Polskie kłopoty z pamięcią

Polskie kłopoty z pamięcią

Z jakiegoś powodu kodeksy karne rozróżniają gwałt od rabunku, szpiegostwo od morderstwa, napad z bronią w ręku od pedofilii, mimo że za wszystkie te przestępstwa czy zbrodnie przewidziany jest prawie jednakowo wysoki wymiar kary. Skoro pedofil może być skazany na taką samą karę jak bandyta, czy warto ich czyny odmiennie kwalifikować? Gdy opinia publiczna jest zainteresowana w jakimś czasie głównie szpiegostwem, to może sądom lepiej by dogadzało gwałcicieli skazywać za szpiegostwo? Co za różnica, skoro za jedno i drugie można wymierzyć 10 lat więzienia. Trybunały rewolucyjne z reguły komasują różne rodzaje przestępstw do kilku, a czasami do jednego. Powołane są w tym celu, aby wymierzać sprawiedliwość dziejową, a nie zwykłą. Można ją wymierzać tylko wrogowi pokonanemu, bo niepokonany może się z takiego wyroku śmiać lub odpłacać takim samym wyrokiem. W roku 1948 Organizacja Narodów Zjednoczonych wprowadziła do prawa międzynarodowego kategorię ludobójstwa nie po to jednak, aby wchłonęła zbrodnię wojenną i przeciw ludzkości. Autorem tego pojęcia był Rafał Lemkin, Amerykanin pochodzący z Polski. Jego zabiegom inteligentnym i energicznym prawo międzynarodowe zawdzięcza w dużym stopniu Konwencję o zapobieganiu i karaniu zbrodni ludobójstwa. Ludobójstwo to nie to samo co zbrodnia wojenna lub przeciw ludzkości. W Polsce pojęcie ludobójstwa jest przeważnie rozumiane opacznie. Nawet naukowcy ulegają sugestii etymologii i można w ich gronie usłyszeć, że ludobójstwo ma miejsce tam, gdzie zabito dużo ludzi. Oskarżyciel posiłkowy w procesie w sprawie Grudnia 1970 domagał się uznania strzelania do robotników na Wybrzeżu za zbrodnie ludobójstwa. Zdaje się, że to słowo brzmi bardziej ekspresyjnie niż nazwy innych zbrodni i stąd skłonność do zastępowania nim tych innych. Objaśniałem już kiedyś to słowo, przypominając jego odpowiedniki w języku angielskim i francuskim (genocid) oraz niemieckim (Völkermord lub Genozid). Według obowiązującej konwencji ONZ ludobójstwem są czyny „dokonane w zamiarze zniszczenia w całości lub części grup narodowych, etnicznych, rasowych lub religijnych jako takich”. Pani Simone Weil, była minister rządu francuskiego, ubolewała niedawno z powodu banalizacji prawnej kategorii ludobójstwa. Takiej banalizacji z pewnością sprzyja wprowadzone do francuskiego kodeksu karnego rozszerzenie tej kategorii na prześladowanie „grup arbitralnie wyodrębnionych”. W polskim kodeksie od 1997 r. mówi się o „grupie politycznej” i „grupie o określonym światopoglądzie”. Ta innowacja także rozluźnia, osłabia treść pojęcia ludobójstwa. Te dodatki narodowe nie mogą być narzucone prawu innych narodów. Międzynarodowo, powszechnie obowiązuje konwencja ONZ z roku 1948 i na jej podstawie sąd każdego kraju może sądzić zbrodnię ludobójstwa gdziekolwiek i przez kogokolwiek popełnioną. Zbrodnią w pełni odpowiadającą kryteriom ludobójstwa był Holocaust. Wcześniej rzeź Ormian przez Turków. Poza dyskusją jest także, że eksterminacja ludności polskiej przez ukraińskie organizacje faszystowskie na Wołyniu i w Galicji Wschodniej była ludobójstwem. Polacy byli mordowani niezależnie od płci, wieku, zawodu, wyznania, i to w sposób tak bestialski, że przykładów podobnego okrucieństwa trzeba by szukać w XVII czy XVIII wieku. Podobne pod pewnymi względami morderstwa Chorwatów na Serbach w tym samym czasie dawały ofiarom możliwość ocalenia przez przyjęcie katolicyzmu. Polacy na Wołyniu, którzy dostali się w ręce UPA, żadnej możliwości przeżycia nie mieli. Mordowano ich nawet w transportach kolejowych zbliżających się już do polskiej granicy. Wielu morderców żyje i udziałem w UPA się szczyci. Żaden autorytet ukraiński – oficjalny, państwowy czy społeczny nie przyjął nawet w pełni do wiadomości tego, co się stało. Obecnie polskie władze nie domagają się ukarania żyjących morderców ani dostarczenia Polsce dokumentacji dotyczących tych zbrodni. Mogłoby to bowiem zakłócić polską politykę wschodnią, polegającą na promowaniu Ukrainy w Europie w nadziei, że stanie się ona kiedyś wroga Rosji. Uważałbym za niesłuszne domaganie się od Ukraińców przeproszeń, rozliczeń czy czegokolwiek, co by ich upokarzało. Polacy sami dla siebie powinni jednak znać historię, która dla wielu z nas była teraźniejszością. Może nie zabierałbym ponownie głosu w tych sprawach, gdyby nie maniera dziennikarzy i polityków mówienia, że my uznajemy Katyń za ludobójstwo i my się domagamy, żeby Rosjanie byli tego samego zdania. Ja do takiego my nie chcę należeć i spotykam wielu ludzi, którzy myślą jak ja, a medialną i partyjną wersję odrzucają. Katyń nie był ludobójstwem. Nie komasujmy wszystkich masowych zbrodni do ludobójstwa.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 13/2005, 2005

Kategorie: Bronisław Łagowski, Felietony