Paulo Szot, pierwszy Polak zdobywca musicalowej nagrody Tony Award Kocham operę i zawsze będę ją śpiewać. Pozostanie ona moim zasadniczym głównym daniem – Zacznijmy od początku. Jak twoi rodzice Zdzisława i Kazimierz trafili do Brazylii? – Po II wojnie światowej wyemigrowali razem ze swoimi rodzicami. Podczas wojny byli w Niemczech. Była możliwość emigrowania do Argentyny. Oni płynęli w kierunku Buenos Aires, ale kiedy statek dotarł do Rio de Janeiro, powiedzieli im, że to Argentyna… Wysiedli i tak już zostali. – Z jakich stron w Polsce pochodzą? Czy macie w Polsce rodzinę? – Tata jest ze Lwowa. Mama z Tarnowa. Mamy w Polsce jeszcze rodzinę ze strony matki. – Co rodzice robili w Brazylii? Gdzie mieszkaliście? Jak duża była wasza rodzina? – Na początku było bardzo ciężko, ale Brazylia była krajem, w którym dużo się działo, i oferowała duże możliwości tym, którzy chcieli pracować. W latach 60. udało się tacie otworzyć swoją pierwszą firmę metalurgiczną. Po kilku latach drugą. Mama na początku pracowała w fabryce szkła. Po kilku latach, już jako pani Szotowa została gospodynią, z dziećmi w domu. Przeprowadzili się do małego miasteczka, Ribeirăo Pires, gdzie życie było spokojniejsze niż w Săo Paulo. Nas było pięcioro. Ja jestem najmłodszy. – Czy w domu mówili do ciebie Paulo, czy Paweł (może Pawełek)? – Tata często woła do mnie Pawełek. Mama – Paulo. – Kiedy zacząłeś występować publicznie? Czy było to w Zespole „Wiosna” prowadzonym w Săo Paulo, przez rodziców? – Nie. Pierwszy występ miałem w wieku pięciu lat, kiedy zacząłem lekcje gry na pianinie. Zespół „Wiosna” został stworzony kilka lat później. Wtedy występowałem jako młody tancerz i śpiewak. Odkąd pamiętam, zawsze byłem na scenie. – Jak to się stało, że jako 18-latek przyleciałeś do Polski na studia? Gdzie studiowałeś i co? – Przypłynąłem… Prawda jest taka, że nie wiedziałem, co ze sobą zrobić po maturze. Ojciec dowiedział się w polskim konsulacie w Săo Paulo o możliwości stypendium na studia w Polsce. Zdecydowałem się pojechać, bo zawsze Polska i jej kultura mnie fascynowały. Dostałem stypendium po kilku miesiącach i… po 23 dniach żeglugi na statku „Powstaniec Listopadowy” znalazłem się w Gdyni. Studiowałem na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie w Instytucie Badań Polonijnych, a potem na Wydziale Etnograficznym. – Jak trafiłeś do Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk”? – Poznałem w Krakowie wspaniałego człowieka, który dosłownie odmienił moje życie, prof. Stanisława Hadynę, legendarnego założyciela Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk”, który wtedy akurat „chwilowo” z zespołem nie pracował. Kiedy okazało się, że wraca do Koszęcina, następnego dnia pojechałem tam z nim pociągiem i zostawiłem wszystko w Krakowie, żeby podjąć tę pracę. To było spełnienie moich marzeń. – Występowałeś w zespole prawie pięć lat. Jak wspominasz ten czas? Gdzie wtedy występowaliście, w jakich krajach? – Była to moja pierwsza praca! Cudowna praca. Życie w Koszęcinie było jak we śnie. Mieszkaliśmy wszyscy na terenie pięknego zamku otoczonego filmowym parkiem ze stawem… Próby od 9 do 13. Po dwóch latach dostałem etat solisty-wokalisty Nie mogłem uwierzyć w to wszystko… Te ponad cztery lata w zespole to niesamowite czasy, nigdy tego nie zapomnę. Mieliśmy liczne tournée po całej Europie. Koncertowaliśmy we Francji, Hiszpanii, Belgii, Holandii, Niemczech… – Podobno zwrot w twej karierze nastąpił, kiedy złamałeś nogę. Przestałeś tańczyć, a zacząłeś śpiewać. – Miałem wypadek. Doznałem typowo piłkarskiej kontuzji łękotki. Już po kilku dniach intensywnych badań wiedziałem, że to koniec mojej krótkiej kariery tancerza. Byłem kompletnie załamany. Prof. Hadyna, widząc, co się dzieje, powiedział, że w zespole potrzebni są także śpiewacy, i zmotywował do pójścia w tym kierunku. Rozpocząłem intensywne ćwiczenia pod kierunkiem pani prof. Janiny Kuszyk-Kuszyńskiej. – Kiedy zdecydowałeś się na powrót do Brazylii? – Kiedy poznałem Luciana Pavarottiego. W 1994 r. byłem finalistą jego konkursu, na który przyjechałem z… Koszęcina. Pavarotti powiedział mi, że powinienem zdecydowanie poświęcić się karierze operowej. Takiej rady i takiego artysty po prostu zignorować nie mogłem i zdecydowałem się na powrót do Brazylii. – Jak rozwijała się twoja kariera? Debiutowałeś, o ile wiem, w 1997 r. na scenie Teatru Eiro
Tagi:
Waldemar Piasecki









