Ordynacja, która wypaczyła wyniki

Ordynacja, która wypaczyła wyniki

Wybory z czerwca 1989 r. nie były ani całkowitą klęską PZPR, ani jednoznacznym zwycięstwem Solidarności

Wyniki wyborów z czerwca 1989 r. przypieczętowały kres przeszło 40-letnich rządów Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Jak jednak dowodzą ówczesne badania opinii publicznej, czerwona kartka dla PZPR wcale nie oznaczała zgody na pełnię władzy Solidarności. Kompromis między obiema stronami był konieczny, bo społecznie pożądany.

PZPR wobec wyborczej klęski

„Miny towarzyszy niepewne. Od rana wiadomo, że wybory zakończyły się naszą klęską. Nikt z naszych kandydatów na senatorów nie przeszedł”, zapisał pod datą 5 czerwca 1989 r. Mieczysław F. Rakowski. Podczas narady Sekretariatu Komitetu Centralnego PZPR, która odbyła się nazajutrz po pierwszej turze przełomowych wyborów, dominowało poczucie porażki – tym dotkliwszej, że dla wielu działaczy niespodziewanej. „Wyniki są bardzo złe”, podsumował Wojciech Jaruzelski. „To był plebiscyt, czego nikt nie zakładał. Sekretarze są wstrząśnięci, sądzili, że to będą wybory, a to był plebiscyt”, dodawał Zygmunt Czarzasty, odpowiedzialny w partii za kampanię wyborczą. Jeszcze bardziej dosadnych słów użył Czesław Kiszczak: „Przeciwnik walczył bardzo ostro od pierwszego do ostatniego gwizdka. Sięgał po najbardziej wyrafinowane środki, czego nie można powiedzieć o naszej stronie. Wyniki wyborów do Senatu to kompletna klęska”.

Nastroje w PZPR – zarówno na szczeblu centralnym, jak i lokalnym – były minorowe. Chociaż jeszcze nikt się nie spodziewał, że wyborcza porażka położy kres trwającym ponad 40 lat rządom partii, mało kto miał wątpliwości co do skali zmian, jakie z dnia na dzień zaszły w polskim życiu politycznym. Podczas wspomnianego już posiedzenia Sekretariatu KC PZPR Janusz Reykowski przewidywał trzy scenariusze, z których każdy był równie prawdopodobny: „Narastanie trudnej do kontrolowania agresywności opozycji; rozżalenie i gorycz w naszej bazie mogą zmierzać do próby zmiany polityki X Plenum; możliwa jest dezercja z partii, osłabienie morale, zajmowanie defensywnej postawy przez członków partii, pełniących różne funkcje”.

Skala porażki rzeczywiście była zaskoczeniem, choć nastroje społeczne od dawna pozostawały dalekie od zadowalających. Zdaniem Stanisława Kwiatkowskiego, stojącego na czele Centrum Badania Opinii Społecznej, wyrok na PZPR zapadł na długo przed wyborami. W komentarzu wygłoszonym w „Panoramie Dnia” 8 czerwca 1989 r. stwierdzał: „Nawoływanie do plebiscytu za »Solidarnością« nałożyło się na chęć rozliczenia władzy i w ten sposób w rozliczeniowo-plebiscytowych wyborach społeczeństwo załatwiło swoje porachunki z władzą, wzięło odwet na koalicji za »całość«. Część wyborców chciała zapewne zrobić władzy na złość, dać jej przy tej okazji nauczkę. Chcieli coś takiego władzy zakomunikować, ale nie mieli zamiaru jej pognębić. Tymczasem te indywidualne porachunki złożyły się na taki rezultat zbiorowy, który wywoływał powszechne zakłopotanie”.

Polityczna apatia Polaków

Jak zatem przedstawiały się nastroje społeczne pod koniec PRL? Opracowania CBOS pokazują co najwyżej letnie zainteresowanie Polaków polityką. Wprowadzenie stanu wojennego 13 grudnia 1981 r. i kres „karnawału Solidarności”, kiedy niemal całe społeczeństwo zaangażowało się w dyskusję o przyszłości kraju, rozpoczęły czas politycznej apatii. „Lata 1982-1983 były okresem wyraźnej niechęci do polityki, wręcz awersji do deklaracji politycznych. Zamykanie się w kręgu spraw własnych, ucieczkę w prywatność ilustrował wzrost czytelnictwa książek i prasy”, odnotowywano w raporcie CBOS. Pewien wzrost zainteresowania polityką w kraju zauważono dopiero w 1984 r., co wiązało się z natężeniem ważnych wydarzeń partyjnych oraz zabójstwem ks. Jerzego Popiełuszki i procesem jego oprawców. Jednak już w lipcu 1985 r. na pytanie: „Czy człowiek taki jak Pan(i) powinien interesować się polityką?” niemal 36% ankietowanych odpowiedziało negatywnie. Braku zainteresowania polityką ze strony polskiego społeczeństwa dowodził też fakt, że rozpoczęte w 1988 r. rozmowy na linii PZPR-opozycja, które poprzedziły obrady Okrągłego Stołu, przeszły niezauważone przez prawie dwie trzecie dorosłych obywateli.

Trudno zatem się dziwić, że według badań CBOS z początku 1989 r. co czwarty Polak obojętnie traktował nawiązanie przez partię dialogu z opozycją demokratyczną. Co więcej, w przededniu rozpoczęcia obrad Okrągłego Stołu Komitet Obywatelski przy Lechu Wałęsie nie był szerzej znany ponad połowie społeczeństwa. Najbardziej zdystansowana do tych spraw pozostawała młodzież – ponad 8% określiło swoje zainteresowanie polityką jako żadne, a 17% jako nikłe. Z kolei zaledwie 2% zadeklarowało bardzo duże zainteresowanie.

Stanisław Kwiatkowski podsumowywał: „Dla statystycznego, przeciętnego Polaka świat polityki jest wobec niego światem zewnętrznym, odległym i niedostępnym. (…) W tej optyce ludzie u władzy wiele mają dla siebie i równie dużo mogą. Mają wpływ na wszystko, od nich wszystko zależy, np. co ile ma kosztować, kto ile ma zarabiać (płace i ceny są dla wielu sprawą polityczną, zależną od władzy). (…) Z tego typu myślenia politycznego, czy raczej ubóstwa myślenia politycznego, biorą się zachowania roszczeniowe zmierzające do wytargowania od władz, »co się należy«, (jeśli władzę pocisnąć, może ona wszystko – powiększyć zarobki, obniżyć ceny, zapełnić sklepy)”.

Żeby się dogadali

Przeprowadzone tuż przed czerwcowymi wyborami badania opinii społecznej potwierdzały zniecierpliwienie Polaków utrzymującymi się problemami gospodarczymi. O ile w 1987 r. większość ankietowanych wypowiadała się pozytywnie o warunkach życia, o tyle w 1989 r. aż trzy czwarte uznało je za złe. Ponad 70% było przekonanych, że za kolejne dwa lata sytuacja będzie jeszcze gorsza. „Coraz więcej ludzi, przewidując sytuację własnych gospodarstw domowych za pięć lat, nie potrafi określić perspektywy dla siebie. Przyszłość jawi się jako niepewna i niejasna. Co trzeci ankietowany widzi ją w ciemnych barwach, ma obawy, że się pogorszy lub będzie tak samo źle. Z nadzieją spogląda w przyszłość co piąty, u prawie połowy nadzieja przeplata się z obawami”, odnotowywał CBOS.

Chociaż zatem pierwsze rozmowy między PZPR a opozycją minęły niezauważone przez Polaków, aż 80% uznało same obrady Okrągłego Stołu za wydarzenie przełomowe. Jeszcze większy odsetek ankietowanych wyrażał przekonanie, że dialog i porozumienie obu stron były jedynym wyjściem, aby uniknąć konfliktu politycznego i pogorszenia sytuacji gospodarczej. „Powszechne było pragnienie, »żeby się dogadali«. Ludzie boją się konfrontacji i wiedzą, że na tym mogliby stracić wszyscy”, podkreślano w raporcie CBOS. W maju 1989 r. ponad 41% ankietowanych oczekiwało od Solidarności jak największej współpracy z władzą. Nieco mniej uważało, że opozycja powinna „walczyć z władzą, ale tam, gdzie to konieczne, iść na ustępstwa wobec niej”. Natomiast podobny odsetek zwolenników opozycji (13%) i PZPR (8%) krytykował Okrągły Stół jako błędną decyzję polityczną.

Niechęć do kapitalizmu

Czego zatem Polacy oczekiwali od partii i Solidarności? Jak wskazują ówczesne badania opinii społecznej, jedynie co piąty ankietowany liczył na likwidację ustroju socjalistycznego. Podobny odsetek domagał się „reformowania istniejącego socjalizmu w Polsce”, aż 39% zaś opowiadało się za „wprowadzeniem całkowicie nowego socjalizmu”. Choć trudno tu mówić o rewolucji w poglądach – zwolennicy kapitalizmu nadal pozostawali w mniejszości – nie sposób nie zauważyć rosnącego rozczarowania sytuacją gospodarczą. Zaledwie bowiem dwa lata wcześniej niemal 64% społeczeństwa uznało, że „istniejący system władzy jest dobry i nie wymaga poważniejszych zmian”.

