Mam wrażenie, że Kaczyński wciąż nie wie, co się stało… Tomasz Lis – dziennikarz Otworzył pan szampana w wyborczy wieczór? Nie było szampana. Było wino, choć z powodów doskonale apolitycznych. I była, przyznaję, ulga. Obawiał się pan zwycięstwa PiS? Przed 12 października, przed debatą Kaczyński-Tusk, bardzo się bałem, że opozycja zmierza w stronę porażki, że PiS zdobędzie pełnię władzy. Bałem się, jako obywatel… I to wszystko prysło 12 października, o godzinie 21.00. Runął mit stratega Gdy skończyła się debata… Patrzyłem w telewizor i miałem przekonanie, że stało się coś, co się nie odstanie. Na naszych oczach runął mit niezwyciężonego stratega, który wszystkich rozstawia po kątach, który robi, co chce, który wychodzi na ring i nokautuje w pierwszej minucie. Ta władza była oparta na tym micie. A to wyklucza nawet małe porażki, wyklucza dzielenie się jakąkolwiek częścią władzy, wyklucza to, że konkurent polityczny może mieć w czymkolwiek rację. Jeśli się tworzy taką sytuację absolutnej bezwyjątkowości, opartej na micie niezwyciężonego mistrza, to jedna przegrana walka nie jest tylko przegraną walką, ona demoluje mit. Jak nie ma już mitu, to chwieje się fundament. A jak rusza się fundament, to wali się cały budynek. I to się zawaliło… Potem już była tylko akcja pod tytułem totalne desperados z panią Sawicką. I też miałem odczucie, że to jest strzał w stopę. Przyznaję, na tamtym etapie obstawiałem zwycięstwo PO czterema punktami. A tu urosło do dziewięciu punktów. Ja obstawiałem remis. Za to trafiłem z wynikiem LiD. LiD to jest w jakimś sensie drugi przegrany. W tej kampanii był moment, kiedy politycy LiD mówili nawet o 20% i nie wydawało się to iluzją. Dwa katastrofalne wyskoki Kwaśniewskiego spowodowały, że ich kampania runęła. I tym mocniej zabrzmiały końcowe słowa Tuska w debacie z Kwaśniewskim: głosujcie na Platformę, jeśli chcecie pozbyć się Kaczyńskich! Czyli kampania ograniczyła się do debat. W sumie tak. Wszystko rozstrzygnęło się w debatach, a tak naprawdę w jednej. W ciągu jednej godziny. Czekam na odrobinę normalności I co dalej? Jakie są teraz nadzieje wykształciucha? Nie czuję się specjalnie wykształciuchem. Raczej określiłbym się, bez cienia kokieterii, jako zwykły człowiek, którego chciał reprezentować Jarosław Kaczyński. A co do nadziei na tym etapie mam bardzo umiarkowane oczekiwania. Jakie? Czekam na odrobinę normalności, że można będzie swobodnie oddychać, że władza nie będzie robić jakichś totalnych głupstw, że szef rządu nie powie czegoś odrażającego, takiego, że ciśnienie człowiekowi skoczy o 30 punktów. Naprawdę, niewielkie rzeczy mi wystarczą. Mam głębokie przekonanie, choć nie ze względu na wiarę w jakikolwiek cud, że nie będzie już szaleństwa, że nie będzie tej wysokooktanowej polityki, którą tylko paranoicy mogli wytrzymać psychicznie bez uszczerbku na zdrowiu. Przecież ta polityka będzie trwała. PiS jest w opozycji, więc… Oczywiście, widzę bardzo realne kłopoty, które nadciągają… Wiele społecznych problemów jest niezałatwionych, jest bardzo silna opozycja, jest prezydent, który nie wykazuje woli współpracy, a jeśli nawet to na krótko, są związki zawodowe… Więc przed Platformą drogą pod górkę. Ale doświadczenia rządu SLD i rządu PiS spowodowały, że bardzo wielu Polaków ma minimalne oczekiwania wobec władzy, sprowadzające się do dwóch rzeczy niech nie będą złodziejami i niech nie szaleją. I na dzień dobry to już jest coś. A dalej? Czy Donald Tusk poradzi sobie jako premier? Nie wiem. Oby. Prezydent mu nie pomoże. Gdyby nawet cała sfera polityki wewnętrznej była sferą, w której trwa wojna domowa, to ja życzyłbym sobie, żeby przynajmniej w kwestii polityki zagranicznej zbudować jakiś konsensus. Bo teraz sobie wyobraźmy: mamy ten sam szczyt w Brukseli, który mieliśmy, i mamy prezydenta Kaczyńskiego i premiera Tuska. I kłótnie, kto ma jechać, kto ma negocjować. Chodzi o to, żeby panowie znaleźli jakiś modus vivendi, a potem modus operandi, żeby to nie było na szczękościsku, żeby nie było tak, że w każdej kolejnej sprawie jest wojna na pięści. PiS już nie wróci do władzy Jarosław Kaczyński wróci do władzy? Trudno mi to sobie wyobrazić. Dlaczego? Owszem, za parę miesięcy ludzie będą twardo oceniać PO. Ale kiedy będzie dochodziło do rozstrzygnięć wyborczych, nawet za trzy albo cztery lata, to przypomną sobie, czym były rządy PiS, jak









