Malowany wódz

Malowany wódz

Gdyby przyjąć argumenty autorów najnowszej ustawy degradacyjnej, marszałek Rydz-Śmigły już dawno powinien być szeregowcem

Liczba szkół, ulic, parków i skwerów noszących imię marsz. Edwarda Rydza-Śmigłego sugeruje, że był to człowiek dorównujący zasługami największym bohaterom w historii Polski. Gdyby jednak przyjąć argumenty autorów najnowszej ustawy degradacyjnej, Rydz-Śmigły, którego 132. rocznica urodzin minęła 11 marca, już dawno powinien być szeregowcem.

Czym tłumaczyć popularność Edwarda Rydza-Śmigłego w II RP? Legenda „pierwszego po marszałku” przeżyła PRL, a i dzisiaj obierany jest za patrona bardzo chętnie. Jak gdyby ucieczka naczelnego wodza z pola walki nigdy się nie wydarzyła. Źródeł tego fenomenu Stanisław Cat-Mackiewicz doszukiwał się wiele lat temu w polskiej naturze: „Polacy są jak piękna kobieta kochająca się w durniach. Człowiek inteligentny jest u nas z reguły nielubiany i nie budzi zaufania. Natomiast iluż ludzi zupełnie niemądrych korzystało w Polsce z ogromnego autorytetu osobistego”.

„Bywał kapryśny i wygodny, szukający ludzi, z którymi by nie potrzebował walczyć lub mieć jakiekolwiek spory. Pozbawiony błyskotliwości, mało inteligentny, drobiazgowy, ale uparty i energiczny” – taką mało pochlebną, lecz nad wyraz prawdziwą opinię wystawił marszałkowi prof. Paweł Wieczorkiewicz.

Kariera Rydza-Śmigłego dowodzi, że w życiu często bardziej od talentu i umiejętności liczą się szczęście i cwaniactwo. A tych – przynajmniej do czasu – nigdy mu nie brakowało. Do czasu też nie brakowało mu odwagi. Sam Józef Piłsudski w pewnym okresie widział w nim swojego następcę, który doprowadzi jego dzieło do końca.

Czas stanowi w ocenie Rydza-Śmigłego kluczowy element. Inaczej bowiem niż w przypadku większości znamienitych dowódców, którzy dopiero z upływem lat nabierają doświadczenia i umiejętności, tu można było zaobserwować proces odwrotny. Z każdym kolejnym awansem w armii i polityce Rydz-Śmigły wypadał coraz gorzej. Przeważnie sam był temu winny, przedkładając wygodę ponad rozwój. Często jednak w grę wchodziły jego własne ograniczenia, których nie był w stanie przezwyciężyć. Nic zatem dziwnego, że proporcjonalnie do oczekiwań rosły rozczarowania – w nim samym i w gronie jego współpracowników. Decyzja o opuszczeniu kraju we wrześniu 1939 r. była więc jakby symbolicznym podsumowaniem kariery Rydza-Śmigłego.

Czas bohatera

Ci, którzy pamiętali go z czasów Legionów, wypowiadali się o nim jedynie pozytywnie. Jak pisze biograf marszałka Ryszard Mirowicz, na początku kariery wojskowej „należał on zawsze do ludzi opanowanych, pewnych siebie w wydawaniu rozkazów, świecił przykładem odwagi. W czasie przeprowadzanych ataków zawsze biegł w pierwszym szeregu, natomiast przy wycofywaniu się opuszczał posterunek jako ostatni, chcąc wszystkiego dopilnować. Podczas walk pozycyjnych przebywał przeważnie na odcinku najbardziej zagrożonym”.

Na potwierdzenie tych słów można przywołać wspomnienia Wacława Jędrzejewicza, legionisty, a później również dyplomaty. Kiedy w 1916 r. razem ze Śmigłym stanął na drodze armii Brusiłowa, „los zdarzył, że wraz z moim plutonem karabinów maszynowych znalazłem się w lesie tuż koło niego w chwili, gdy mieliśmy ogień nacierających na nas wojsk rosyjskich nie tylko z naszego przedpola, ale i od flanki, a nawet i od tyłu. Śmigły spokojnie rozmawiał z otoczeniem, nie okazując najmniejszego niepokoju, choć sytuacja była groźna, i czekał widocznie na ewakuację ostatnich plutonów. Był wówczas naprawdę imponujący”.

