Odwrót cesarzowej

Odwrót cesarzowej

TOPSHOT - German Chancellor and leader of the Christian Democratic Union party, Angela Merkel (CDU) leaves the parliamentary compound of the Bundestag in Berlin on September 25, 2018, after the parliamentary group of the CDU/CSU elected a new leader. - Ralph Brinkhaus won the vote to become the new parliamentary group leader of the conservative CDU/CSU faction, replacing Volker Kauder, who has been leader of the parliamentary group of the CDU/CSU for the last 13 years. (Photo by Michael Kappeler / dpa / AFP) / Germany OUT

Po 18 latach rządów Angela Merkel przestanie przewodniczyć CDU Korespondencja z Berlina Stało się coś, co musiało kiedyś nastąpić, choć Niemcy z czasem przestali w to wierzyć – niezatapialna Angela Merkel zainicjowała swój odwrót z polityki. Pod koniec października ogłosiła, że na konwencji partyjnej w grudniu nie będzie już się ubiegać o reelekcję na stanowisko szefowej CDU. I choć zamierza do 2021 r. pozostać na czele rządu, oddanie sterów partii może też uruchomić proces przedterminowej utraty kanclerstwa. 64-letnia Merkel sama bowiem wiele razy mówiła, że nie da się skutecznie rządzić, nie będąc zarazem szefową partii rządzącej. Tyle że w ostatnich tygodniach „żelazna Angie” zrozumiała, że zaczęła być ciężarem dla własnej partii. Po spektakularnej porażce jej zaufanego Volkera Kaudera w wyborach na szefa klubu parlamentarnego chadeków zdała sobie sprawę, że może przegrać grudniowy wyścig o reelekcję, i chciała oszczędzić sobie upokorzenia. Zapowiedź odwrotu jest jednak także pokorną reakcją na wyniki wyborów do landtagów w Bawarii i Hesji, w których chadecy ponieśli dotkliwe straty. Dla większości wyborców były to plebiscyty, protest przeciwko Merkel i rządowi Wielkiej Koalicji. Schyłek kariery kanclerki jest bowiem symptomem (lub finałem) szerszego zjawiska – kresu wielkich partii ludowych, w tym SPD, która boryka się z własnymi problemami. Obie partie mają ostatnio najgorsze wyniki w swoich powojennych dziejach. Pierwszą przestrogą były wybory do Bundestagu w 2017 r., w których Wielka Koalicja dostała czerwoną kartkę. SPD chciała się odnowić w opozycji, ale ponownie musiała wcielić się w rolę młodszego partnera CDU, po tym jak szef FDP Christian Lindner przerwał nagle negocjacje koalicyjne z chadekami i Zielonymi. Niejeden komentator twierdzi, że to 39-letni liberał zainicjował agonię CDU i SPD, wpędzając je ponownie w sojusz z konieczności. Lindner chciał zaś wrócić do gry z silniejszym zapleczem. Dziś szef liberałów wprost wzywa do rozpadu koalicji CDU-SPD. „Merkel rezygnuje nie z tego stanowiska, co trzeba. Dla dobra Niemiec powinno dojść do przedterminowych wyborów”, żądał w wywiadzie dla ARD. Można powiedzieć, że Lindner odniósł częściowy sukces – obecni koalicjanci się wykrwawiają, ale on też na tym stracił, bo przylgnął doń przydomek niszczyciela jamajskich marzeń. Zyskali zaś Zieloni, którzy pod przewodnictwem Roberta Habecka zdobywają sondażowe szczyty i odnoszą wyborcze zwycięstwa. Jedno jest pewne – w następnych wyborach już nikt nie będzie mógł ich ignorować. Postępująca degrengolada Lindner nie jest jedynym przeciwnikiem Wielkiej Koalicji. Do rezygnacji z kierowania rządem wezwali Merkel również liderzy Die Linke i AfD, Sahra Wagenknecht oraz Jörg Meuthen. Także spora część SPD sądzi, że ich ugrupowanie miałoby o wiele większe poparcie, gdyby nie współtworzyło rządu targanego od miesięcy licznymi konfliktami. Socjaldemokraci starają się odzyskać zagubionych wyborców, pomóc ma w tym m.in. premier Grecji Aleksis Tsipras, który został zaproszony na ostatnie debaty SPD w Berlinie. Andrea Nahles zapowiedziała, że chce odejść od postanowień zawartych w Schröderowskiej Agendzie 2010, co można uznać za pierwszy krok ku zerwaniu koalicji. Reforma rynku pracy Gerharda Schrödera okazała się bowiem dla SPD pocałunkiem śmierci, ale Merkel była de facto kontynuatorką polityki byłego kanclerza. Widać, że powoli narasta ogólnokrajowy protest przeciwko lokatorce Urzędu Kanclerskiego. Tym bardziej że krótko po deklaracji Merkel rezygnację z szefostwa siostrzanej CSU zapowiedział też Horst Seehofer. On jednak zamierza zrezygnować również z teki ministra spraw wewnętrznych, pokazując być może w ten sposób, że w przeciwieństwie do Merkel nie trzyma się kurczowo rządowego stołka. Presja więc rośnie, zwłaszcza że rozdzielenie ról szefowej rządu i CDU to dla chadeków niezdrowy model, w którym nie wiadomo, kto naprawdę rządzi i kto ponosi odpowiedzialność za błędne decyzje. Zresztą nie dotyczy to tylko partii Merkel. Z tym samym problemem borykał się swego czasu Schröder. Kierował rządem, choć przewodniczącym SPD był Oskar Lafontaine, co wiązało się z nieustannymi napięciami. Kanclerz pojął, że musi w końcu przejąć stery partii. Schröder i Merkel to jednak zupełnie odmienne charaktery. O ile ona zrozumiała, że jest balastem dla partii i wybrała wariant stopniowego wycofania się, o tyle nieugięty „Basta-Kanzler” walczył o swój

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 47/2018

Kategorie: Świat