Pociągnęła za sobą brata…

Pociągnęła za sobą brata…

Na 25 lat sąd skazał Pawła Rozumeckiego, ostatniego z oskarżonych o zabójstwo w 1997 roku dilerów Ery. Surowy wyrok, ale czy sprawiedliwy? Na salę sądową wchodził szybko, nie rozglądając się na boki. Wśród publiczności nie było nikogo z jego rodziny czy znajomych. Mało rozmawiał ze swoim adwokatem; jeśli nie składał wyjaśnień, z bolesnym wyrazem twarzy nieruchomo patrzył przed siebie. Ale tak, aby ominąć wzrokiem siedzące po przekątnej trzy kobiety: żonę i matki ofiar. Jego los nie budził już medialnego szumu. Ponad dziesięć lat temu, gdy sądzona była jego siostra, prowadzono ją skutą w szpalerze uzbrojonych antyterrorystów. Na rozprawy została wyznaczona największa sala sądowa, a i tak trudno było domknąć drzwi. Zaskoczenie w ambasadzie W 1998 r. była to bardzo spektakularna w Warszawie sprawa. Przed gmachem sądu rodziny ofiar wywiesiły transparent: „Polska stała się krajem mordu i bezprawia, żądamy kary śmierci dla zbrodniarzy…”. Obok stały, zrobione ze styropianu, jakby tablice nagrobne dwóch ofiar: 31-letniego Pawła Sulikowskiego i 25-letniego Piotra Aniołkiewicza, dilerów PTC Era GSM. Tłustym drukiem biło w oczy nazwisko głównej oskarżonej Małgorzaty Rozumeckiej. (Sąd zgodził się na ujawnienie wizerunku jej i innych oskarżonych oraz danych osobowych). Rozumecka została skazana na dożywocie i ten wyrok podtrzymały sądy kolejnych instancji, do najwyższego włącznie. Kary więzienia dla pozostałych oskarżonych zmniejszały się w miarę składanych apelacji. Przez cały proces prokurator twierdził, że na ławie oskarżonych brakuje jeszcze jednego sprawcy ( brata Małgorzaty Rozumeckiej, Pawła. Kilka miesięcy po ujawnieniu zbrodni wyleciał on legalnie do Meksyku. Wcześniej był dwukrotnie przesłuchiwany w prokuraturze, ale został wypuszczony bez postawienia zarzutów. Listy gończe rozesłano za nim znacznie później, gdy jeden oskarżonych, Marcin T., powiedział, w śledztwie, że „to chyba strzelał Paweł”. Rozumecki twierdzi dziś, że nic o listach gończych nie wiedział. Razem z matką osiadł w Nowym Jorku. Pracował legalnie jako hydraulik, udzielał się w parafialnym środowisku miejscowej Polonii. Mijały lata. Gdy poszedł do ambasady polskiej po wizę na wjazd do Polski (w Białymstoku czekała na niego narzeczona, matka ich małego synka), dowiedział się, że jest poszukiwany. I czeka go deportacja. Jego proces, który zaczął się w roku 2007, wymagał szczegółowego odtworzenia tragicznych wydarzeń z 18 czerwca 1997 r. w podwarszawskim Komorowie. Broni nigdy nie znaleziono Piotr Aniołkiewicz znał Małgorzatę Rozumecką z Pruszkowa, z miejsca pracy. Przez krótki czas była zatrudniona w PTC Era GSM. Aniołkiewicz właśnie wrócił ze służbowego stażu w Ameryce, rozsadzała go potrzeba bycia przedsiębiorczym. W tym stanie euforii spadła na niego niecodzienna propozycja Małgorzaty ( Dyskusyjny Klub Filmowy, któremu patronuje mieszkający w Komorowie aktor Bogusław Linda, chce kupić dla swych członków 32 telefony komórkowe. Jeśli Aniołkiewicz wystąpi w tej transakcji w roli dilera, może liczyć na dużą prowizję. Aparaty były warte ponad 513 tys. zł (w 1997 r. posiadanie w Polsce telefonu komórkowego jest jeszcze luksusem). Aniołkiewicz wciąga do interesu kolegę z pracy, Pawła Sulikowskiego. Biorą z magazynu firmy kartony z komórkami, jadą do zalesionego Komorowa, do wilii Lindy. Nigdy do niej nie trafią. Aktor o niczym nie wie, taki klub w ogóle nie istnieje. Mężczyźni wpadają w zasadzkę zastawioną przez Małgorzatę Rozumecką. Czeka już na nich dół wykopany na skraju lasu. Zostają zastrzeleni. Prosto z miejsca zbrodni przestępcy jadą pod Pałac Kultury, gdzie sprzedają komórki za 36 tys. zł. O wszystkim decyduje Rozumecka. Zabójstwo zostało odkryte już kilka godzin później dzięki przypadkowemu świadkowi. W procesie będzie występował jako incognito. Zawiadomił on policję i na drodze do zakopanego dołu z ciałami ofiar ułożył strzałkę z patyków. Na miejscu zbrodni widać było ślady krwi. Kilka metrów dalej leżały okulary i kluczyki od samochodu. Broni nigdy mnie znaleziono. W 2007 r. na procesie Pawła Rozumeckiego świadkowie niewiele pamiętają z tych wydarzeń. Gdy sąd odczytuje ich zeznania w śledztwie, zazwyczaj mówią: – Możliwe, że tak powiedziałem, ale dziś nie wiem dlaczego. Niegdyś skazani (poza Rozumecką wszyscy już wyszli na wolność), a dziś występujący w roli świadków, odnoszą się do pytań sądu z wyraźną niechęcią. Całym swym zachowaniem zdają się mówić:

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 37/2008

Kategorie: Reportaż