Piast Gliwice całe życie

Piast Gliwice całe życie

Fot. Łukasz Kalinowski / East News Gliwice 19.05.2019 37 kolejka pilkarskiej Lotto Ekstraklasy Piast Gliwice swietuje mistrza Polski N/z: trener Piasta Gliwice Waldemar Fornalik

Jeszcze rok temu o tej porze trzy czwarte kibiców Piasta pomstowało na trenera Fornalika i domagało się jego dymisji Andrzej Sługocki – redaktor „Nowin Gliwickich”, z Piastem Gliwice związany od 35 lat – w przeszłości jako trener, działacz, a od sezonu 1997/1998 m.in. jako spiker stadionowy. Ojciec wychowywał mnie na kibica Górnika Zabrze, 20 lat temu zaczęliśmy jeździć na stadion przy Roosevelta. Górnik grał wtedy w Ekstraklasie, Piast tułał się po niższych ligach, ale gdy po latach również wszedł do Ekstraklasy, nie mieliśmy problemu z łączeniem tych dwóch tożsamości kibicowskich. – Tak do niedawna było w wielu domach. Mnóstwo ludzi chodziło na Piasta, później wsiadało w autobus 32 i jechało na Górnika. Wydaje mi się, że silny antagonizm między kibicami obu klubów zrodził się dopiero w XXI w. A pan potrafi wyobrazić sobie, że mógłby kibicować dwóm klubom jednocześnie? – Mam dobre relacje np. z Ruchem Chorzów i nawet – w zastępstwie – spikerowałem parę ich meczów. Choć gdyby ktoś poprosił mnie o zrobienie tego samego dla Górnika, odmówiłbym: byłoby to wbrew mojemu spikerskiemu i kibicowskiemu sumieniu (śmiech). Zawsze jednak trzymam kciuki za śląskie zespoły, gdy te grają np. z Legią. Przyszła mi na myśl zasada polityka Mariana Piłki: „Najpierw kibicujemy Polakom, potem krajom katolickim, wreszcie chrześcijańskim. I tu wolimy prawosławie niż heretyków. Jeśli nie grają chrześcijanie, kibicujemy monoteistom. A na końcu wszystkim, byle nie Niemcom”. Pan mówi jednak o sympatii, a ja o miłości do dwóch zespołów. – Najważniejszy klub można mieć tylko jeden. Piasta mam najgłębiej w sercu. Gliwice są kibicowsko pęknięte – jak wiele górnośląskich miast. Dzielnice w centrum miasta są za Piastem – tam osiedlało się po 1945 r. najwięcej ludności napływowej, a Piast nawiązywał do futbolu kresowego. Tymczasem w robotniczo-wiejskich dzielnicach na obrzeżach miasta transfer ludności był mniejszy i te dzielnice tradycyjnie są za Górnikiem. Skąd pan jest? – Po pierwsze, nie wiem, czy to dobra interpretacja. Chyba nie dojdziemy do tego, dlaczego Gliwice są tak podzielone. Po drugie – pyta pan, skąd jestem. Dzieciństwo spędziłem na osiedlu Sikornik, a od bez mała 40 lat mieszkam na Zatorzu. Obie te dzielnice są przyczółkami kibiców Piasta. Nikt tu nie kibicuje Górnikowi. Jak się zaczęła pana przygoda z Piastem? – 70 kg temu amatorsko grywałem w piłkę. W 1984 r., gdy byłem w klasie maturalnej, wuefistka spytała mnie, czy nie chciałbym trenować nowo utworzonej żeńskiej drużyny Piastunek. Zgodziłem się. Tam poznałem moją żonę Ewę. Oboje mieszkaliśmy na tym samym osiedlu, ale poznaliśmy się dopiero na stadionie przy Okrzei. Na jakiej grała pozycji? – Napastnika. Mając 164 cm wzrostu. Dokładnie tyle samo, co Ekwadorczyk Joel Valencia, czołowy zawodnik Piasta. – Na jednym z treningów z dziewczynami ćwiczyliśmy rzuty rożne. Stanąłem w narożniku i krzyknąłem: „Która strzeli bramkę głową, tę niosę do szatni na rękach”. Proszę zgadnąć, która strzeliła. Pana przyszła żona Ewa. – Oczywiście. W 1988 r. dostałem propozycję, aby poprowadzić drużyny młodzieżowe Piasta. To już był kiepściutki czas dla klubu. Brakowało wszystkiego. Pod koniec lat 80. zostaliśmy sami. Już nie pomagały huta, kopalnia, inne zakłady. Kończyły się pieniądze, brakowało zawodników. W klubie wpadli na pomysł, by szukać pomocy w wojsku i współpracować z brygadą Wojsk Ochrony Pogranicza w Gliwicach, czyli zrobić to, co robiły Śląsk Wrocław czy Legia Warszawa. Wcielać do wojska zawodników i kazać im grać w swoim klubie. – Tak! I co najmniej kilku piłkarzy tak sprowadzono. Nazywaliśmy się wtedy Miejsko-Cywilno Wojskowy Gliwicki Klub Sportowy Piast Gliwice. Kłopoty zaczęły się potęgować. Od 1989 r. w ciągu trzech lat Piast siedem razy zmieniał nazwę, trwały przekształcenia, fuzje. Szalony czas i sportowy regres. To był początek końca. W 1993 r. byliśmy zmuszeni do wycofania się z trzecioligowych rozgrywek. Zmuszeni, bo? – Bo nie było kasy. Brakowało na wszystko. Na stadionie nie było nawet węgla, żeby ogrzać budynek klubowy, szatnie. Sekcja piłkarska umarła. Spadliśmy w niebyt. Nie było nas. Co się dzieje w takiej sytuacji w głowie człowieka tak bardzo związanego z klubem jak pan? – Czułem żal i bezsilność. Ale nie tylko ja: podobnie myślało mnóstwo ludzi, kibiców Piasta i piłki

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2019, 22/2019

Kategorie: Sport