Opozycji została ulica

Opozycji została ulica

Na Ukrainie trwają największe od 10 lat antyprezydenckie demonstracje. Władza je ignoruje. Jak długo?

Ile demokracji, a ile autorytaryzmu jest dzisiaj na Ukrainie? Gdyby wierzyć przeprowadzanym w tym kraju sondażom, coraz więcej mieszkańców widzi wokół siebie przede wszystkim brak demokracji. Mówią o tym też politycy. Wiktor Juszczenko, były premier i lider centrowego bloku Nasza Ukraina, który uzyskał najwięcej głosów w ostatnich wyborach do parlamentu, od dawna oskarża ekipę prezydenta Leonida Kuczmy o zastraszanie i przekupywanie polityków, w wyniku czego Nasza Ukraina nie tylko nie weszła w skład obecnego rządu, ale też pozbawiono jej przywódców możliwości zajęcia miejsc w kierownictwie parlamentu.

„Demokracja umiera”

– taką ocenę sytuacji sformułował Wiktor Juszczenko już kilka miesięcy temu. W ubiegłym tygodniu powiedział wprost, że Ukraina stacza się w stronę reżimu autorytarnego i zaapelował, aby władza się opamiętała.
Miniony tydzień nie wskazuje, by było to szybko możliwe. Zorganizowana 16 września demonstracja przeciwników Kuczmy w Kijowie, najliczniejsza od uzyskania przez Ukrainę niepodległości (wzięło w niej udział 30 tys. uczestników), została zignorowana przez rządzącą ekipę. Ukraiński prezydent w wywiadach dla zachodnich gazet uznał ją cynicznie za dowód… funkcjonowania demokracji w jego państwie. Władze pominęły milczeniem zarzuty, że w dniu manifestacji zamknięto w Kijowie biura i urzędy, zawieszono nadawanie programu telewizji (pod pretekstem rutynowego przeglądu nadajników) oraz kursowanie wielu pociągów – by osoby spoza stolicy nie mogły dojechać na demonstrację. Kiedy zlekceważeni przez rząd przywódcy protestu rozstawili w centrum miasta namioty, w których chcieli poczekać na wysłuchanie ich pretensji przez prezydenta, w nocy milicja zaatakowała ich prowizoryczne miasteczko. Podczas trzygodzinnej akcji zatrzymano 54 osoby. Ataku nie powstrzymała obecność dziesięciu członków parlamentu, w tym byłej wicepremier Julii Tymoszenko i lidera Partii Socjalistycznej Ołeksandra Moroza. Do końca tygodnia – pomimo decyzji sądu, nakazującej zwolnienie wszystkich aresztowanych – oficerowie śledczy milicji nie wypuścili jeszcze dziewięciu osób, które wywieźli (!) w nieznanym kierunku.
Równocześnie prezydent Kuczma nie wyraził zgody na spotkanie z przedstawicielami opozycji zamierzającymi wręczyć mu rezolucję przyjętą podczas poniedziałkowej demonstracji. „Przez dwa ostatnie dni dobijałem się do drzwi szefa administracji prezydenta, Wiktora Medwedczuka. W końcu powiedział mi, że spotkania z prezydentem nie będzie, gdyż treść rezolucji obraża Kuczmę”, poinformował Anatolij Matwijenko z opozycyjnej partii Sobór. Jak poinformowała administracja prezydencka, Kuczma odmówił spotkania z opozycją z powodu „nadzwyczaj zuchwałych sformułowań zawartych w apelu opozycji”. Chodziło m.in. o zdanie, że „władza powinna natychmiast przystąpić do dialogu ze społeczeństwem i nie chować się za drzwiami gabinetów strzeżonych przez służby specjalne”.
Obserwatorzy życia politycznego na Ukrainie nie są zaskoczeni rozwojem wydarzeń. Ich zdaniem, od wielu miesięcy kijowskie władze ześlizgują się w stronę reżimu, który niechętnie słucha jakiejkolwiek krytyki. Jeśli w czasie pierwszej prezydenckiej kadencji Leonid Kuczma próbował działać relatywnie blisko demokratycznych reguł (choć nigdy jego władza nie była demokratyczna w zachodnim tego słowa znaczeniu), to w drugiej, od 1999 r., coraz częściej wydaje się o tym zapominać. Przy tym Kuczma nie tylko pokazuje, że – jak napisała kiedyś kijowska „Mołodaja Ukraina” – „bardziej nadaje się na dyrektora kołchozu (w rzeczywistości był kiedyś dyrektorem zakładów rakietowych w Dniepropietrowsku – przyp. BG) niż na szefa sporego państwa”, ale też wykazuje brak poszanowania dla reguł demokratycznych. Od marcowych wyborów parlamentarnych, które wygrała niechętna mu opozycja, robi wszystko, by jego przeciwnicy polityczni z Wiktorem Juszczenką na czele pozostali poza orbitą realnej władzy. Wykorzystując prezydenckie uprawnienia, utrzymuje na stanowisku premiera Anatolija Kinacha, który nie ma poparcia deputowanych. Nie rozmawia z opozycją. Szefem swojej administracji uczynił Wiktora Medwedczuka, określanego przez kijowskich ekspertów jako

