Polska widziana z okien terenówy i możliwe nowe horyzonty….

Polska widziana z okien terenówy i możliwe nowe horyzonty….

Rodzimi herosi klasy średniej nie przejawiają jakiegokolwiek krytycznego myślenia. Ważniejsza jest konsumpcja na pokaz i pogoń za symbolami luksusu

Jakiś czas temu redaktor Jacek Żakowski ogłosił na łamach „Polityki” czas „wielkiej fiesty”. Rosnące zarobki, większe możliwości konsumpcyjne, atmosfera luzu, radości, swobody… Polacy kupują nowe samochody, wymieniają sprzęt RTV, podróżują po świecie, liczba milionerów rośnie. Nowe komputery i mikrofalówki upiększają polską szarzyznę. Wszyscy zapominają o polityce i radośnie wspierają oświecone rządy PO pozbawione ponuractwa i prowincjonalizmu PiS. Taki obrazek naszkicował redaktor Żakowski i jest to realne odczucie pewnej grupy mieszkańców Polski. Ale grupy, mimo że wpływowej – mocnej politycznie, finansowo i przede wszystkim medialnie – to jednak bardzo wąskiej. I choć pewien spokój, jaki nastał po wariactwach i zapędach policyjnych PiS, pozwolił nieco odetchnąć, to jednak wpadanie z tego powodu w euforię i ogłaszanie „czasu balangi” jest przesadą. Tym bardziej że ta balanga, po pierwsze, nie obejmuje wszystkich (wciąż mamy olbrzymie obszary biedy i dramatów ludzkich). A po drugie, koszty społeczne namiastki „wielkiego żarcia” są olbrzymie – popadanie rodaków w stany neurotyczne, obojętność na to, co się dzieje w życiu publicznym i dookoła nich, zaharowywanie się w pracy i zarzynanie kredytami. Narodziny polskiej klasy średniej – poczętej poprzez sztuczne zapłodnienie – odbywają się w wielkich bólach.
Rodzimi herosi klasy średniej – a przynajmniej ci, którzy do niej aspirują – nie przejawiają jakiegokolwiek krytycznego myślenia. O ich zaangażowaniu w sprawy obywatelskie i solidarności z innymi grupami społecznymi nie warto nawet wspominać. Ważniejsza jest ostentacyjna konsumpcja na pokaz i pogoń za symbolami luksusu. Oglądanie świata z perspektywy terenówy – symbolizującej w polskich warunkach sukces i skuteczność w rozpychaniu się łokciami w capitalistic reality show – pozwala z góry spojrzeć na konkurentów w tym szczurzym wyścigu i daje złudzenie poczucia bezpieczeństwa. Zapewnia też niedostrzeganie wielu problemów społecznych. Na skutek potężnej reklamy medialnej takie spostrzeganie świata ogarnia w Polsce także inne kręgi społeczne – świadomość, że można żyć inaczej, staje się w tych warunkach produktem deficytowym.
O głoszeniu przez polskich przodowników middle class potrzeby innego myślenia nawet nie ma co marzyć. Dlatego też w kręgach polskiej nauki, w środowisku dziennikarzy, ludzi kina czy teatru trudno znaleźć osoby wspierające mniej popularne tezy czy opinie wychodzące poza banały i bieżące mody. Środowiska, w których w świecie zachodnim powstaje ferment intelektualny, są wylęgarnią nowych idei i głosów upominających się o inne sposoby myślenia, w Polsce wspierają zazwyczaj modne w danym sezonie poglądy i gusta.
Na szczęście nie zawsze tak było i nie wszędzie tak jest. Oglądając w lipcu filmy na wrocławskim festiwalu Era Nowe Horyzonty, można było poczuć dystans lat świetlnych, jakie dzielą polskie filmidła od zaangażowanego i wrażliwego na sprawy społeczne kina światowego. W Polsce możemy jedynie obejrzeć w telewizji seriale dla półgłówków, amerykańską komercję w multipleksach oraz niezrozumiałe dla nikogo w świecie produkcje filmowe przenoszące na ekran szkolne lektury i „narodową” mitologię.
Oglądając filmy na wrocławskim festiwalu, można było przypomnieć sobie także, że zarówno w przeszłości, jak i obecnie artyści – w przeciwieństwie do osobników lansowanych w Polsce, w telewizji i na łamach kolorowych magazynów na rodzime „gwiazdy” – potrafią angażować się w zmianę świata.
W filmie „Jezus Chrystus Zbawiciel” Klaus Kinski, wcielając się w rolę współczesnego mesjasza, krytykuje drobnomieszczańskie wartości burżuazyjnego społeczeństwa. Jego ataki, wygłaszane na przedstawieniu w 1971 r., na machinę wojenną w Wietnamie brzmią bardzo aktualnie w kontekście wojny w Iraku i Afganistanie. Podobnie jak obnażanie hipokryzji Kościoła, zinstytucjonalizowanej religii i jej kapłanów.
„Pod bombami” to film realistycznie przedstawiający skutki izraelskich bombardowań Libanu w 2006 r. Obraz absurdalnej państwowej przemocy i militarnych sposobów uprawiania polityki jest szczególnie wyraźny w zderzeniu z losami zwykłych ludzi, chcących żyć w spokoju i wbrew sztucznym granicom. Bez względu na narodowość utrata bliskich boli tak samo, a pragnienie miłości wygrywa z wielką, oficjalną polityką. Kto zrobi film o ostrzeliwaniu afgańskich wiosek przez polskich „bohaterów w mundurach”? A kto przedstawi wielką emigrację zarobkową Polaków? Na razie zrobił to lewicowy Brytyjczyk Ken Loach w filmie „Polak potrzebny od zaraz”…
Wykluczenie, podziały klasowe i walkę o zachowanie ludzkiej godności w świecie, gdzie panuje władza pieniądza i dominuje ludzka samotność, można było dostrzec w filmach brazylijskich. Podobieństwo do warunków i problemów polskich nasuwało się dość często. I znowu pojawia się pytanie: dlaczego w Polsce nie ma twórców ukazujących absurdy i dramaty „realnego kapitalizmu”? Czy nikt ich nie zauważa, czy też filmy robią tutaj sami kretyni bez serca i rozumu?
Warto pamiętać – o czym przypominał lider punkowego The Clash w filmie „Joe Strummer, niepisana przyszłość” – że to ludzie tworzą warunki, w jakich żyją, i od nich zależy, czy godzą się na odgrywanie roli niewolników. A także o tym, że zaangażowanie polityczne z lewej strony oznacza przede wszystkim aktywność na rzecz zmiany, odrzucenie istniejących niesprawiedliwych warunków i działalność społeczną wbrew panującym regułom. W Polsce polityka kojarzy się wciąż tylko z partyjnym bagnem, błazenadą elit, obrażoną miną prezydenta. Natomiast konformizm, konserwatyzm i koniunkturalizm lokalnych „środowisk twórczych i artystycznych” przypomina tekst piosenki Kazika Staszewskiego „Wszyscy artyści to prostytutki”…

Autor jest pracownikiem naukowym w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego

 

Wydanie: 2008, 32/2008

Kategorie: Opinie
Tagi: Piotr Żuk

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy