Na dziennikarzy źle działa nie tylko to. Moim zdaniem, bardziej demoralizuje coś innego – w Polsce nie ma kontroli przez wstyd. Nie ma pojęcia kompromitacji. Jeżeli jedynym efektem opisania potężnej afery może być przesunięcie do Brukseli, to taka praca nie ma sensu.
– Zaletą jest, że przynajmniej społeczeństwo wie. 20 lat temu nawet o tym nie wiedzieliśmy, a od czasu afery Rywina takich spraw było multum. Co jednak społeczeństwo zrobi z tą wiedzą – to już inna kwestia. Kultura polityczna jest cechą wszystkich warstw społecznych. Polityków, mediów i społeczeństwa. Większość z nas wciąż chciałaby mieć mecenasa, patrona, który wszystko by załatwił, zapewnił „prawo i sprawiedliwość”, pozwolił nam się nie angażować i zająć sobą.
Mentalnie tkwimy w feudalizmie?
– Oczywiście. Jeszcze dziesięć lat temu jeden z kolegów pisał, że jesteśmy społeczeństwem chłopskim. Dziś to powoli się zmienia, jednak wciąż nie da się powiedzieć, że stanowimy społeczność klasy średniej – ludzi, którzy angażują się w sprawy publiczne. Koncentrujemy się na swoim podwórku. Dopóki to się nie zmieni, nie może być mowy o społeczeństwie obywatelskim, a bez niego jest, jak jest.
Media potrzebują oparcia
Na początku mówił pan, że wszystko zależy od elit. Teraz, że od społeczeństwa.
– W pewnych ramach elity są autonomiczne, ale te ramy określa społeczeństwo. Dziś są one niezwykle szerokie. Sam pan mówi o aferach, które uchodzą na sucho i nikomu nic złego się nie dzieje.
A jak mają się do tego nowe media?
– Ich znaczenie rośnie, ale nie jesteśmy tylko społeczeństwem ludzi młodych. Podstawowym medium wciąż jest telewizja. Większość społeczeństwa z niej czerpie informacje. I jest tak, że jak ktoś ma Cyfrowy Polsat, to ogląda „Wydarzenia”, jak telewizję naziemną, to „Wiadomości”, a jak NC+, to „Fakty”.
Z różnych telewizji można wynieść różny obraz rzeczywistości?
– Standard jest jeden. Wszystko opiera się na emocjach. Istotne jest to, o czym mówiliśmy. Tam, gdzie media nie odczuwają nacisku ze strony społeczeństwa obywatelskiego i nie mają w nim wsparcia, ich upartyjnienie jest nieuchronne. Wyobraża pan sobie, że teraz któraś z głównych stacji telewizyjnych staje się antyrządowa? Kiedy przeanalizuje się programy informacyjne, widać, że więcej miejsca poświęca się w nich opozycji. Przede wszystkim pokazując ją w negatywnym świetle.
Mamy media kontrolujące opozycję w interesie władzy?
– Media powinny się koncentrować na tych, którzy rządzą. Tymczasem kiedy wchodzę na niektóre portale internetowe, z dziesięciu informacji pięć jest tam o PiS, jedna o SLD, a jeszcze jedna o kimś innym. Kogo to obchodzi? Oni nie mają władzy. Niech sobie robią, co chcą. Powinno być osiem informacji o rządzących, w których wytyka się im błędy. Media są od tego, by kontrolować politykę. Kiedy kontrolują opozycję… O czym tu w ogóle mówić? Co nam z tego, że opozycja jest kontrolowana? Korzyści ma tylko rząd, zwłaszcza gdy społeczeństwo boi się tego, co mówią media o tym, co się stanie po zmianie. Główne media są właśnie takie. I nie chodzi tylko o przekazywane treści, ale też o formę. Przekaz jest emocjonalny, bo taki musi być, aby przyciągnął odbiorcę. Kogo zainteresuje materiał o szarym życiu robotnika? Cel mediów jest merkantylny.
Z mojego doświadczenia w mediach nowych i starych wynika, że takie treści wcale nie muszą być nieinteresujące dla odbiorcy. W starych mediach po prostu uważa się, że nie są interesujące. Tematykę kształtują często nieprawdziwe wyobrażenia o oczekiwaniach.
– Ale proszę zobaczyć, do kogo nowe media docierają, bo to może zaburzać obraz. Do ludzi młodych, którzy szukają informacji w internecie i chcą uczestniczyć w dialogu. Telewizja i radio to okno na świat dla pokolenia starszego i średniego. To wprawdzie powoli się zmienia i być może będzie mobilizowało Polaków do stawania się społeczeństwem obywatelskim… O ile oczywiście będą oni w Polsce. Mówi się, że nawet 3 mln Polaków wyjechało.
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy