Pianista

Byłem we Wrocławiu tego samego dnia, co i Steven Spielberg, tylko że on przechadzał się z jednej strony rynku, a ja z drugiej, dlatego osobiście nie zapytałem wybitnego reżysera, co go ściągnęło w te urocze strony, ale po mieście chodzą plotki, że ma kręcić film „E.T – 2”. Scenariusz jest już gotowy. Ufoludek ląduje w krzakach nad Odrą, znajdują go dzieci z kamienicy na Starówce i natychmiast chowają go przed dorosłymi, którzy chcą, żeby ten przesympatyczny stworek, tęskniący za niebem tak pięknym jak unijna flaga, został ich kandydatem na posła do Parlamentu Europejskiego. – A dlaczego ma być posłem jakiejś partii? – zapytałem. – Bo też odpowiada historie nie z tej ziemi. Reprezentacja, którą chcą powołać nasze dzielne ugrupowania do owego parlamentu, zaczyna przypominać pospolite ruszenie. Myślałem, ponieważ jestem naiwnie odpowiedzialny za kraj, że Polskę w Europie będą reprezentować uczeni ludzie, biegli w językach, piśmie i prawie międzynarodowym, żeby później nikt nas nie sprzedał za czapkę gruszek. Okazuje się, że w dalszym ciągu pokutuje u nas pogląd, że po co uczonemu urząd, kiedy i tak jest mądry. Usłyszałem, że i pan premier być może wystartuje, mimo że jest poobijany ze wszystkich stron. A może i sam pan marszałek Józef Oleksy, który, jak opowiada warszawka, jest mimo ostatniego zwycięstwa nie do końca usatysfakcjonowany, ponieważ w międzyczasie przegapił wybory na przewodniczącego Episkopatu. Ale to, co najdziwniejsze miało mnie spotkać, zdarzyło się wczoraj wieczorem, po koncercie w Przemyślu. Przyszedł do mojego hotelowego pokoju mój pianista Miecio Grochowski z butelką dobrego wina, otworzył je własnym korkociągiem, rozlał w kieliszki i powiada: – Wiesz, mam już dosyć tej jazdy po kraju. – I co?! Chcesz odpocząć na działce? – Nie, chcę wystartować do Parlamentu Europejskiego. – I co tam będziesz robić? – Będę rozmawiał z Tajnerem o Małyszu i akompaniował Torzewskiemu podczas jego przemówień – i na obchodne, już w drzwiach zapytał: – A ty nie startujesz? – Nie, Mieciu. Uważam, że każdy powinien robić to, co umie najlepiej, a to nie mój cyrk i nie moje małpy, wolę mazurskie jeziora. – Dlaczego? – zapytał, udając zdziwienie. – Bo jak powiedział George Bush junior – odrzekłem – „Wiem, że człowiek i ryba mogą ze sobą współżyć”. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 18/2004, 2004

Kategorie: Felietony