Bez wątpienia cechy te przysporzyły mu wielu przyjaciół, a po odzyskaniu przez Polskę niepodległości ułatwiły awans w wojsku i polityce. W nagrodę za sprawne dowodzenie podczas wojny polsko-bolszewickiej Piłsudski pozostawił Śmigłego – wówczas generała dywizji – na czele 2. armii, stacjonującej na ważnym odcinku północno-wschodnim. Kolejnym krokiem w karierze była nominacja na jednego z pięciu inspektorów armii. Dodatkowo Śmigły został członkiem Kapituły Orderu Virtuti Militari i – co ważniejsze – Ścisłej Rady Wojennej, która w przypadku wojny przejmowała dowództwo nad armią.

Czas karierowicza

W opinii z grudnia 1922 r. Piłsudski chwalił podwładnego za „silny charakter żołnierza, mocną wolę i spokojny, równy, opanowany charakter”. Jednocześnie zauważał: „Nie jestem pewien jego zdolności operacyjnych w zakresie prac Naczelnego Wodza i umiejętności mierzenia sił nie czysto wojskowych, lecz całego państwa swego i nieprzyjaciela”. Minął już czas Śmigłego bohatera, zaczął się czas Śmigłego karierowicza.

Sam marsz. Rydz-Śmigły wydawał się utożsamiać państwo z armią. W jednym z przemówień podkreślał, że „wszyscy obywatele, bez względu na to, czy znajdują się na froncie, czy w kraju, czy noszą mundur wojskowy, czy ubranie cywilne, muszą dla wojny pracować”. Fascynację wojskiem widać także w innych jego wystąpieniach i artykułach, jak choćby w tych zdaniach: „Wojsko najprędzej oderwało się od przyzwyczajeń niewoli, które, trwając długo, stały się bliskimi. Wojsko pierwsze zaczęło tworzyć nowy typ Polaka, uprzedzając pod tym względem nawet polską szkołę”.

Te słowa, a także opinia Piłsudskiego dobrze oddają dalszą działalność Śmigłego w okresie międzywojennym. Tuż przed zamachem majowym w 1926 r. krytykował on polityków niechętnych Piłsudskiemu, oskarżając ich publicznie o to, że niszczyli „niezbędne i zasadnicze wartości moralne armii, a mianowicie: wiarę w Wodza i szlachetną dumę wojska z odniesionego pod dowództwem tego Wodza zwycięstwa”. Chociaż zatem Rydz-Śmigły nie brał bezpośredniego udziału w przewrocie – przebywał na wschodzie kraju – wiedział o planach zorganizowania go i je wspierał.

Czas wodza

W nowej rzeczywistości politycznej wielu wojskowych trafiło do rządu. Nie było jednak wśród nich Rydza-Śmigłego. Z jednej strony, Piłsudski uważał, że jego powołaniem jest armia, z drugiej – wypowiadał się o nim coraz krytyczniej. Paradoksalnie to właśnie ograniczenia, a nie nadzwyczajne zdolności Śmigłego umożliwiły mu dalszą karierę po śmierci marszałka. Dobitnie ujął to Cat: „Warunkiem i założeniem tej popularności Rydza jest, niestety, nicość i bezindywidualizm jego osoby”. Jak pisze Ryszard Mirowicz, „dla ambitnego [premiera Walerego] Sławka i [prezydenta Ignacego] Mościckiego Rydz był o wiele wygodniejszym partnerem niż mający własne zdanie gen. [Kazimierz] Sosnkowski. Kierownictwo sanacyjnej elity było przekonane, że Śmigły zajmie się pracą w wojsku i pozostawi im kierownictwo polityką”. Rydz miał wkrótce pokazać, że nadchodzące lata to jego czas.

W społeczeństwie za naturalne przyjęto, że bliski współpracownik Piłsudskiego po jego śmierci został generalnym inspektorem sił zbrojnych. Sam Rydz-Śmigły musiał uwierzyć w nieszczere pochwały płynące ze strony polityków, gdyż wkrótce zaczął snuć plany rozszerzenia swoich wpływów na armię. W końcu, jak wcześniej przekonywał, wojsko to najbardziej narodowotwórcza instytucja. Innymi słowy, zamierzał zarządzać Polską tak jak armią. Zresztą miał już skąd czerpać wzorce – faszystowskie Włochy i nazistowskie Niemcy darzone były w tym czasie nieskrywanym uznaniem przez polskie elity.

Aby wdrożyć swoje plany w życie, w lipcu 1936 r. wymusił na premierze Felicjanie Sławoju-Składkowskim wydanie okólnika następującej treści: „Generał Rydz-Śmigły, wyznaczony przez Marszałka Piłsudskiego jako Pierwszy Obrońca Ojczyzny i pierwszy współpracownik Pana Prezydenta w rządzeniu państwem, ma być uważany i szanowany jako pierwsza w Polsce osoba po Panu Prezydencie Rzeczypospolitej. (…) Wszyscy funkcjonariusze państwowi z Prezesem Rady Ministrów na czele okazywać mu winni objawy honoru i posłuszeństwa”.

Wydaje się, że jednym z nielicznych, którzy uwierzyli w te słowa, był sam Śmigły. Chętnie przyjmował pochwały, zwłaszcza płynące z zagranicznych stolic. Celowali w nich zwłaszcza Francuzi, którzy wykorzystywali spory marsz. Rydza-Śmigłego z bardziej proniemieckim Beckiem do swoich korzyści. Zdarzyło się, że podczas pobytu marszałka w Paryżu tamtejsza prasa przyrównała go do portugalskiego dyktatora Salazara, co Rydz odebrał jako komplement najwyższej wagi.

„Niestety – pisał Cat – dyplomacja europejska znała sekret naszych mężów stanu, wiedziała, że pochlebstwo osobiste, chociażby najbardziej przesadne, nie tylko mile ich łechtało, lecz w ogóle było w stanie wytrącić ich z obiektywizmu co do polskich interesów narodowych”.

Czas silnego dyplomaty

Polityka zagraniczna stanowiła dla marsz. Rydza-Śmigłego przede wszystkim narzędzie budowy własnej pozycji w kraju. Czas temu sprzyjał, gdyż mocarstwowe plany Polski coraz bardziej niepokoiły jej sąsiadów. Sprawa Litwy, przeciwko której w marcu 1938 r. sprzyjająca władzy prasa rozpętała kampanię nienawiści, to tylko jeden z wielu przykładów. Przy okazji wzmacniano wizerunek Śmigłego jako jedynej osoby zdolnej zapewnić Polsce należne jej miejsce w Europie i na świecie. Hasło „Wodzu, prowadź na Kowno!” nie powstało spontanicznie, lecz było elementem budowania sztucznego kultu.

Jak zauważał Mirowicz: „[Rydz] i szef dyplomacji polskiej uważali, że w Europie Środkowej Polska powinna prowadzić samodzielną politykę i nie musi liczyć się z głosami innych, nawet blisko zaprzyjaźnionych państw. (…) Obóz rządowy wykorzystał rozwiązanie konfliktu z Litwą dla umocnienia swojej pozycji w kraju. Zyskał na tym i Rydz-Śmigły, spory bowiem procent społeczeństwa uważał go za twórcę owego sukcesu. Umiejętnie sterowana propaganda zaczęła go kreować na wodza narodu”.

Czas radykalnego przywódcy państwa

Czasy sprzyjały radykalizacji społeczeństwa, co marsz. Rydz-Śmigły wykorzystał do wzmocnienia swojej pozycji. Na początku 1937 r. powołano do życia Obóz Zjednoczenia Narodowego (OZN) – Ozon, który łączył środowiska sanacji z narodowcami. W deklaracji ideowej odwoływano się do Józefa Piłsudskiego jako twórcy współczesnego państwa polskiego, co miało nie tylko budować mit marszałka, ale także gwarantować prawo do rządzenia jego następcom, zwłaszcza Śmigłemu. Zresztą Rydz firmował swoim nazwiskiem całą koncepcję Ozonu, widząc w niej szansę na zrealizowanie własnych planów zarządzania państwem jak wojskiem.