zwolennika rządów twardej ręki.

„Po tym, co władze zrobiły z wynikami marcowych wyborów i co robią dalej, została nam tylko ulica”, powiedziała w związku z tym już przed ubiegłotygodniowymi protestami była wicepremier i liderka partii Batkiwszczyna, Julia Tymoszenko.
Socjologowie zastanawiają się, co spowodowało tak szybki rozwój antyprezydenckich nastrojów w ostatnich tygodniach. Uważają, że poza lekceważeniem przez Leonida Kuczmę wyroków demokracji istotnym powodem protestów jest narastające na Ukrainie przekonanie, iż władza w Kijowie nie dba o zwykłych ludzi. Po dwóch latach szybszego wzrostu gospodarczego (w 2001 r. nawet dziewięcioprocentowego) wyraźnie bowiem następuje pogorszenie sytuacji. Według prognoz, wzrost PKB w 2002 r. nie przekroczy 2%. „W kraju powraca praktyka handlowania na zasadzie wymiany towaru za towar (barter), wzrasta masa pieniężna poza obiegiem bankowym, spada produkcja przemysłowa, gospodarka chowa się do szarej strefy, powraca praktyka niewypłacania pensji pracownikom sfery budżetowej”, ostrzegł były minister gospodarki Wiktor Pynzenyk.
Bieda i niezrealizowane nadzieje na dogonienie lepszego (zachodniego) świata wywołują poczucie społecznego zniechęcenia. Wśród młodych Ukraińców dodatkowym powodem frustracji jest – jak to określiło kiedyś pismo „Zerkało tyżnia” –

„mafijna struktura władzy”.

Wciąż nie wyjaśniono do końca oskarżeń wobec Kuczmy w związku z zabójstwem ostro krytykującego władze dziennikarza Georgija Gongadzego (rocznica jego śmierci przypadła 16 września). Głośny przed dwoma laty polityczny skandal zatrząsł podstawami władzy w Kijowie, kiedy były major z ochrony prezydenta, Mykoła Melniczenko, ujawnił taśmy magnetofonowe, na których Kuczma miał sugerować pozbycie się Gongadzego. Przez wiele tygodni opozycja domagała się ustąpienia Kuczmy. Powstało wtedy (w 2001 r.) miasteczko namiotów podobne do zlikwidowanego tydzień temu, które także w końcu usunęła milicja.
Ukraińców irytuje, że ich przywódcy oskarżani są o prowadzenie niejasnych interesów finansowych. Ich kraj zajmuje czwarte miejsce na liście najbardziej skorumpowanych państw świata. Mykoła Melniczenko (który otrzymał azyl polityczny w USA) jakiś czas temu wysunął wobec Leonida Kuczmy także oskarżenie o udział w nielegalnym handlu bronią, m.in. do Iraku. Prawie wszyscy na Ukrainie twierdzą, że w skandale finansowe zaangażowany jest zięć Kuczmy. Związana z administracją prezydencką grupa oligarchów dniepropietrowskiego przemysłu ciężkiego uzyskuje lukratywne kontrakty i – co jest tajemnicą poliszynela – oszukuje państwo na miliardy hrywien.
Rosnąca świadomość tej sytuacji podgrzewa nastroje społeczne. Jakiś czas temu Wołodymyr Wynnyczenko, pisarz i polityk młodego pokolenia, napisał w związku z tym: „Żądni zaszczytów parszywcy, narodowe śmieci, pasożyty i złodzieje sprzedają naród, komu się tylko da”. W tym samym czasie grupa młodych ukraińskich artystów opublikowała w Internecie manifest, w którym napisano: „Nie chcemy żyć w kraju, który skorumpowana władza na czele z prezydentem przekształca w państwo policyjne, licząc w ten sposób na zachowanie status quo. Nie chcemy żyć w państwie, w którym prezydent wraz z otoczeniem zaplątał się w sieci własnych kłamstw, gdzie znowu dochodzi do represji politycznych, a premier okazał się polityczną amebą”.
W jakiś sposób nawiązał do tych sformułowań w ostatnich dniach przywódca ukraińskich socjalistów, Ołeksandr Moroz, który oświadczył: „Jeżeli wcześniej mogliśmy mówić o reżimie Kuczmy, to po ostatnich wydarzeniach możemy stwierdzać, że panuje nad nami junta Kuczmy-Medwedczuka. Junta ignorująca wszystko: prawo i konstytucję, rozkradająca budżet państwa. Jesteśmy

gotowi do walki”.

W praktyce rozwój wydarzeń zależy jednak nie od radykałów takich jak Tymoszenko czy Moroz, lecz od Wiktora Juszczenki. Uchodzący za umiarkowanego i ostrożnego polityka lider Naszej Ukrainy przyłączył się do apelu o ustąpienie Kuczmy, ale też wezwał prezydenta do podjęcia próby dialogu z opozycją. Juszczenko – najpewniejszy, jak piszą analitycy, kandydat na przyszłego prezydenta kraju („o ile ekipa Kuczmy nie sfałszuje wyborów”) – chciałby bowiem pokojowego przekazania władzy. Dlatego jego partia, wespół z 50 innymi ugrupowaniami, dała prezydentowi czas do 29 września na rozpoczęcie dialogu z opozycją.
Coraz więcej Ukraińców już w to jednak nie wierzy. Tak jak i coraz radykalniej nastawieni organizatorzy ubiegłotygodniowych antyprezydenckich wystąpień z Julią Tymoszenko i Ołeksandrem Morozem na czele.


Ponad 70% Ukraińców zaakceptowałoby wcześniejsze ustąpienie prezydenta Leonida Kuczmy – wynika z sondażu kijowskiego Centrum Badań Gospodarczych i Politycznych. Tylko 13% jest przeciw jego dymisji. „Wyniki są szokujące dla normalnego społeczeństwa, bo zdecydowana większość nie popiera głowy państwa”, mówi Anatolij Hrycenko, dyrektor Centrum. Sondaż opublikowano przed zapowiadanymi na połowę września protestami opozycji, która m.in. domaga się przedterminowych wyborów prezydenckich. Kadencja Kuczmy upływa jesienią 2004 r.


Czy to ich Ukraina?
92% Ukraińców uważa, że nie ma wpływu na władzę
86% Ukraińców nie czuje się gospodarzami swojego państwa
49% Ukraińców głosowałoby dziś w referendum przeciw niepodległości
Źródło: Kijowskie Centrum Badań Społecznych i Gospodarczych

 

Wydanie: 2002, 38/2002

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy