Zaburzenia emocjonalne mogą się stać naszą codziennością Aneta Pawłowska-Krać – dziennikarka, socjolożka, publikowała w „Dużym Formacie” i „Zwierciadle”. Reporterka Informacyjnej Agencji Radiowej PR. Autorka książki „Głośnik w głowie. O leczeniu psychiatrycznym w Polsce” (Czarne). Kłopoty ze zdrowiem psychicznym to nie jest temat tak odległy, jak mogłoby się wydawać. – Nie jest. Najnowsze badania pokazują, że co czwarty Polak miał, ma lub będzie miał problemy ze zdrowiem psychicznym. To znaczy, że ponad 8 mln ludzi w kraju doświadczyło lub doświadcza różnych zaburzeń. Siłą rzeczy każdy z nas prawdopodobnie zna kogoś, kto się zmaga z takimi trudnościami. Jednak niekoniecznie musimy o tym wiedzieć, bo ciągle jest to temat tabu. Czyli to temat wyparty? – Nie dopuszczamy go do siebie, twierdzimy, że na pewno nas nie dotyczy. I wolelibyśmy również z osobami zmagającymi się z kłopotami ze zdrowiem psychicznym nie mieć kontaktu – z badań wynika też, że nie chcemy ich mieć w bezpośrednim otoczeniu. W społeczeństwie funkcjonuje silna stygmatyzacja. A jeśli się dowiadujemy, że ktoś z naszych bliskich ma problemy ze zdrowiem psychicznym, sami wpadamy w pułapkę tej stygmatyzacji. Może się pojawić wstyd przed sąsiadami, otoczeniem. Choć, jak pani powiedziała, to problem powszechny. – W rozmowach zdarza się, że słyszę „oni”. A ja powiedziałabym inaczej – „my”. Granica jest płynna. Zaburzenia emocjonalne, trudności w relacjach rodzinnych, objawy depresji czy lęku społecznego mogą się stać w każdej chwili naszą codziennością. Każdy znajduje się na liście osób potencjalnie zagrożonych chorobą, można to zauważyć w trakcie pandemii. Przyczyną załamania może być izolacja od ludzi, brak normalnych kontaktów, które kiedyś – przede wszystkim dla osób towarzyskich – były codziennym pokarmem, ale także strata kogoś bliskiego czy utrata pracy. Kiedy pojawia się przedłużająca się bezsenność, dojmujące przygnębienie, niemoc, lęki, stan, w którym trudniej nam wstać do pracy, to znak, że coś się dzieje, że należy zareagować. Przyjmowanie postawy, że jest OK, że po prostu jesteśmy smutni, niczego nie rozwiązuje. To są ważne symptomy, im wcześniej na nie zareagujemy, tym łatwiej będzie zatrzymać proces, który sygnalizują. I zrozumieć go. Takie objawy nie pojawiają się bez powodu. Wielu bohaterów pani książki nie orientuje się w mechanizmach choroby. Nie zawsze rozumieją, co się dzieje. Często trwają w psychozie. – Psychoza to poważniejszy problem, rzeczywiście nie każdy chory potrafi rozpoznać, że się zaczyna. Opisuję jednak historię osoby, która po terapii potrafi doskonale wyczuć, że coś się z nią dzieje. Jak tylko zaczyna dostrzegać coś niepokojącego, robi wszystko, żeby do psychozy nie doszło – spotyka się z psychiatrą, częściej przychodzi na terapię, rozmawia z przyjaciółmi, rodziną. Dzięki decyzji, że zadba o siebie i poszuka rozwiązań, bo zna siebie i swoją chorobę, udało się jej uniknąć wielu kryzysów i utrzymuje się w dobrym zdrowiu mimo diagnozy schizofrenii. Czyli nie jest to sytuacja bez wyjścia, mimo choroby można mieć normalne, satysfakcjonujące życie. Czasem sama decyzja oczywiście nie wystarczy. Trzeba być dobrze prowadzonym, mieć zapewnioną opiekę, trafić na dobrych lekarzy. Wielu bohaterów mówi, że podczas leczenia i licznych hospitalizacji byli prowadzeni nieprawidłowo, pacjenci narzekają na złe warunki i nieludzkie traktowanie. Czy skala zaniedbań w polskiej psychiatrii panią poraziła? – Na początku książki opowiadam historię Witka, która mnie nie zaskoczyła. Być może dlatego, że spodziewałam się, że tak to będzie wyglądało. Wiedziałam, że braki kadrowe są duże, że czasami na 50 pacjentów przypadają dwie pielęgniarki. Co one mogą zrobić? Nawet gdyby chciały poświęcić każdemu czas i uwagę, zwyczajnie nie są w stanie. To powoduje, że nie zaspokaja się najprostszych potrzeb pacjentów, takich jak rozmowa, dotrzymywanie towarzystwa, zamiast tego personel wybiera rozwiązania, które są po prostu dostępne – podaje pobudzonym pacjentom leki, przypina ich do łóżka pasami. Dla mnie największym zaskoczeniem była historia Kasi, która trafiła do starego, niewyremontowanego szpitala. Spała w koszulinie na materacu na podłodze, a przez nieszczelne okna hulał wiatr. Razem z nią w rzędzie leżało kilka osób. Trudno słuchać o tym, że człowiek, który nosi w sobie ogromne cierpienie, jest umieszczany w takich warunkach. Leczenie w Polsce polega głównie na izolowaniu. Dla kontrastu można wskazać Szwecję, gdzie pacjenci dostają
Tagi:
Aneta Pawłowska-Krać, autyzm, Centra Zdrowia Psychicznego, covid-19, Duży Format, dzieci, dziennikarze, Głośnik w głowie. O leczeniu psychiatrycznym w Polsce, Informacyjna Agencja Radiowa PR, izolacja pacjentów, leczenie osób z zaburzeniami psychicznymi, lekarze, Marek Balicki, Ministerstwo Zdrowia, młodzież, NFZ, ochrona zdrowia, pacjenci, pandemia, pielęgniarki, polskie rodziny, pracownicy ochrony zdrowia, psychiatria, psychiatria dziecięca, psychologia, reportaż, reportażyści, służba zdrowia, socjologia, społeczeństwo, Szwecja, Wydawnictwo Czarne, wykluczenie regionalne, wykluczenie społeczne, zaburzenia emocjonalne, zdrowie psychiczne, zdrowie publiczne, zespół Aspergera, Zwierciadło