„Pod względem społecznym zbliżony jest do deklaracji stronnictwa zachowawczego, pod względem narodowym jest zdecydowanie nacjonalistyczny – akceptując bez zastrzeżeń całą ideologię Dmowskiego”, charakteryzował OZN Cat-Mackiewicz. Wcielany w życie system rządów był zdaniem publicysty „przepełniony najlepszymi życzeniami i uczuciami. Ponieważ mówił to, czego wszyscy chcieli, więc Polacy mieli do niego zaufanie jako do wielkiego polityka. Zjawisko stale dające się obserwować w naszym narodzie”.

Ozon z niechęcią – zresztą za aprobatą ogromnej części społeczeństwa – odnosił się do mniejszości narodowych zamieszkujących II RP. Chociaż w deklaracji ideowej wypowiedziano się przeciwko przemocy, podkreślano konieczność ochrony przede wszystkim „rdzennie polskich” interesów gospodarczych i politycznych. Władze OZN sprzyjały zatem bojkotowi ekonomicznemu przedsiębiorców żydowskich, później zaś głosiły potrzebę całkowitego wyeliminowania Żydów z handlu i rzemiosła. Pozbawieni w ten sposób zatrudnienia obywatele polscy żydowskiego pochodzenia musieliby udać się na emigrację do Palestyny lub – jak zachęcał do tego oficjalny organ OZN „Gazeta Polska” – na Madagaskar.

Władze OZN biernie obserwowały nasilanie się wystąpień antysemickich. Zresztą swoimi deklaracjami dzielącymi obywateli II RP na osoby pierwszej i drugiej kategorii dawały niemalże przyzwolenie na tego rodzaju akty przemocy. W 1936 i 1937 r. doszło do co najmniej kilkunastu zajść o charakterze antysemickim, kończących się przeważnie ciężkim pobiciem Żydów, a nierzadko śmiercią. Ksawery Pruszyński pisał na łamach „Wiadomości Literackich”, że według panujących w tym czasie nastrojów społecznych Żydzi „mogą iść tylko na kirkut”. Antysemityzm rozlał się na wszystkie aspekty życia społecznego i politycznego, a Śmigły temu wszystkiemu biernie się przyglądał.

Czas wodza naczelnego

Aż nadszedł 1 września 1939 r. – czas weryfikacji kultu wodza i propagandy sukcesu. W ciągu zaledwie kilku tygodni nazwisko marszałka Rydza-Śmigłego okryło się niesławą i stało przedmiotem niewybrednych żartów. Na takie traktowanie „druga osoba w państwie” ciężko sobie zapracowała. Zdaniem jego biografa „Rydz-Śmigły, jako osoba odpowiedzialna za przygotowanie kraju do obrony, nie w pełni zadbał o skoordynowanie prac w zakresie polityki zagranicznej, wewnętrznej, gospodarczej oraz organizacji wojskowej i państwowej. (…) Jego błędne założenia spowodowały, że na kierunkach głównego wysiłku obrony wprowadzono ok. 50% piechoty i artylerii oraz 70% czołgów, co było niczym innym jak rezygnacją z efektywnych działań obronnych na rzecz obrony biernej”.

„Zwyciężymy, bo dowodzi nami Śmigły-Rydz!”, miał krzyknąć na wieść o wybuchu wojny premier Składkowski. Nie wiadomo, czy wypowiedział te słowa, aby podnieść na duchu współpracowników, czy też sam w nie szczerze wierzył. Jeśli to drugie, musiał mocno się zdumieć, widząc naczelnego wodza przekraczającego granicę z Rumunią w nocy 18 września 1939 r.

