Do Warszawy codziennie dojeżdża kilkanaście tysięcy mieszkańców Radomia i okolic. Żeby zdążyć do pracy na godz. 7, wstają w środku nocy 3.10. Z dworca PKP Radom rusza pierwsza osobówka. Żaden urząd nie prowadzi statystyk, ilu mieszkańców Radomia i okolic codziennie pokonuje trasę Radom-Warszawa. Mówi się o kilkunastu tysiącach. 3.11. Ludzie opierają łokcie o kant zimnego okna bydlaka (tak nazywa się tu pomarańczowe wagony) i kładą pod nogi foliowe siatki. Z kanapkami, herbatą w termosie, roboczym ubraniem do pracy. Dla tych, którzy dojeżdżają na godz. 7, najważniejsze to nie marnować czasu, czyli zasnąć od razu. Tuż za Radomiem rządkiem otwierają usta. Sprzątaczki, salowe, handlarze ze stadionu, wartownicy. Kłapią drzwi, rozsuwając się z irytującym zgrzytem. Ktoś zasuwa przez sen. Znów kłap. Znów ten z brzegu wyciąga rękę. I znów… 4.00. Zanim podstawią następny bydlak, rozłożysta kobiecina w fartuszku rozkłada krzesełko przy pączkach za 50 gr. Pierwsza tura zejdzie do rana, bo ludzie, choć nie jedzą w środku nocy, kupują pączki na potem, gdy zachce się jeść po przerwanej na dojazd do dworca nocy. 4.24. Kolejny śpiący pociąg odjeżdża do Warszawy. – Słoneczko, bilety do kontroli – „kierowniczka” nigdy nie szarpie. Tylko dotyka zimną ręką przy szyi. Już 33 lata konduktorka jeździ na tej samej trasie, to wie, że powstawali w środku nocy. Ale ze dwa, trzy razy musi przejść służbowo z kontrolą na jednym kursie. Barbara już rozgrzała zimne siedzenie z pomarańczowego plastiku. Pielęgniarka, na którą po macierzyńskim nie czekało miejsce w radomskim szpitalu, od czterech lat trzyma się erki kardiologicznej szpitala na Czerniakowskiej. Tygodnie przelicza już na dyżury. Dziś od godz. 7 do 19. Powrót 19.12. W domu przed 22. Jutro nocka, czyli od 19 do 7. Potem dwa dni wolne, czyli dzieci nie będą latać samopas. Takich jak ona w Radomiu są setki, a szpitale tylko dwa, dlatego Warszawy nie puści. Nie puści też dlatego, że niby 107 km od Radomia, a już inna kultura. Nie tak, żeby doktorzy zamykali się w dyżurce po 23. Aż nie mogła uwierzyć, gdy zobaczyła w Warszawie, jak lekarz prowadził staruszkę do toalety. 4.53. Z koszykami wsiada Dobieszyn. Wioska, która – można powiedzieć – utrzymuje się z… deszczu i dobrej lokalizacji. Bo im więcej deszczu, tym więcej grzybów, a dobre położenie to stacja PKP. Dobieszyn wysiada zwykle na Okęciu i idzie rządkiem w kierunku Banacha, gdzie towar schodzi przy porannym wylewie warszawiaków do swoich zajęć. Nie dalej jak wczoraj pani Ewa z Urzędu Pracy Białobrzegi, pod który podlega leśna wioska, wywiesiła na tablicy kilka ogłoszeń „Dam pracę”, które przyszły faksem z Warszawy: technik elektryk (warunek – doświadczenie w konserwacji urządzeń klimatyzacyjnych), zaopatrzeniowiec do branży rolno-spożywczej (warunek – język angielski). Ale Dobieszyn zwykle jeśli spełnia jeden warunek, nie spełnia drugiego. Robi się coraz tłoczniej, cieplej i mdło od potu. Do Warki jest jeden tor, więc bydlak przystaje co jakiś czas, czekając, aż przeleci pośpiech. Zaprawieni śpią na stojąco. 5.51. Piaseczno. Barbara jeszcze nie otwiera oczu. Wysiadają dozorcy, stróże parkingów, ciecie na budowach, ochroniarze z „Oszołoma”. – Bydlęce wagony – wyrzuca sąsiadka obok. – Człowiek nawet herbaty boi się napić, żeby nie sikać w tych ubikacjach. 6.31. Powiśle. Barbara prostuje sukienkę odklejoną od gorącego plastiku. W cieniu wielkiego miasta Rytm jest ten sam każdego dnia. Jak zwykle o godz. 4 kobiecina rozkłada krzesełko tuż przed odjazdem kursu 4.24. Właściwie zmieniają się tylko wagony. „Jeb.. Renomę”, ktoś napisał na ostatnim przedziale czarnym flamastrem. Pewnie pracujący na dziko robotnicy klną na firmę, którą kolej zatrudniła do pomocy w sprawdzaniu biletów. Kazimierz z żółtym wąsem od cementu i Ryszard z ruską siatą w kratę już mają po spaniu. Na peronie zauważyli kręcących się byczków z Renomy, a to znaczy, że trzeba będzie uciekać z przodu na tył, metodą na głupka. Ale miesięcznego i tak nie wykupią. Gdy człowiek nie wie na dłuższą metę, gdzie majster go rzuci na budowę, bilet na cały miesiąc byłby zbytkiem. Kupuje ten, kto w jednym miejscu siedzi dłużej. – Kolejarze strajkują, bo nie ma pieniędzy, a wynajęli sobie spółkę do kontroli! – klnie Ryszard. – Mało
Tagi:
Edyta Gietka









