Amerykańscy wojskowi domagają się wysłania do Afganistanu dodatkowych 40 tysięcy żołnierzy Tego nikt się nie spodziewał. Barack Obama został laureatem pokojowej Nagrody Nobla już w pierwszym roku prezydentury. Taką decyzję ogłosił 9 października Komitet Noblowski w Oslo. Ta instytucja uznała, że pierwszy ciemnoskóry prezydent USA zasłużył na ten zaszczyt „z powodu swych nadzwyczajnych wysiłków na rzecz wzmocnienia międzynarodowej dyplomacji oraz współpracy między narodami”. Komitet podkreślił, że wizja świata bez broni nuklearnej, którą przedstawił Barack Obama, odegrała przy podejmowaniu rozstrzygnięcia w sprawie nagrody szczególną rolę. Komunikat komitetu głosi, że bardzo rzadko ktokolwiek skupia na sobie uwagę świata w takim samym stopniu jak Obama, który dał ludziom nadzieję na lepszą przyszłość. Norweski przewodniczący Komitetu Noblowskiego Thorbjřrn Jagland oświadczył, że mimo swej krótkiej prezydentury Obama zajął się rozwiązywaniem tak wielu problemów i tak bardzo zmienił klimat w relacjach międzynarodowych, że chociażby z tego powodu zasługuje na pokojową Nagrodę Nobla. Komitet noblowski zawsze próbował popierać przez swe decyzje inicjatywy na rzecz pokoju, które jeszcze nie zostały zakończone. Odegrało to rolę przy pokojowych Noblach przyznanych kanclerzowi RFN Willy’emu Brandtowi oraz przywódcy radzieckiej partii komunistycznej, Michaiłowi Gorbaczowowi. Tegoroczna decyzja komitetu, jak to zazwyczaj bywa, wywołała kontrowersje. Twierdzono, że Obamę uhonorowano zbyt wcześnie. Chociaż gospodarz Białego Domu ma plany i wizje, to przecież jeszcze niczego nie dokonał. Czy można przyznać pokojowego Nobla przywódcy supermocarstwa, które prowadzi dwie wojny (w Iraku i Afganistanie), a może jeszcze rozpocząć trzecią (z Iranem)? Najwyższa nagroda pokojowa dla amerykańskiego przywódcy wywołała głosy bezpardonowej krytyki zwłaszcza w krajach islamskich. Liaqat Baluch, jeden z przywódców Dżamat-e-Islami, konserwatywnej partii religijnej w Pakistanie, nazwał pokojowego Nobla dla Obamy „żartem wprawiającym w zakłopotanie”. Amerykański magazyn „Time” w internetowym wydaniu wyraził opinię, że pokojowy Nobel może nawet zaszkodzić prezydentowi USA, oczekiwania pod adresem Obamy staną się bowiem teraz jeszcze większe. Według „Time’a”, Komitet Noblowski wybrał Obamę, aby zmobilizować prezydenta do jeszcze większych wysiłków na rzecz pokoju na Bliskim Wschodzie czy świata wolnego od broni nuklearnej. Tylko że rzeczywistość może okazać się bezlitosna wobec pokojowych frazesów. Mark Halperin, dziennikarz magazynu „Time”, napisał: „Krytycy Obamy od dawna oskarżali go o to, że jest człowiekiem słów, a nie konkretnych akcji czy osiągnięć. Zdumiewająca decyzja zaszczycenia prezydenta pokojową Nagrodą Nobla przede wszystkim za jego retorykę bardziej rozjątrzy przeciwników Obamy w Ameryce, niż ucieszy jego zwolenników”. Mark Fitzpatrick z Międzynarodowego Instytutu Badań Strategicznych w Londynie na wieść o pokojowym Noblu dla Obamy początkowo nie uwierzył: „Czy to żart? Wszyscy myśleliśmy, że to żart”, relacjonował. Pokojowy noblista Obama będzie musiał wkrótce podjąć kluczową decyzję dotyczącą wojny. W Waszyngtonie zaczął się bowiem ostry konflikt, dotyczący strategii w Afganistanie. Generałowie Pentagonu naciskają na prezydenta, aby wysłał na wojnę kolejne silne oddziały US Army. Wojskowych mocno wspierają Republikanie w Kongresie. Zdaniem komentatorów, jeśli Barack Obama wybierze niewłaściwą opcję, utraci szansę na drugą kadencję w Białym Domu, a wojna w Afganistanie może zostać przegrana. Sytuacja w Afganistanie staje się coraz bardziej mroczna. Oddziały międzynarodowych sił ISAF ponoszą dotkliwe straty. W tym roku poległo już ok. 400 zagranicznych żołnierzy. W sierpniu co 14 godzin na afgańskiej ziemi umierał amerykański wojskowy. Obecny miesiąc może być jeszcze krwawszy. Tylko po weekendzie 3-4 października służby Pentagonu musiały przygotować 14 trumien. Zacięty bój rozegrał się 3 października w graniczącej z Pakistanem prowincji Nuristan, uważanej za matecznik talibów i Al Kaidy. Przed świtem ok. 300 islamskich partyzantów zaatakowało posterunek afgańskiej policji położony u stóp wzgórza oraz stanowisko obronne żołnierzy USA znajdujące się na wierzchołku. Walki trwały cały dzień. Wśród talibów byli zamachowcy samobójcy, którzy wysadzali się w powietrze w pobliżu pozycji znienawidzonych „krzyżowców”. Tylko dzięki wsparciu amerykańskiego lotnictwa udało się w końcu odeprzeć napastników, ale talibowie uprowadzili ponad 20 afgańskich policjantów, a ośmiu żołnierzy Stanów Zjednoczonych straciło życie. Były
Tagi:
Krzysztof Kęciek