W czasie kiedy cały wysiłek i energia marsz. Rydza-Śmigłego powinny być nakierowane na dowodzenie wojskiem, on pogrążał się w rozmyślaniach na temat swojego dalszego losu. Podobnie jak w kwestiach związanych z dowodzeniem i w tej sprawie co chwilę zmieniał zdanie, przecząc swoim wcześniejszym deklaracjom. Jeszcze 17 września o godz. 19.00 poinformował współpracownika, że zostaje w Polsce, aby „dołączyć do walczących wojsk”. Po chwili jednak stwierdził: „Nieuchronna godzina nadeszła. Pragnąłem ją odsunąć możliwie najdłużej, obowiązek muszę wypełnić do końca. Granicę przekroczę tej nocy”.

W późniejszych wypowiedziach Śmigły winą za swoją ucieczkę próbował obarczyć m.in. Becka, sugerując, że to on go przekonał do ewakuacji do Rumunii. Wszystkiemu zaprzeczyła żona ministra spraw zagranicznych. Jej zdaniem Beck z nieskrywanym zaskoczeniem przyjął informację o decyzji Śmigłego, tym bardziej że nie mógł mu zagwarantować bezpiecznego przejazdu.

Zdając sobie sprawę z sytuacji, w której się znalazł, marsz. Rydz-Śmigły nie potrafił przezwyciężyć własnych ograniczeń, stawiając ambicje ponad interesem państwa. Jak pisze Mirowicz: „W czasie pobytu Rydza w Kosowie chciał się z nim skontaktować gen. Władysław Sikorski, sugerując przez płk. Jalicza, że dzięki swoim doskonałym stosunkom z ważniejszymi osobistościami politycznymi we Francji mógłby być pomocny przy formowaniu armii na terytorium tego państwa. Jednakże Rydz-Śmigły nie przyjął gen. Sikorskiego, argumentując, że w obecnej sytuacji nie może się z nim spotkać, ale w Rumunii w innej atmosferze omówi z nim całokształt położenia”.

Czas wygnańca

Już w Rumunii Śmigły próbował tłumaczyć swoją decyzję. Najbardziej zaskakuje fakt, że mimo warunków, w jakich się znalazł, nadal uważał się za wodza narodu, nadal śnił sny o potędze. „Chodziło mi o to – pisał w rozkazie do wojska – by polski żołnierz brał w dalszym ciągu udział w wojnie i by przy zwycięskim zakończeniu wojny istniała Armia Polska, która by reprezentowała Polskę i Jej interesy”. Na koniec dodawał: „Trzeba zacisnąć zęby i przetrwać. Położenie się zmieni, wojna jeszcze trwa. Będziecie jeszcze bić się za Polskę i wrócicie do Polski, przynosząc jej zwycięstwo…”.

Śmigły próbował odsuwać swój upadek, ale czas ten zbliżał się nieuchronnie. Po naciskach ze strony części polskich polityków i zachodnich aliantów 27 października 1939 r. marsz. Edward Rydz-Śmigły wystosował do prezydenta Władysława Raczkiewicza pismo z rezygnacją ze stanowiska naczelnego wodza. Nie zamierzał jednak uznać odpowiedzialności za wrześniową klęskę. W liście do prezydenta wysłanym w ślad za rezygnacją pisał: „Internowanie moje czyni mnie bezbronnym i wszystkie winy można na mnie zwalać. Daleki jestem od prowadzenia polemiki na temat opinii publicznej i jej żądań. Konstytucyjnie akt mianowania teraz Naczelnego Wodza nie jest konieczny – tym bardziej że i armia jeszcze niezorganizowana. Więc chodzi o osądzenie mnie”.

Czy faktycznie marsz. Rydz-Śmigły nie zasługiwał na krytykę, która spadła na niego po wrześniu 1939 r.? Cat-Mackiewicz nie miał wątpliwości, że naczelny wódz zawiódł jako wojskowy i jako polityk: „Naród gotowy był spełnić wszystko, co »Wódz« zażąda; od endeków do socjalistów nikt nie kwestionował prawa »Wodza« do żądania największych ofiar od narodu. Zawiódł nie naród, lecz »Wódz«, który zamiast o czołgach i samolotach myślał o Ozonie, który nie umiał wyzyskać tych wszystkich uzyskanych przez siebie olbrzymich prawnych i politycznych pełnomocnictw, które uzyskał dla zapewnienia obrony kraju, który nawet pożyczkę z Rambouillet* bezpowrotnie zmarnował”.

Czas patrona szkół i ulic

W październiku 1941 r. marsz. Rydz-Śmigły zdecydował się wrócić do kraju. Chciał cofnąć czas, odbudować pozycję w wojsku i państwie. Jednak władze w Londynie postawiły sprawę jasno: pobyt Śmigłego w kraju „byłby szkodliwy dla sprawy polskiej i utrudniałby prace rządu. Mógłby wprowadzić w społeczeństwie niepotrzebne podziały i tym samym osłabić przygotowania do walki z Niemcami”.

Do dziś nie wiadomo, czy Rydz-Śmigły zmarł w grudniu 1941 r. w wyniku choroby, czy też ponad pół roku później jako więzień Armii Krajowej. Bez względu na wersję jego czas minął już wcześniej, 18 września 1939 r., kiedy wódz uciekł za rumuńską granicę. Wszystko, co działo się potem, to farsa odgrywana przez człowieka, który zawiódł w godzinie próby. Pewnie mało kto by o nim dzisiaj pamiętał, gdyby nie dekomunizacja i antyrosyjska polityka prowadzona od 1989 r. Antykomunizm i antyrosyjskość to cechy, które zmazują wszystkie przewinienia. Potwierdza to liczba szkół i ulic noszących imię marsz. Rydza-Śmigłego. Jak trafnie zauważył Cat, „ludzie zupełnie niemądrzy” zawsze cieszyli się w Polsce wysokim autorytetem. W dzisiejszych czasach nie jest inaczej.

Fakt, że Rydz-Śmigły nigdy nie został zdegradowany, więcej mówi o polskiej tradycji wojskowej niż o nim samym. Dotychczas bowiem po to rozwiązanie sięgali – i to stosunkowo rzadko – przede wszystkim zaborcy. Decyzją cara zdegradowani zostali m.in. inicjator powstania listopadowego mjr Piotr Wysocki (chociaż przyznano mu emeryturę oficerską) i działacz niepodległościowy mjr Walerian Łukasiński.

Polskie władze unikały tak radykalnych środków. Warto przypomnieć, że wraz z powstaniem II RP polscy oficerowie wszystkich armii zaborczych zachowali swoje stopnie. Także po zamachu majowym Piłsudski nie zdecydował się na zdegradowanie oficerów wiernych rządowi. Jego następcy działali podobnie. Przejmując obowiązki naczelnego wodza, gen. Władysław Sikorski rozpoczął rugowanie sanacyjnych oficerów z wojska, jednak nigdy nie odebrał im stopni. Dotyczyło to również osób tak skompromitowanych jak marsz. Rydz-Śmigły. Nawet w powojennej Polsce sanacyjni oficerowie zachowali swoje stopnie. Przyjęta przez Sejm ustawa degradacyjna bardziej nawiązuje zatem do tradycji caratu i zaborów niż do lat wolnej Polski. Jakie czasy, takie inspiracje.

* Pożyczka wynegocjowana w 1936 r. opiewała na kwotę 2,6 mld franków (ok. 600 mln zł), co stanowiło niemal 90% rocznego budżetu na zbrojenia II RP. Miała odmienić polską armię, jednak tylko w niewielkim stopniu pozwoliła na jej modernizację. Do 1 września 1939 r. zdołano bowiem wydatkować jedynie niewielką część przyznanych środków.

Bibliografia
S. Cat-Mackiewicz, O jedenastej – powiada aktor – sztuka jest skończona. Polityka Józefa Becka, Universitas, Kraków 2012.
R. Mirowicz, Edward Rydz-Śmigły, IWZZ, Warszawa 1988.

Wydanie: 11/2018, 2018

Kategorie: Historia

Komentarze

  1. georg
    georg 12 marca, 2018, 11:49

    Co tam Śmigły- Rydz ?. Kilku królów czeka do detronizacji .

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. ondraszek
    ondraszek 3 września, 2019, 00:07

    Teraz też nieudacznicy nie potrafią odpowiednio wykorzystać funduszy przeznaczonych na wojsko.
    Polak i po „szkodzie głupi”.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy