PiSk na wizji

PiSk na wizji

Media publiczne to dobro, które wymaga specjalnego potraktowania, więc PiS potraktowało je jak łup – Będzie wrzask i krzyk, ale media muszą być nasze – zapowiadał kilka tygodni temu jeden z liderów PiS. Inni mu wtórowali. A teraz jak mówili, tak uczynili. Prawo i Sprawiedliwość postawiło na swoim. W świątecznej atmosferze, z pomocą LPR i Samoobrony przepchnęło przez Sejm i Senat projekt nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji. Lifting organów kontrolujących rynek medialny okazał się jedynie pretekstem do przejęcia wpływów w mediach. Plan operacji wygląda następująco: ustawa umożliwi nowej KRRiTV, w której większość będzie miało PiS, wybór nowych rad nadzorczych publicznego radia i telewizji. Nowe rady wybiorą nowe zarządy. W ten sposób partia braci Kaczyńskich zdobędzie władzę nad mediami publicznymi. Szumnie zapowiadane i konieczne systemowe rozwiązania dotyczące funkcjonowania regulatora rynku mediów ograniczyły się do doraźnych potrzeb polityków PiS. Czy partyjny interes na dobre wykończy ideę mediów publicznych? Media na gwiazdkę Posłowie, którzy pracują na Wiejskiej od 1989 r., nie pamiętają takiego legislacyjnego pośpiechu. W błyskawicznym tempie ze skomplikowaną ustawą uwinęły się Komisje Kultury i Infrastruktury oraz powołana naprędce podkomisja. Co mamy? Po pierwsze, nowa KRRiTV będzie się składała z pięciu zamiast z dziewięciu członków – po dwóch wybiorą prezydent i Sejm, a jednego Senat. Nowela ogranicza też swobodę przewodniczącego rady. Teraz będzie go powoływał i odwoływał prezydent (obecnie można go odwołać głosami dwóch trzecich członków rady). W ten sposób prezydent zapewnił sobie wpływ na bieżącą działalność regulatora. Zgodnie z nowelizacją, kadencja członków KRRiTV trwa sześć lat. Zrezygnowano zaś z obowiązującej dotychczas wymiany jednej trzeciej składu co dwa lata. Dzięki temu nawet po zakończeniu obecnej kadencji parlamentu w radzie będą zasiadali ludzie powołani przez obecny układ polityczny. Ustawa przewiduje też m.in. likwidację Urzędu Regulacji Telekomunikacji i Poczty oraz powołanie Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Arytmetyka sił w parlamencie nie pozostawia złudzeń. Faktycznego wyboru składu nowej rady dokona partia braci Kaczyńskich. Przyczółki zdobyte przez LPR i Samoobronę – w kuluarach mówi się, że za lojalność otrzymają po jednym miejscu w radzie – tego nie zmienią. Karty w nowej radzie rozdawać będą „niezależni eksperci” powołani przez PiS. – Jeśli w ostatnim czasie mówiło się, że KRRiTV jest upolityczniona, teraz wszystko wskazuje na to, że zostanie zmonopolizowana przez jedną opcję polityczną. Przy wszystkich minusach rady w ostatnich latach trudno powiedzieć, że panowie Sellin, Jaworski czy Braun (członkowie KRRiTV – przyp. TS) reprezentowali lewicę – zauważa dr Krystyna Doktorowicz, dziekan Wydziału Radia i Telewizji UŚ w Katowicach. Jej zdaniem, PiS przypisuje sobie moralne prawo do dominacji w publicznych instytucjach. – Marek Jurek w jednym z wywiadów powoływał się na wolę wyborców. Czy wolą wyborców jest to, by PiS wzięło wszystko? Przecież to zupełny cynizm – dodaje Krystyna Doktorowicz. Schemat myślenia marszałka Jurka powiela też kreator medialnej ustawy, Jarosław Sellin: „Fakt, iż o składzie KRRiTV w decydującej mierze rozstrzygnie PiS, wynika z mandatu władzy przyznanego przez społeczeństwo. Nie zapominajmy, że to PiS wygrało wybory”, pisze w „Fakcie”. Szkoda, że Sellin zapomina (a jako były członek KRRiTV wiedzieć powinien), że media publiczne są dobrem społecznym, a nie folwarkiem politycznym jednej partii. – To wszystko jest zbyt czytelne. Cel PiS był jeden – przejąć wpływ w mediach publicznych. Dziwię się, że Kaczyńscy reprezentują stare podejście do mediów. Są przekonani, że jak będą mieli telewizję, to ich słupki w sondażach pójdą do góry. Nic bardziej złudnego – uważa prof. Wiesław Godzic, medioznawca. I dodaje: ta nowelizacja jest dla mnie początkiem końca idei telewizji publicznej. Na całym świecie chroni się publicznych nadawców przed politykami. Tymczasem PiS wprost, w dodatku w majestacie prawa, bierze media w swoje ręce. Okazało się, że najważniejszy nie jest interes społeczny, ale partyjny. I my chcemy mówić o społeczeństwie obywatelskim? Przecież zbudować je mogą tylko niezależne media publiczne. Zdaniem prof. Macieja Mrozowskiego, medioznawca, ze strategii państwa w dziedzinie mediów, zakładającej potrzebę systemowych zmian, PiS wyjęło kilka elementów i przeprowadziło akcję operacyjną w postaci

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 01/2006, 2006

Kategorie: Media
Tagi: Tomasz Sygut