Jeśli działacze partyjni wzięliby pod uwagę poglądy tych, którzy z racji wieku mieli w czerwcu 1989 r. głosować po raz pierwszy, zapewne szok spowodowany rezultatami wyborów byłby mniejszy. Jak bowiem informował CBOS, co trzeci maturzysta zapowiadał, że prawdopodobnie nie weźmie w nich udziału. Spośród pozostałych 42% deklarowało oddanie głosu na kandydatów Solidarności. Poparcie dla PZPR wśród młodzieży nie przekraczało 8%. Co jednak ważniejsze, połowa badanych wciąż nie wiedziała, na kogo zagłosuje.

Jeżeli natomiast chodzi o ogół społeczeństwa, ponad połowa Polaków zamierzała oddać głos „na najlepszych kandydatów”, bez względu na to, którą stronę oni reprezentowali. Interesujące, że zaledwie 6,1% ankietowanych wyrażało pragnienie, aby Senat „w całości składał się z przedstawicieli strony opozycyjno-solidarnościowej”. Warto zauważyć, że jeszcze mniej – 1,7% – chciało, aby w izbie wyższej zasiadali jedynie politycy PZPR. Zdaniem większości społeczeństwa najkorzystniejszym wynikiem byłaby równowaga stron w Senacie.

Stanisław Kwiatkowski zauważał, że „we wszystkich sondażach CBOS wyraźnie przewija się obawa społeczeństwa przed powrotem do starych rozwiązań, przed monopolem jednego ugrupowania. Ludzie obawiają się, żeby wszechobecne do niedawna kryterium partyjności nie zostało zastąpione podobnym kryterium Solidarności, bo byłoby to powtarzanie tych samych błędów”.

Nieufność wobec polityki dało się wyczuć już po wyborach. Zaledwie 6% badanych oczekiwało powstania rządu złożonego jedynie z przedstawicieli Solidarności. Jeszcze mniej, bo 2%, wyrażało przekonanie, że mimo porażki to PZPR powinna zachować pełnię władzy. Natomiast 80% życzyłoby sobie powstania rządu wielkiej koalicji, łączącej wszystkie obozy polityczne.

Dokładna analiza wyników czerwcowych wyborów dowodzi, że do klęski PZPR bardziej niż brak społecznego poparcia przyczyniły się ordynacja wyborcza i kiepska kampania. Spisane w pośpiechu i często bez odpowiedniego namysłu zasady głosowania miały zagwarantować koalicji rządzącej przewagę nad Solidarnością. Tymczasem stało się dokładnie odwrotnie. Co więcej, wewnętrzna demokratyzacja i swoboda wskazywania kandydatów PZPR prowadziły do niekończących się kłótni wśród partyjnego aktywu. Jak pisze Antoni Dudek, „w efekcie na konwencjach wojewódzkich wybierano po trzech kandydatów PZPR na dwa miejsca w Senacie, ignorując przy tym całkowicie interesy własnych koalicjantów. Postępujący w partii ferment sprawił, że niektórzy pretendenci, wyeliminowani w trakcie wstępnej selekcji, buntowali się i samodzielnie zbierali wymagane do rejestracji 3 tys. podpisów. Doprowadziło to do sytuacji, w której zamiast 100 kandydatów koalicji PZPR-ZSL-SD w wyborach do Senatu uczestniczyło 178 przedstawicieli PZPR, 87 ZSL i 67 SD. W ten prosty sposób już na starcie podzielono, i tak kurczący się coraz bardziej, koalicyjny elektorat”.

Władze PZPR liczyły, że pozostające na w miarę wysokim poziomie poparcie dla rządu Mieczysława Rakowskiego przełoży się bezpośrednio na wyniki wyborów. Co więcej, na korzyść partii miał działać także brak doświadczenia politycznego kandydatów Solidarności, przeciwko którym startowali przecież sprawdzeni i znani lokalnie działacze partyjni. Jak jednak zauważał Andrzej W. Lipiński: „Imprezy wyborcze Solidarności miały profesjonalny charakter politycznego show. (…) Publiczności dozowano dawkę wielkiej polityki, a również rozrywki w dobrym guście. Gościli na spotkaniach kandydatów solidarnościowych znani ludzie estrady i filmu, którzy tworzyli stosowną oprawę i potrafili umiejętnie ubarwić atmosferę gorącej walki politycznej”.

Wysokie poparcie listy krajowej

Przekonanie o całkowitej klęsce PZPR w czerwcu 1989 r. jest błędne. O tym, że mimo systematycznego spadku poparcie dla partii utrzymywało się na całkiem wysokim poziomie, świadczą wyniki tzw. listy krajowej. Ordynacja wyborcza wymagała, aby startujący z niej kandydaci otrzymali ponad 50% głosów w skali całego kraju, co samo w sobie stanowiło przeszkodę niemal nie do przeskoczenia. Wystarczy powiedzieć, że wszystkie osoby startujące z listy krajowej otrzymały więcej głosów niż Bronisław Komorowski i Andrzej Duda w pierwszej turze wyborów prezydenckich w 2015 r. A pamiętać trzeba, że spośród 35 kandydatów mandat wywalczyło jedynie dwóch – Mikołaj Kozakiewicz z ZSL i Adam Zieliński z PZPR. W wyborach z 4 czerwca średnie poparcie dla listy krajowej wahało się między 40 a 45%. Co więcej, na Ziemiach Odzyskanych poparcie wynosiło ponad 50%, a w województwie pilskim, zielonogórskim i koszalińskim przekraczało 60%.

Biorąc pod uwagę wyniki wyborów, jak również oczekiwania społeczne, trudno się dziwić, że obie strony dążyły do kompromisu. Oczywiście i w PZPR, i w obozie Solidarności zdarzały się osoby zdecydowanie przeciwne współpracy, jednak były one skutecznie marginalizowane. Przeważał bowiem pogląd, wyrażony przez Adama Michnika na łamach „Gazety Wyborczej”, że nie wolno było „pozwolić sobie na triumfalistyczno-konfrontacyjną retorykę. (…) Ład instytucjonalny po wyborach winien być budowany wokół idei dialogu i kompromisu. Nie zmieniło się przecież polskie położenie geopolityczne, nie zmienili się dysponenci aparatu przemocy”. W odpowiedzi Mieczysław Rakowski przyznawał: „Opozycja wywodząca się z pnia korowskiego rozumowała racjonalnie”.

Wybory z czerwca 1989 r. nie były ani całkowitą klęską PZPR, ani jednoznacznym zwycięstwem Solidarności. Źle napisana ordynacja wyborcza wypaczyła wyniki, które nie do końca odzwierciedlały nastroje społeczne. Polska i Polacy dopiero uczyli się demokracji, dlatego o błędy nie było trudno. Powinni o tym pamiętać zwłaszcza ci, którzy w Okrągłym Stole i koalicyjnym rządzie Tadeusza Mazowieckiego widzą przede wszystkim zdradę. Źródła historyczne dowodzą, że wszelkie próby wykluczające z udziału w rządzeniu jedną ze stron były u progu 1990 r. skazane na społeczny sprzeciw.

W tekście wykorzystałem opracowania CBOS zamieszczone w książce Stanisława Kwiatkowskiego Szkicownik z CBOS-u. Rysunki socjologiczne z tamtych lat, Tyczyn 2004.

Fot. Chris Niedenthal/FORUM

Wydanie: 2019, 25/2019

Kategorie: Historia

Komentarze

  1. ireneusz50
    ireneusz50 25 czerwca, 2019, 15:17

    Wybory z czerwca 1989 r. były czasem zakończenia rozwoju narodu polskiego i Polski, nastał czas łobuzów, małych i większych cwaniaczków, rozwój złodziejstwa, aferzystów i wyłudzaczy, liberałów róbta co chceta, tylko praca została w pogardzie. Jak było i jak jest nie trzeba przedstawiać, jaki jest koń kazdy widzi.

    Odpowiedz na ten komentarz
    • ireneusz50
      ireneusz50 25 czerwca, 2019, 15:21

      pół roku później zamordowano Nicolae Ceaușescu, musiał być oporny jak Husajn i Kadafi, sąd w dzisiejszym świecie to fasada. .

      Odpowiedz na ten komentarz
      • PiotrK
        PiotrK 4 czerwca, 2020, 23:52

        Moim zdaniem Ceaușescu raczej nie zginął dlatego że był tyranem i zamordystą, ale dlatego że nie rozumiał co się działo wokół. Stał na drodze do uwłaszczenia nomenklatury, które miało miejsce w innych krajach bloku wschodniego, aczkolwiek niezadowolenie społeczne miało w tych wydarzeniach znaczenie.

        Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy