PO w pułapce abonamentu

PO w pułapce abonamentu

Gdyby ktoś po 20 latach ukrywania się wyszedł z lasu i zaczął oglądać telewizję, to pomyślałby, że niewiele się przez ten czas w Polsce zmieniło. Że nadal mamy PRL. Na jakąkolwiek bowiem stację telewizyjną by trafił, to zobaczy niekończące się powtórki filmów i seriali z lat 70. i 80. Paranoja jakaś czy coś głębszego? Dlaczego w kraju, w którym od wielu lat trwa zmasowane obrzydzanie wszystkiego, co było przed 1989 r., telewizje ciągle ratują się pokazywaniem tamtych hitów? Nie z sentymentu przecież. Walczą o widzów z wielką bezwzględnością, a w tej jednej sprawie zachowują się jak zgodna rodzina i wspólnie kochają produkcje filmowe z tej starej PRL. Kochać, kochają, ale pewnie z przymusu. A ten mus to wola telewidzów. Naród, jak widać, mamy mimo tak długiej indoktrynacji strasznie ciemny i trwale otumaniony używkami z epoki socjalizmu. Mało tego. Końca tej choroby nie widać, bo kolejne młode pokolenia chyba z mlekiem matek wysysają chęć oglądania Klossa i „Czterech pancernych”. Tyle pieniędzy prawicowe rządy wydały już na IPN, a oni ciągle nie zostali skutecznie zdemaskowani i zlustrowani. Połamał sobie na nich zęby nawet tak zawzięty demaskator jak Bronisław Wildstein. PiS-owski prezes IPN walczył z Jankiem Kosem metodą zakazów, a jak to nie pomagało, zarządził prace edukacyjne

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2009, 27/2009

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański