, 55% infrastruktury zdrowotnej, 64,5% przemysłu chemicznego, 64,3% poligraficznego, 59,7% elektrotechnicznego, 55,4% odzieżowego, 53,1% spożywczego, 48% metalowego. Niemcy zniszczyli 14 tys. fabryk, 354 tys. gospodarstw wiejskich, 200 tys. sklepów, 84 tys. warsztatów rzemieślniczych, 968 tys. gospodarstw domowych, 17 szkół wyższych, 271 szkół średnich, niemal 5 tys. szkół powszechnych i 768 innych szkół. Straty w leśnictwie wyniosły ok. 400 tys. ha lasów. Biuro Odszkodowań Wojennych określiło wartość tych strat na 258 mld zł przedwojennych (50 mld dol. z 1939 r.), co stanowiło 13-krotność dochodu narodowego Polski z 1938 r. W przeliczeniu na wartość z 2004 r. to 650-700 mld dol.
Tę ruinę widzieli na własne oczy Polacy. Dlatego, choć byli bardzo odlegli politycznie od ówczesnej władzy, ogromna większość przystąpiła do odbudowy kraju. Powojenna odbudowa stała się sprawą ogólnonarodową i ponadpartyjną.
Niektóre środowiska odległe od lewicy, ale stojące na gruncie realizmu politycznego, uznały, że należy włączyć się w nurt życia legalnego. Po to, by zachować polski charakter tworzącego się państwa i odbudować w nim życie gospodarcze, kulturalne i naukowe. Środowiska te dostrzegały i rozumiały przede wszystkim niepowtarzalną szansę, jaką był powrót Polski na ziemie piastowskie nad Odrą, Nysą Łużycką i Bałtykiem. Takim środowiskiem była m.in. poznańska organizacja narodowo-katolicka Ojczyzna – jedna z bardziej zasłużonych organizacji podziemnych działających w Wielkopolsce podczas okupacji niemieckiej. W lipcu 1945 r. jej kierownictwo podjęło decyzję o wyjściu z podziemia i włączeniu się do pracy przy odbudowie kraju i zagospodarowaniu Ziem Odzyskanych. Działacze Ojczyzny objęli stanowiska – w tym kierownicze – w Ministerstwie Ziem Odzyskanych, Ministerstwie Spraw Zagranicznych, mediach, Polskim Związku Zachodnim oraz szkolnictwie wyższym i średnim na Ziemiach Zachodnich.
Wicepremier i rektor
Identyczne stanowisko zajął jeden z czołowych przedwojennych polityków endeckich – Stanisław Grabski. Motywem jego powrotu z Londynu do kraju w 1945 r. i objęcia stanowiska wiceprzewodniczącego Krajowej Rady Narodowej były właśnie zrozumienie doniosłości przejęcia przez Polskę ziem nad Odrą i Bałtykiem oraz chęć wsparcia tego procesu.
Podobny realizm polityczny prezentował przedwojenny wicepremier i bliski współpracownik Józefa Piłsudskiego – Eugeniusz Kwiatkowski, który w latach 1945-1948 podjął współpracę z Tymczasowym Rządem Jedności Narodowej w odbudowie gospodarki morskiej jako szef Delegatury Rządu ds. Wybrzeża. Taką samą drogą poszedł prof. Stanisław Kulczyński – przedwojenny rektor Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, a podczas wojny delegat rządu RP na obszar lwowski. Po 1945 r. stał się jedną z osób najbardziej zasłużonych w budowaniu od podstaw polskiej nauki na Ziemiach Odzyskanych jako rektor Uniwersytetu i Politechniki we Wrocławiu (1945-1951). Kulczyński ściągnął do Wrocławia najlepszych uczonych lwowskich, którzy przeżyli wojnę, i utworzył tam wiodący ośrodek akademicki w kraju. Natomiast w latach 1957-1971 kierował Towarzystwem Rozwoju Ziem Zachodnich, bardzo zasłużonym dla rozwoju cywilizacyjnego tych terenów, a dzisiaj zapomnianym.
Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 21/2020, dostępnym również w wydaniu elektronicznym.
Fot. PAP/Stanisław Dąbrowiecki
Kolejne obrzydliwe kłamstwa beneficjentów i piewców systemu niewolniczego przywiezionego na rosyjskich tankach. Tacy polscy odpowiednicy ku klux klanu
Która z podanych informacji jest nieprawdziwa? Prosze ją wskazać i skorygować. Czy już zrezygnowałeś z bezpłatnego szkolnictwa, ubezpieczeń zdrowotnych i emerytalnych – to wszystko wszak dzieło tego “niewolniczego systemu przywiezionego na rosyjskich tankach”. Czy już odciąłeś sobie prąd od mieszkania, czy już przestałeś korzystać z komunikacji samochodowej? Przytłaczająca wiekszość polskiej energii i paliw pochodzi z przemysłu zbudowanego w czasach “niewolniczego systemu”. Ładnie to tak korzystać z “niewolniczej pracy” i uważać sie za moralnie czystego? I jak tu wyjaśnić, że odkąd sie “niewolniczy system” skończył, to ten rzekomo “wolny” od 30 lat tylko bazuje na tym, co dostał od poprzedniego, sam nie jest w stanie stworzyć NIC wartościowego i trwałego?