Odszedł Gino Strada, który pomógł 11 milionom ofiar wojny i biedy Korespondencja z Włoch Wraz ze śmiercią Gina Strady Włochy straciły najbardziej niestrudzonego działacza na rzecz pokoju. Jego marzeniem był świat bez wojen. Pozostawił smutek w sercach wielu ludzi, wielką pustkę, ale i olbrzymi spadek. Prawie wszyscy włoscy politycy złożyli kondolencje i wyrazy ubolewania, choć dla większości z nich Strada za życia był niewygodny. Oskarżali go, że ratuje terrorystów. Uczynił świat lepszym Śmierć włoskiego chirurga, który spędził życie na frontach różnych krajów świata, aby ratować ludzi, zaskoczyła wszystkich. 73-letni założyciel słynnej organizacji pozarządowej Emergency przebywał na krótkich wakacjach w Normandii. „Umarł szczęśliwy”, powiedziała prezes Emergency Rossella Miglio, podkreślając, że miał małe problemy z sercem, ale nic, co mogłoby sugerować tak nagłe odejście. „Nikt się tego nie spodziewał. To ogromna strata, zrobił wszystko, aby ten świat był lepszy”. Gino Strada pomagał ofiarom konfliktów i otwierał szpitale w miejscach, do których nikt nie miał odwagi się udać. W 1994 r. wraz z żoną Teresą Sarti założył Emergency, która otworzyła placówki w 18 krajach, stając się w niektórych miejscach zapomnianych przez ludzi i Boga jedyną nadzieją. W ciągu 25 lat organizacja zapewniła bezpłatną opiekę medyczną i chirurgiczną 11 mln ofiar wojen i biedy. Strada był bezkompromisowy. Zawsze stawał po jednej stronie – po stronie słabszych. Jego opinie dzieliły, ale on się tym nie przejmował, mówiąc, co myśli. Dzień przed śmiercią napisał z Normandii we wstępniaku dla dziennika „La Stampa”: „Nie jestem zaskoczony tą sytuacją. Wojna w Afganistanie była (…) agresją militarną, która rozpoczęła się tuż po 11 września, dokonaną przez Stany Zjednoczone, do których przyłączyły się prawie wszystkie kraje Zachodu. (…) 20 lat temu powiedzieliśmy, że ta wojna będzie katastrofą dla wszystkich. Dzisiaj wynik wszyscy widzą: porażka”. Założyciel Emergency nigdy nie zrobił niczego, aby utorować sobie drogę do polityki, choć tam zawsze widziano jego miejsce. Wolał drogi pełne wybojów, na peryferiach, gdzie największym szczęściem dla niego było założenie protezy małemu chłopcu lub dziewczynce, którzy stracili nogę na minie wyprodukowanej na Zachodzie i sprzedanej dla zysku krajom Trzeciego Świata. Strada nie przebierał w słowach, krytykując wszystkie włoskie rządy – prawicowe i lewicowe – za korupcję w opiece zdrowotnej i politykę imigracyjną oraz za udział w konfliktach zbrojnych wbrew temu, co głosi włoska konstytucja: „Italia odrzuca wojnę”, a także za nieustający wzrost wydatków wojskowych. Nie szczędził gorzkich słów pod adresem Unii Europejskiej za handel bronią i za jej interesy gospodarcze stojące za wojnami, głównie za interwencją NATO w Afganistanie. W 1999 r. opublikował książkę „Zielone papugi”. Jej tytuł pochodzi od potocznej nazwy min przeciwpiechotnych produkcji radzieckiej zrzucanych z helikopterów wojskowych. Te dramatyczne historie to kronikarskie wspomnienia, refleksje i zapiski chirurga wojennego, zbiór wspomnień z wielu frontów, na których Strada działał wraz ze swoimi kolegami z Emergency – pisał o okaleczonych dzieciach i dorosłych w Iraku, Pakistanie, Rwandzie, Afganistanie, Peru, Kurdystanie, Etiopii, Angoli, Kambodży, byłej Jugosławii i Dżibuti. „Wojny, wszystkie wojny, są horrorem. Nie można odwracać się w drugą stronę”, głosi motto książki. Druga jego książka, „Buskashi. Podróż w środek wojny”, wydana w 2002 r., opowiada o podróży delegacji Emergency do Afganistanu po wybuchu wojny. „Przykro mi, że nie potrafię mówić o niczym innym, jak tylko o tym, co uważam za największą nieprzyzwoitość, jaką wymyśliła ludzkość, a mianowicie o wojnie, która jest teraz we mnie, mieszka tu od 15 lat”, napisał Strada. Długa, niewygodna droga Luigi Strada, nazywany przez przyjaciół Gino, urodził się 21 kwietnia 1948 r. na peryferiach Mediolanu, w robotniczej dzielnicy Sesto San Giovanni. Wychował się w środowisku robotniczo-katolickim, czułym na idee i otwarcie, jakie przyniósł sobór watykański II. Później przystąpił do młodzieżówki komunistycznej i był aktywistą ruchu studenckiego. Nic w tym dziwnego, gdyż w latach 70. we Włoszech komunizm i postępowy katolicyzm pod wieloma względami były sobie bliskie. W tamtym okresie Strada, od lat zdeklarowany ateista, zaprzyjaźnił się również ze słynnym duchownym mediolańskim Andreą Gallem, zwanym księdzem ulicy. Strada ukończył medycynę i chirurgię na Uniwersytecie Państwowym w Mediolanie,










