PGR był jak rodzina

PGR był jak rodzina

A dary wciąż płynęły. Biznesmen z Tarnobrzega kilka razy przyjeżdżał kamazem, przywoził ziemniaki, marchew, jabłka. Ktoś inny przysłał konserwy, makaron, ryż, następny same delicje: kakao, czekoladę, bakalie. Żona Józefa taki placek z tego upiekła, że dzieci aż palce oblizywały. Niczym nie różnił się od tego z eleganckiej cukierni, a może był nawet smaczniejszy, bez żadnych polepszaczy. Miejscowa sklepowa aż się zaczęła martwić, że jak tak dalej pójdzie, to dawni pegeerowcy będą przychodzić tylko po chleb i piwo, bo resztę dostaną w paczkach. Niektórzy nawet się chwalili, że mają stałych „zaopatrzeniowców” i bieda może im nagwizdać.

– Ta pomoc była potrzebna, ale do pewnego stopnia – twierdzą ci, którzy obserwowali upadek PGR-ów z boku. – Tymczasem w pewnym momencie już nikt nad tym nie panował, a w popegeerowskich osiedlach ludzie nabrali przekonania, że tak już powinno być zawsze. Że skoro pozbawiono ich pracy, to wszyscy wokół muszą się litować i w nieskończoność załamywać ręce nad ich parszywym losem. A przecież w Polsce zlikwidowano tysiące zakładów, w wielu regionach życie wyglądało gorzej, emigracja zarobkowa za granicę była większa. Tu przynajmniej nie brakowało lasu, więc kto chciał, mógł sezonowo zarabiać, najmować się do dorywczych prac.

Ale – przypomnijmy – chciało niewielu. Za to liczni doszli do przekonania, że połączenie zasiłków z podarunkami pozwala egzystować na całkiem przzwoitym poziomie. Na obskurnych ścianach popegeerowskich budynków pojawiły się anteny satelitarne, pod telewizorami odtwarzacze wideo, na podwórzach samochody. Może i 20-letnie rzęchy, kupione od pośrednika, który ściągał je z Zachodu, ale zawsze to własne cztery kółka. Wieś jak wieś, wszyscy widzą i wiedzą, dlatego rychło współczucie tych spoza PGR-u ustąpiło zazdrości. Za auta, satelity, ciuchy, za wszystko.

Zmanierowały się też dzieci. Ówczesna dyrektorka jednej z wiejskich szkół w gminie Czarna opowiada, że w pewnym momencie ich kapryszenie stało się nie do zniesienia. – Przestały im smakować rogale i kakao. Mówiły, że mają tego dosyć w domu. Banany? Też się przejadły. Na jabłka nie chciały patrzeć. A potem także na drożdżówki, więc zażyczyły sobie pączków. Taka to była bieda, choć parę rodzin, akurat nie z dawnego PGR-u, rzeczywiście żyło na granicy ubóstwa i wymagało kompleksowej pomocy.

Aż nagle strumień wysechł

Jeszcze coś tam mamrotano o biednych bieszczadzkich dzieciach, jeszcze od czasu do czasu nadsyłano paczki, jednak coraz częściej nienawykli do samodzielności bezrobotni musieli radzić sobie sami. Próbować się edukować, zmieniać kwalifikacje, wyjść z kolejki po zasiłek lub zapomogę, zrobić cokolwiek. Ale mało kto miał chęć. Kurs? A daleko trzeba jechać? 50 km? Eee, to nie.

Józef za dużo nie mógł, bo inwalida, ale i tak dał przykład tą robotą w lesie. Inni mogli zagospodarować działki, które dostali jeszcze za czasów świetności PGR-u. Niewielkie, lecz na ziemniaki, cebulę, marchew, buraki – w sam raz. Poszła baba z motyką, nakopała się, nasadziła, doglądała. W jedną noc dziki zryły wszystko. I po co się męczyć, robić za jakiegoś Syzyfa? Ech, pegeerowski los – biednemu zawsze wiatr w oczy. Choć Bożenie, wdowie, się udało – posadziła kartofle, sałatę, rzodkiewkę, co mogła i zmieściła. Pośrodku wbiła patyk, na nim przytwierdziła kołowrotek z blaszkami. Nawet przy lekkim wietrze taki rumor wzniecał, że dziki ze strachu pierzchały do lasu. Albo szły na inne pola. – Rany, jak one ciamkały. Niosło tak, że trzeba było okno zamykać, boby człowiek nie zasnął – śmieje się Ludwik, dawny traktorzysta.

W Moczarach, Serednicy, Czarnej, gdziekolwiek indziej – wszędzie, poza pojedynczymi przypadkami, tak samo. Nie opłaca się to, nie opłaca się tamto. Cholerny świat. Lepiej posiedzieć pod sklepem, obalić jabcoka, zapomnieć. Albo popatrzeć w telewizor, tam życie bywa bardziej kolorowe, można przymknąć oczy i przenieść się do odległych krain z brazylijskich seriali.

Strony: 1 2 3 4

Wydanie: 2015, 33/2015

Kategorie: Reportaż

Komentarze

  1. Anonim
    Anonim 25 stycznia, 2024, 17:45

    W Czarnej Dolnej mieszkałam w 70 latach i niczego z tych opisanych rzeczy nie słyszałam ani nie widzialam

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Anonim
      Anonim 25 stycznia, 2024, 18:00

      Na pewno nie łatwe były to czasy,ale jeśli chodzi o domy to zależy kto w nich mieszkał i je zniszczył.

      Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy