Ostatni bzyk mody

Ostatni bzyk mody

Twórca „Łowców miodu” ukazał głęboki związek pszczół i ludzi – bohaterami filmu są zarówno przedstawiciele archaicznych kultur, społeczności i rodów, które od zawsze zajmują się pszczołami, jak i debiutanci, w tym mieszczuchy bez „korzeni”, którzy dopiero zaczęli rozwijać tę pasję. Pszczelarze miejscy, ich nieliczne i niewielkie pasieki w Paryżu, Nowym Jorku, Hongkongu, a ostatnio także w Warszawie, nie są w stanie odwrócić światowych procesów, ale mogą dokonać znaczącego wyłomu w potocznej świadomości problemu degradacji natury.

Zjawisko CCD – Colony Collapse Disorder, zespołowe zanikanie pszczelich rojów – pogłębia się, bo wciąż nie udaje się wyjaśnić jego przyczyn. W ostatnich 20 latach dzikie zapylacze, jedyny pomocnik pszczół miodnych w odtwarzaniu roślinnej biomasy (także upraw), wyginęły aż w 60%. Liczebność polskich trzmieli spadła o 95%, a niektóre z 29 gatunków zostały już uznane za wymarłe. To nieodwracalna strata, bo pszczoły miodne są zbyt małe i za słabe np. na sforsowanie kwiatów niektórych odmian koniczyny czy wielu dzikich roślin, zwłaszcza ziół. Każdy ogrodnik wie, że nikt i nic nie zastąpi trzmieli przy produkcji pomidorów, także w szklarniach, bo metody zastępcze dają dużo mniejszy urodzaj i gorszy smak.

W filmie „Więcej niż miód” mamy surrealistyczną scenę – oto gdzieś w Chinach na wielkiej plantacji setki ludzi, wspinając się na gałęzie i drabiny, ręcznie zapylają drzewa owocowe. Nie ma innego sposobu, bo pszczoły zostały wytępione kilkadziesiąt lat temu. Najpierw Mao nakazał narodową eksterminację wróbli, które zjadały zbyt dużo ryżu. Następnie owady, które straciły naturalnego wroga, rozmnożyły się ponad miarę i zaczęły pożerać plony. W obawie przed klęską głodu (która i tak nastąpiła) zastosowano najsilniejsze środki chemiczne. Skutek był przerażający i nieodwracalny. Wraz ze szkodnikami wyginęły pszczoły i wszystkie dzikie zapylacze.

Niektóre nowe środki chemiczne ochrony roślin z grupy nikotynoidów, powszechnie stosowane w Europie na wielkich obszarach upraw przemysłowych, są aż siedmiokrotnie silniejsze i bardziej niszczące niż osławione DDT, które masowo użyte w drugiej połowie XX w., przez kolejne lata krążyło w ekosystemach i pustoszyło środowisko.

Pszczelarstwo to produkcja, której podstawą jest systematyczna obserwacja i analiza zmian środowiska naturalnego. To wymusza zdobywanie wiedzy nie tylko o zachodzących procesach i stałych regułach, ale także o anomaliach oraz zagrożeniach, a w miarę jej pogłębiania wywołuje u ludzi dziwne zjawisko – poczucie odpowiedzialności. Nawet pobieżny kontakt ze zjawiskiem pracującego pszczelego roju zmienia spojrzenie na otaczający świat.

Ale co może ludziom XXI w. przekazać „żywa skamielina” – archaiczny Gurung z Nepalu?

Najstarszy europejski wizerunek człowieka podbierającego miód dzikim pszczołom przedstawia tę samą metodę wybierania miodu co zastosowana podczas wspinaczki na skalną ścianę. Nawet kształt plastra jest podobny do himalajskiego. Rysunek w jaskini d’Arana w górach hiszpańskiej Walencji odkryto w 1919 r., a liczy ponad 6 tys. lat. Najstarsze tego rodzaju znaleziska na ziemiach polskich są znacznie młodsze. Kłoda lipy bartnej, odnaleziona w 1927 r. w Wiśle, która przetrwała zakonserwowana woskiem i kitem pszczelim, ma zaledwie 600 lat. Inna, wyłowiona z Odry, jest datowana na I w. n.e., ale nasi przodkowie parali się pszczelarstwem wiele wieków wcześniej – od zarania dziejów osadnictwa pomiędzy Karpatami a Bałtykiem.

Co mają wspólnego te znaleziska, doświadczenie i tradycja nepalskiej wioski z motywacją działania młodego miejskiego pszczelarza w pierwszym pokoleniu, który dopiero co założył pasiekę na dachu w środku Warszawy? Tylko jedno – pszczoły. I przekonanie, że są nam potrzebne do przetrwania.

Strony: 1 2 3

Wydanie: 2016, 23/2016

Kategorie: Ekologia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy