PiS przegrało wybory w Stanach

PiS przegrało wybory w Stanach

W kinie Atlantic, w przeddzień małego lockdownu, spotkanie dla nauczycieli wokół mojej książki „Dom pisarzy w czasach zarazy”. Byłem ciekaw, czy ktokolwiek przyjdzie, przecież sam jechałem niechętnie, bo czas ponury i wilgotny. Cudem znajduję miejsce na parkingu w Alejach Jerozolimskich, umiarkowanie daleko od kina. Idę z walizeczką na kółkach, w której drzemią moje książki, różne tytuły, w nich me wizje zamknięte w okładkach. Rotunda, obok niej jeszcze nieukończony, szklany, szlachetny wieżowiec; przeciągi, zimno, nieliczni zamaskowani przechodnie idą pochyleni, wieje grozą od zarazy. Kino, gdzie śnione są sny dla tłumu, cztery duże sale, teraz puste i martwe. Jest niewiele osób, ale mogło być gorzej. Niemal cała ta publiczność to starsze panie, jedna heroiczna o kulach.

Trump okazuje się najbardziej udanym nieudacznikiem wszech czasów, pisze Michał Broniatowski. Jak się domyślam, dlatego że jakimś cudem wdrapał się na sam szczyt finansowy i polityczny. Czy na pewno „najbardziej”? A Mussolini, Hitler? Połowa mieszkańców Stanów uwielbia Trumpa, durnia, narcyza, człowieka podłego i palanta. A więc takie są Stany, takie też. Wychowywałem się na micie tego kraju, karmionym przez filmy – legło to w gruzach. Czytam wpisy Trumpa na Twitterze i fragmenty przemówień, ileż analogii, choćby słowa: „Należy ukrócić radykalną indoktrynację naszych uczniów i studentów, stworzyć patriotyczną edukację”. PiS powinno mu podpowiedzieć swój ulubiony zwrot: „Skończyć z pedagogiką wstydu”. Ileż takiej „pedagogiki” w amerykańskim kinie. Ale ta chłosta filmowa nie zaszkodziła mitowi Stanów. Trump zaszkodził. Nienawidzi Hollywood, w ogóle artystów i intelektualistów, bo tak jak dla naszej prawicy to są dla niego „łże-elity”.

W sobotę, gdy było już oczywiste, że Biden wygrał, polska telewizja publiczna popadła w wielkie zakłopotanie. Wahając się i zatykając nos, zszedłem do kanału „Wiadomości”. Już lektorka wygląda osobliwie, a mówiąc prawdę, prowincjonalnie, dziadowsko. Minęło 20 minut, tylko informacje o pandemii. Potem gadały jakieś stuletnie babcie – czego tam nie było w tych serwisach! – a o Stanach ani słowa. Jakby nie wydarzyło się coś ważnego dla nas, dla świata. Już straciłem nadzieję, gdy w finale podano krótko i niechętnie, że niektórzy twierdzą, że Biden wygrał wybory, ale Trump i jego zwolennicy są innego zdania: wybory zostały sfałszowane, on je wygrał. Nasze media reżimowe jednak przerażają – otchłań manipulacji, mówią o wyborach w Stanach językiem Putina. To osobista klęska prezesa, PiS przegrało amerykańskie wybory. Dlatego Duda gratuluje Bidenowi udanej kampanii wyborczej, wyboru na prezydenta już nie. A przy okazji oddech ulgi – PiS już nie ośmieli się zlikwidować swojego śmiertelnego wroga, czyli TVN, właściciel jest amerykański, a ta stacja to remedium na truciznę PiS.

Jedność Zjednoczonej Prawicy znowu się kruszy, autorytet prezesa też. Jarosław Flis mówi: „PiS musi się teraz zmierzyć ze skumulowanymi problemami. Jeśli się podniesie, będzie to świadczyło o wielkich talentach tej partii i ich kompletnym braku po drugiej stronie”.

W zasięgu mojego wzroku są trzy kraje, które trochę znam, bliskie mi, gdzie społeczność jest pęknięta niemal równo na pół, to Polska, Stany i Izrael. Podziały sięgają do rdzenia, do bolesnego nerwu, niszcząc tkankę społeczną. Wzruszają papierowe listy, które z rzadka dostaję od czytelników, niemal wszystkie pisane ręcznie, a skoro ręcznie, to od razu wiem, że piszący ma więcej niż 80 lat. Jeden z nich, pan Jacek, załączył list od swojego przyjaciela z Izraela. Ten pisze o Netanjahu: „Ten człowiek zatruwa wszystko wokół siebie. Nienawiścią, nieuczciwością, kłamstwem, niszczy każdą komórkę naszej tkanki społecznej. A ma, co przerażające, 40% poparcia w społeczeństwie”. Myślę: oby miał rację Donald Tusk, że zwycięstwo Bidena może odwrócić światowy trend przejmowania władzy przez populistów.

Mam taki dziwny czas, że mi pusto w środku. Próbuję pisać wiersze, nic z tego, jakby poezja zupełnie mnie opuściła, ale wiersze innych, które czytam, też mi się nie podobają. To jakby utrata pewnego rodzaju wrażliwości, tak jak traci się smak i węch. Mam nadzieję, że to nie jest jeden z objawów jakiejś odmiany covidu. Próbuję pisać nową powieść. Męczę się, jakbym pisał wypracowanie o książce, której nie czytałem. I zupełny brak pomysłu na środowy program w Halo Radio, jakbym już wszystkich ciekawych ludzi zaprosił do swojej audycji. I niepokój, że ta niemoc już na zawsze ze mną zostanie.

Wydanie: 2020, 47/2020

Kategorie: Tomasz Jastrun

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy