Polityka historyczna jest manipulacją – rozmowa z prof. Bożeną Popiołek

Polityka historyczna jest manipulacją – rozmowa z prof. Bożeną Popiołek

Dzisiaj lekcje historii bardzo często sprowadzają się do przekazywania tylko swoich poglądów Dla historyków, szczególnie nauczycieli, nastały chyba ciężkie czasy. Bo jak mówić o przeszłości, kiedy społeczeństwo jest mocno spluralizowane, podzielone politycznie, ma różny ogląd zwłaszcza ostatnich dziesięcioleci? – To nie jest kwestia czasów, tylko podejścia do historii i tego, czy historyk, podobnie jak polonista czy etyk, przenosi na pracę, a w przypadku nauczycieli na uczniów czy studentów, osobiste zapatrywania na przeszłość i swoje poglądy polityczne. Ma pan rację, że szczególnie historykom może być trudniej z racji ich zaangażowania politycznego i stałego osądu dziejów. Mam wielu znajomych nauczycieli historyków, obserwuję u nich, szczególnie u młodych nauczycieli, powrót do historii emocjonalnej, do podkreślania historii rocznicowej, rocznic jednostronnie ukierunkowanych, martyrologii i powstań. Zanika, co mnie niepokoi, zainteresowanie historią jako przedmiotem wiedzy, obszarem, który trzeba dobrze poznać. Bo historię sprowadza się do roli panteonu narodowego? – Do panteonu, mitów narodowych, eksponowania tylko niektórych elementów przeszłości, jak również do pewnej rozgrywki politycznej. Ponieważ w kręgu moich zainteresowań i badań pozostaje historia kultury i historia mentalności, dla mnie w badaniu minionych dziejów bardziej interesujące jest poszukiwanie odpowiedzi na pytania, nie kto i jak, ale dlaczego dane wydarzenia tak się potoczyły, dlaczego tak się stało, jaki był mechanizm ludzkich działań. Jeżeli nauczyciele historycy nie odbiorą pewnych nauk podbudowanych odpowiednią wiedzą, ich emocjonalne interpretacje mogą pójść w niedobrym kierunku, czego przykłady już mieliśmy, a powielanie takich stereotypów historycznych w stosunku do uczniów w szkole może przynosić bardzo negatywne skutki. BEZ DYSKUSJI Rozmawiamy w miesiącu, w którym przypada rocznica zakończenia II wojny światowej 8 maja 1945 r. Dla części to symboliczny dzień zastąpienia jednej okupacji drugą, dla innych – data wyzwolenia. W zależności od tego, jakie poglądy ma nauczyciel, taką wizję przedstawi. – To dobry przykład, bo uwidacznia rzetelność zawodu i obiektywizm historyka. Fakty to jedno, a ich interpretacja to sprawa odmienna, subiektywna. Aczkolwiek uważa się, że historia nigdy nie jest obiektywna, że historyk nie może być obiektywny, bo został wychowany w pewnej kulturze, w pewnym środowisku oraz systemie wartości i oglądu przeszłości. Kwestia rzetelności historyka jako badacza i jako nauczyciela polega na tym, czy przekazuje wiedzę, czy własne poglądy i własną interpretację dziejów. To co ma powiedzieć taki nauczyciel o sprecyzowanych poglądach? – Musi pokazać drogę dochodzenia do swoich poglądów, ale jednocześnie przedstawić drugą stronę historycznego oglądu przeszłości, dać możliwość wyboru, nie narzucać jedynej słusznej racji. Obawiam się, a właściwie jestem przekonany, że tego w szkole się nie robi. – Tak sądzę. I dzieje się to z różnych przyczyn. Nauczyciel ma do zaprezentowania na lekcji ogromny materiał, który ciągle narasta, jak zresztą w każdej innej dziedzinie nauki. Dzisiaj lekcje historii bardzo często sprowadzają się do przekazywania tylko swoich poglądów. Nie ma czasu na dyskusję z nimi. Poza tym uczniowie rzadko dyskutują, zresztą nie tylko uczniowie, ale i studenci bardzo rzadko chcą podjąć polemikę. Czy dla nas, Polaków, historia jest nauczycielką życia? Czy potrafimy wyciągać z niej wnioski? – Dla mnie historia nigdy nie była, nie jest i nie będzie nauczycielką. Owszem, nasze zachowania interpretujemy tą starożytną maksymą, ale historia jest obszarem już przeżytym, zamkniętym i tak trzeba do niej podchodzić. Jako do sprawy minionej, która nie powtarza się automatycznie, bo z każdą chwilą zmieniają się okoliczności, otoczenie itp. Oczywiście możemy się odwoływać do pewnych wzorców, stworzonych modeli, tylko czy chcemy, a dokładniej czy potrafimy mądrze z nich korzystać? Historia naprawdę nie uczy, a jeżeli nawet uczy, to z tej wiedzy raczej nie wyciągamy żadnych wniosków. Wiemy, czym są wojny i konflikty zbrojne, jakie niosą ofiary i cierpienia, a jednak ciągle one wybuchają. Ale nauka, prezentacja tych konfliktów kształtuje nas. Bo można, przywołując powstanie warszawskie, prezentować wizję, że to zryw patriotyczny, można jednak też mówić, że była to niepotrzebna ofiara. – Chylę czoła przed bohaterami powstania, ale jestem w tej drugiej grupie. Tylko że odrzucając bohaterszczyznę, odrzucamy niemałą część Polaków, którzy są przekonani, że właśnie dzięki powstaniom jesteśmy tym, kim jesteśmy. – Dla uczestników powstań to było bohaterstwo, nie bohaterszczyzna. Nie można przemilczeć ogromnej ofiary życia, jaką złożyli powstańcy, nie zapominając o ludności

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2013, 21/2013

Kategorie: Wywiady