Zbiera się masa krytyczna?

Zbiera się masa krytyczna?

Nadzieja wstąpiła w liczne serca w ostatnim tygodniu. PiS straciło w sondażach w ciągu miesiąca prawie 12%. Platforma zyskała 6%. Po kilku latach przerwy SLD regularnie lokuje się ponad progiem, a w ostatnim sondażu uzyskał nawet 9% poparcia. PiS od dwóch lat robi wszystko, aby stracić w sondażach, ale dotąd nie traciło. Nawet okresowo zyskiwało. Poparcie dla tej partii sięgało niemal 50%. Nie miały znaczenia kolejne wpadki rządu i poszczególnych ministrów, afery z Misiewiczem, wariactwa Macierewicza, wypadki rządowych kolumn i zwalanie winy na młodego kierowcę „pancernego seicento”. Nie zaszkodziło niszczenie Trybunału Konstytucyjnego i sądownictwa. Nie zaszkodziło, bo opozycja poza krytyką PiS w kwestiach dla przeciętnego Polaka niezrozumiałych nie potrafiła zaproponować nic sensownego. Nie umiała nawet przekonać ludzi, że protestuje w obronie nie sądów i sędziów, ale praw i wolności ludzi. Że chodzi tu nie o prof. Rzeplińskiego czy prof. Gersdorf, ale o obronę praw przeciętnego Kowalskiego. Czy Platforma razem z Nowoczesną, PSL albo też SLD naprawdę nie potrafi przedstawić projektu sensownej reformy wymiaru sprawiedliwości, eliminującej jego słabości i patologie? Których niewątpliwe istnienie jest dla PiS pretekstem do podporządkowania sobie władzy sądowniczej.

Ostatnio ludzie uświadomili sobie, że szalona polityka zagraniczna (a może raczej jej brak) za sprawą bezmyślnej nowelizacji ustawy o IPN zagraża naszym stosunkom z USA, a Ameryka – jak wiadomo – jest w Polsce kochana nadzwyczajnie. Zdali sobie sprawę, choć może nie do końca, że coś chyba jest nie tak, gdy projekt ustawy pisze, przeprowadza i zachwala minister sprawiedliwości Ziobro, a kiedy się zaczyna awantura z Unią Europejską, Ameryką i Izraelem, prokurator generalny Ziobro wywodzi w opinii dla Trybunału Konstytucyjnego, że ustawa jest niekonstytucyjna. I nie o rozdwojenie jaźni ministra Ziobry tu idzie. Lud widzi, że PiS chce się cofnąć. Na mocy złagodzonej ustawy nie będzie można ścigać cudzoziemców, tylko obywateli polskich. Ale uzasadnienie ustawy pozostaje bez zmian. Ma bronić dobrego imienia Polski i Polaków za granicą. Nie wiem, czy choć raz jakiś Polak w Polsce użył określenia „polskie obozy śmierci”. Wszystkie podawane przypadki używania takich określeń, które zmusiły rzekomo PiS do przyjęcia tej niemądrej ustawy o nieobliczalnych skutkach, dotyczyły jednak wypowiedzi zagranicznych dziennikarzy, rzadziej polityków. Lud tych zawiłości nie rozumie, szczegółów nie zna, ale czuje, że – po pierwsze – rządzący coś kręcą, po drugie – zwycięskie i bezkompromisowe PiS zaczyna się cofać. A dotąd miało premię za bezkompromisowość.

Do tego dochodzi ustawa, raz już przez masowe protesty kobiet wstrzymana, zaostrzająca i tak najbardziej restrykcyjną ustawę antyaborcyjną w Europie. Do tej pory PiS (ale nie oszukujmy się – wespół z Platformą) z upodobaniem grzebało starszemu pokoleniu w życiorysach. Młodszemu pokoleniu niekiedy nawet to się podobało. Teraz chce grzebać młodemu pokoleniu pod kołdrą. A tego nikt nie lubi. Nawiasem mówiąc, tak jak przy sprawie nowelizacji ustawy o IPN Platforma jedynie wstrzymała się od głosu, również w sprawie ustaw aborcyjnych głosami posłów Platformy w pierwszym czytaniu odrzucono społeczny projekt ustawy liberalizujący nieco zakaz przerywania ciąży. A kiedy znów tysiące kobiet wyszły protestować na ulice polskich miast, na manifestacjach pojawili się natychmiast posłowie i senatorowie PO. Bardzo to osobliwe w polskiej demokracji. To nie opozycja organizuje protesty. Opozycja chce wykorzystać protesty obywatelskie. To nie partie polityczne są awangardą społeczeństwa. Awangardą są obywatele, a opozycja zaledwie drepcze za nimi. Niechże i tak będzie.

PiS popełnia błąd za błędem. Do tej pory uchodziło mu to na sucho. Głównie za sprawą nieudolnej opozycji. Ale zbiera się jakaś masa krytyczna i nadejdzie taki moment, że zostanie ona przekroczona. Tu Misiewicz, tam kolumna rządowa w rowie, tu wysokie premie dla ministrów (tego lud nie lubi szczególnie), tam durna ustawa, wpadka za wpadką… Zbiera się. Nie jestem pewien, czy zbierze się ta masa w ciągu najbliższych dwóch lat. Ale stanie się to na pewno. I co wtedy? Czy opozycja potrafi przedstawić jakiś pozytywny program dla Polski po PiS? A może pojawi się na scenie politycznej coś autentycznie nowego? Nie musi to być partia, która wygra wybory. Wystarczy, że zbierze kilkanaście procent głosów, a już to przemebluje całą scenę polityczną. A może odnowiony SLD trafi znów do Sejmu i odegra tę rolę? A może Nowoczesna, której zaszkodziły upublicznione amory szefa, zamiast wtapiać się w PO, potrafi być naprawdę Nowoczesną? Do liberalizmu gospodarczego może dołoży nieco liberalizmu obyczajowego? Śmiało upomni się o świeckie państwo, zażąda pragmatyzmu w polityce zagranicznej, krytycznie spojrzy na historię i nowocześnie na edukację? Jako Nowoczesna nie tylko z nazwy może odrzucić konserwatyzm Platformy, popierając jej gospodarczy liberalizm. Może też, nie podzielając socjalnego programu SLD (przy założeniu, że SLD ma taki program), wspierać jego liberalizm obyczajowy.

W ostatnich kilkudziesięciu latach zmienił się styl uprawiania polityki. Zmieniło się funkcjonowanie mechanizmów demokracji. Zmienił się sposób komunikowania się z elektoratem i potencjalnym elektoratem. Ale jedno się nie zmieniło na pewno. Nie ma polityki bez wyrazistych polityków.

A jedynym wyrazistym politykiem na polskiej scenie politycznej jest niestety Jarosław Kaczyński.

Wydanie: 14/2018, 2018

Kategorie: Felietony, Jan Widacki

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy