Odmawiam uczestnictwa w hejcie

Odmawiam uczestnictwa w hejcie

Fot. Bartosz Krupa/East News. Warszawa 24.03.2017. Plan zdjeciowy filmu "Boski plan" w rezyserii Kingi Debskiej. N/z: Kinga Preis

Dziś, niestety, trzeba być w kontrze albo bezkrytycznie popierać. A najlepiej nienawidzić Kinga Preis – aktorka Widziała pani w internecie filmik, który przedstawia tort w kształcie Polski? Z offu dobiega głos Olgierda Łukaszewicza cytującego wyzwiska miotane przez polityków różnych opcji. Tymczasem tort gnije i na koniec się rozpada. – Nie, nie widziałam. Nie zagląda pani do internetu? – Coraz rzadziej. Właściwie nie oglądam również telewizji, wystarczą mi książki. Mam wrażenie, że niewiele mogę zmienić wokół siebie. Nie uważam, że każdy musi publicznie wygłaszać swoje przekonania polityczne. Chciałabym, żeby ludzie się szanowali, a ilość wylewającego się zewsząd hejtu jest czasem nie do zniesienia. Tak łatwiej żyć? Uprawiać swój ogródek jak Kandyd? – Człowiek powinien mówić to, co myśli, i mieć swobodę wypowiedzi, ale nikogo nie może obrażać dlatego, że ma odmienne zdanie. A do czegoś takiego doszło. Po którejkolwiek stronie politycznego sporu byśmy byli, pojawia się coraz większa zajadłość, która wyklucza rozmowę. Od polityki nie można uciec. – Oczywiście, że można, tylko to trudne. Bo i tak dopada, czego najlepszym przykładem jest to, co się stało w pani byłym teatrze, czyli Teatrze Polskim we Wrocławiu: kontestowana przez większość zespołu i publiczność nominacja Cezarego Morawskiego na dyrektora teatru, a w rezultacie rozpad zespołu. Jak pani to przyjęła? – Przez kilkanaście lat byłam częścią zespołu, który budował pozycję tego teatru. To jest bardzo długi proces. Teatr Polski stał się marką rozpoznawalną nie tylko w Polsce, ale i na świecie, był zapraszany na najlepsze międzynarodowe festiwale. A na sukces teatru trzeba zapracować. Wtedy będą przychodzili ludzie, którzy chcą oglądać spektakle, i to nie dlatego, by demonstrować poparcie dla kogoś, ale żeby uczestniczyć w wydarzeniu artystycznym. A zepsuć tę pracę, tak jak się stało we wrocławskim Teatrze Polskim, można jednym posunięciem. Władze miasta, nowy dyrektor i niestety osoby, które w tym teatrze pracowały, ale chyba nie miały poczucia uczestnictwa w jego artystycznym sukcesie, teraz chcą zmienić w nim wszystko, paląc po drodze mosty. To są działania destrukcyjne. Mam wrażenie, że ten teatr nie odrodzi się na takim poziomie artystycznym, jaki wcześniej osiągnął, choć bardzo chciałabym się mylić. Mam wrażenie, że widzom też nie jest to obojętne. A to był jeden z głównych zarzutów wobec dyrekcji, która podobno nie uwzględniała potrzeb widzów. – Widzowie są różni, to był teatr niezależny w sposobie myślenia – tak jak Wrocław jest niezależnym miastem. Jestem przekonana, że nie było intencją tego teatru nikogo obrażać, chciał wywoływać dyskusję. A dyskusja nie powinna być niczym ograniczana, żadną cenzurą. Wtedy nie mieliśmy problemów z frekwencją, dziś widownia świeci pustkami, czyli potrzeby widzów też nie są uwzględniane. Ma pani na myśli nagość na scenie? – Jeżeli ktoś ma problem z nagością w teatrze, to znaczy, że ma problem ze sobą. Nagość nie powinna być obrazoburcza dla nikogo. Jeśli komuś nie podobają się jakieś spektakle, to albo nie przychodzi na nie, albo idzie do innego teatru na inną sztukę. Wywieranie nacisku na artystę pod hasłem, że to są publiczne pieniądze i społeczeństwo za to płaci, mnie nie przekonuje. Bo ja również jestem jego częścią i oprócz tego, że płacę abonament i podatki, rozumiem, że ktoś może ze mną się nie zgadzać, ale ja też mam prawo się z kimś nie zgadzać. To normalne. – To właśnie jest normalne i nie powinno wpływać na politykę teatru. Każdy teatr ma politykę, którą rozumiem jako pomysł na jego artystyczną drogę. Jacek Weksler, Paweł Miśkiewicz czy Krzysztof Mieszkowski, którzy prowadzili Teatr Polski, też mieli swoją politykę. I pewnie każdy z nich miał swoje ambicje i upodobania. Ale wierzę, że to była bardziej polityka kultury, a nie polityka państwa. Ale pani, niczego nie wypominając, z tego teatru uciekła, zanim nastąpiło w nim teatralne trzęsienie ziemi. – Odeszłam z tego teatru pięć lat temu, a więc zanim w ogóle cokolwiek zaczęło się zmieniać. Wiele osób w tym moim odejściu dopatruje się manifestu artystycznego. Nie. Odeszłam dlatego, że nie byłam w stanie połączyć pracy zawodowej poza teatrem, głównie w Warszawie, z pracą we Wrocławiu. I tyle. lleś lat udawało mi się to godzić, potem było coraz trudniej. A nie czułam się gwiazdą, która uważa, że powinno się podporządkowywać repertuar teatru mojemu prywatnemu terminarzowi. Przeniosła się pani z Wrocławia do stolicy?

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2017, 45/2017

Kategorie: Kultura