Ostatni spust do portfela

Ostatni spust do portfela

Kolejne zarządy huty w Ostrowcu ciągnęły z upadającej spółki, ile tylko się dało Zobowiązania huty w Ostrowcu Świętokrzyskim przekraczają dziś 700 mln zł (poprzedni zarząd, tuż przed swoim odejściem, twierdził, że nie są większe niż 650 mln zł). Gmina w ostatniej chwili przejęła spółkę, być może, ratując ją przed upadkiem. – Mieliśmy do czynienia ze słabym zarządzaniem, bardzo złą organizacją pracy i brakiem dyscypliny – mówi prezydent miasta i jednocześnie nowy przewodniczący rady nadzorczej huty, Jan Szostak. – Jestem zaskoczony skalą nieprawidłowości, do jakich dochodziło w tym przedsiębiorstwie. Z kieszeni do kieszeni W hucie, która w latach swojej świetności zatrudniała około 17 tys. osób, zostało w tym roku niewiele ponad 2 tys., a i tak sytuacja stawała się coraz gorsza. Związkowcy początkowo zgadzali się na redukcję zatrudnienia i kolejne programy naprawy. Wreszcie zaczęli otwarcie mówić, że kierownictwo trwoni majątek na lewo i prawo, podpisuje niekorzystne umowy, doprowadzając do wielomilionowych strat. Lista zarzutów jest długa. Kierowany przez prezesa Grzegorza Zarębskiego zarząd jeszcze w tym roku zdążył zawrzeć poprzez Stalexport umowę handlową z Centrostalem Warszawa na dostawę około 50 tys. ton prętów po bardzo zaniżonych cenach. Zgodzono się płacić poniżej 900 zł, gdy cena na rynku wynosi około 940 zł. Stalexport jako pośrednik brał bardzo dużą marżę. Huta, podpisując umowę bezpośrednio z Centrostalem, wiele by zaoszczędziła. – To ewidentne działania na szkodę firmy; nie były akceptowane ani przez radę nadzorczą, ani walne zgromadzenie akcjonariuszy – mówią pracownicy (ale proszą o niepodawanie ich nazwisk. Choć kierownictwo się zmieniło, nie wiadomo, czym można podpaść). Były zarząd zgodził się w ubiegłym roku na przerób po bardzo zaniżonych cenach kilkudziesięciu tysięcy ton złomu, który trafił do firmy ze Stalexportu. Umowa naraziła hutę na ogromne straty. Ostatnio także za pośrednictwem głównego udziałowca przysyłano wsad z Huty Katowice. Na walcownię drobną dostarczano zimne kęsiska, które należało ogrzać do 500 st. C, poza tym były krótkie, co zmniejszało wydajność produkcji. Pracownicy obawiali się, że przez takie działania może dojść do likwidacji ich wydziału. Kierownictwo firmy minimalizowało straty i sprawę kęsisk traktowało w kategoriach mniejszego zła, twierdząc, że dostarczono ich zaledwie 5 tys. ton, tymczasem walcownia dziennie potrzebuje minimum 2 tys. Takie tłumaczenia nie uspokajały pracowników. Ostrzegali, że jeśli nadal będzie sprowadzany wsad z Katowic, przyspawają wagony do torów. Po nas tylko spalona ziemia Do nadużyć dochodziło już kilka lat temu, jednak niektóre sprawy dopiero teraz ujrzały światło dzienne. Pod koniec 1999 r. huta podpisała umowę z Towarzystwem Leasingowo-Kredytowym SA w Katowicach na zakup urządzeń i maszyn za 32 mln zł. Zgodnie z umową, w ciągu pięciu lat muszą być spłacone wszystkie koszty leasingu, które określono na 46,7 mln zł. Tylko w 2000 r. huta zapłaciła towarzystwu 10,6 mln zł. – O tym, że główny udziałowiec huty nie jest dobrym gospodarzem naszego majątku, wiedzieliśmy nie od dzisiaj – mówili rozżaleni akcjonariusze. – Nie przypuszczaliśmy jednak, że jest przy tym mistrzem przerzucania pieniędzy z jednej własnej kieszeni do drugiej. Oczywiście, kosztem naszej spółki. Ludzie dziwili się, komu była potrzebna taka umowa i jaki miała cel. Huta będzie płacić olbrzymie pieniądze do 2004 r., a urządzenia ciągle nie należą do spółki. W chwili zawierania transakcji ponad 90% akcji towarzystwa posiadał Stalexport. W styczniu br. towarzystwo zmieniło nazwę na Korporacja TLK Sp. z o.o. – Od 2000 r. wśród naszych akcjonariuszy nie ma już Stalexportu, chociaż jeszcze w 1998 r. posiadał 1,9 mln zł kapitału zakładowego na ogólną wartość 2,1 mln zł – wyjaśnia asystent zarządu korporacji, Anna Witkowska. Drogo kosztowało hutę zerwanie przez zarząd umowy z brytyjską firmą Tatra Metals na handel odkuwkami. Anglicy wnieśli sprawę do sądu, zapadł niekorzystny dla huty wyrok – przedsiębiorstwo zostało zobowiązane do wypłaty 600 tys. funtów angielskich odszkodowania, co w złotych wyniosło 3,7 mln. Prezes brytyjskiej firmy, Dave Wilkinson, w przysłanym wyjaśnieniu napisał, że zrywając jednostronnie umowę, zarząd wykonywał

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 20/2002, 2002

Kategorie: Kraj