Największy sąsiad – Pomysł na Rosję

Największy sąsiad – Pomysł na Rosję

Andrzej Olechowski Skuteczna droga z Warszawy do Moskwy wiedzie dziś przez Brukselę – Panie ministrze, czy ma pan pomysł na Rosję? – Pomysł na Rosję ma mieć nie Polska, lecz Europa. Ponieważ Rosjanie należą do europejskiej rodziny narodów, to WSZYSCY Europejczycy, a nie tylko my, muszą mieć pomysł na Rosję. – Przypomnę pańskie słowa z wywiadu dla „Gazety Wyborczej” w 1994 r.: „Jaka jest wartość Polski dla świata? Po co jesteśmy? Między innymi po to, żeby proponować rozwiązania i później uczestniczyć w ich kosztach”. Ta dawna wypowiedź wpisuje się w aktualne oczekiwania Unii Europejskiej, że Polska powinna mieć pomysł na dobre stosunki z Rosją, a nie na pogłębianie konfliktu z nią. Czyli że nie powinniśmy wskazywać palcem na innych, by sami się Rosją zajęli. – Zachodni Europejczycy oczekują, abyśmy kierowali ich w stronę rozwiązania dotyczące Rosji. Abyśmy podsuwali im rozwiązania. Ale gdyby Polska – w jej dzisiejszym stanie ducha – miała podsuwać pomysły w tej dziedzinie, to – niestety – wiodłyby one na manowce. Osobiście uważam, że Polakom powinno szczególnie zależeć, żeby Rosję montować w sposób dla niej satysfakcjonujący, a dla nas wszystkich pożyteczny, w mocną architekturę europejską. Tendencja na świecie, także w Polsce, jest dziś niestety inna. Sprzyja wyrzucaniu Rosji poza tę architekturę. Warto zwrócić uwagę, jak wielu oczekuje od Rosji, by była samodzielną potęgą światową, samoistnym graczem w globalnym świecie. Mało kto chce ją włączyć w system integracji europejskiej. Polacy także bardzo dziś podkreślają – sprzyjają temu fatalnie rozwijające się stosunki dwustronne – elementy różniące Rosjan od Europejczyków i Rosję od Europy, a nie te, które Rosjan łączą z Europejczykami. Polacy, którzy są blisko Rosji, widzą i słyszą te najbardziej niepokojące rzeczy dziejące się w Rosji, bardziej dziś przed Rosją ostrzegają, niż zachęcają do tego, by włączyć ją w integrację. – Pana dawny rozmówca Andriej Kozyriew – jako minister spraw zagranicznych – ostrzegał wielokrotnie Zachód, że podobna postawa – akcentowanie różnic – sprzyja umacnianiu w Rosji nastrojów antyzachodnich, nacjonalistycznych. To się zaczyna sprawdzać teraz, gdy Rosja podźwignęła się z chaosu i katastrofy gospodarczej lat 90. Przedstawiciele rosyjskiej elity coraz częściej mówią: skoro Zachód nas nie chce, obejdziemy się bez niego. Chyba rzeczywiście tak jest, że ci, którzy podkreślają różnice, wzmacniają antyzachodni obóz w Rosji. I uzyskują nowe argumenty do wyliczania różnic… – Tu jest oczywiste sprzężenie zwrotne: tam nas nie chcą, to tworzymy sobie własny, inny świat. A Rosja jako inny świat jest dla nas przekleństwem, ciągłą groźbą. Bo życie na skraju dwóch światów, życie na rubieży, jest nieprzyjemne. Myślę, że w przeszłości już z tego powodu doświadczyliśmy tak wiele, że na nowych doświadczeniach nie powinno nam zależeć. Oddzielny świat musi mieć swoje strefy wpływów, swoje strefy buforowe. Musi prowadzić politykę przeciwwagi. Podobna polityka była zawsze przekleństwem Polski. – Pan jako minister przekonywał rosyjskich polityków, że nasze wejście do NATO nie jest wymierzone w Moskwę. Obecnie jesteśmy w Sojuszu i Unii Europejskiej. Wojska rosyjskie dawno opuściły Polskę. Nasze kraje potrafiły dokonać rozliczeń finansowych związanych z handlem w ramach Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej. Także przy pana udziale rozwiązano sprawy cmentarzy w Katyniu i Miednoje. Z racjonalnego punktu widzenia wszystkie ważne problemy i źródła konfliktów między naszymi krajami zostały usunięte. Dlaczego więc jest tak źle, skoro powinno być tak dobrze? – Podam przykład. Byłem zaangażowany w projekt zakupu przez PKN Orlen rafinerii w Możejkach. Przy tej okazji rozmawiałem z politykami litewskimi, którym wyjaśniałem szerszą, strategiczną celowość sprzedania tej rafinerii Polakom. Mówiłem tak: jesteśmy świadkami rosnącego zainteresowania firm rosyjskich różnymi aktywami w Polsce i innych krajach Europy Środkowej, co jest i zrozumiałe, i korzystne dla wszystkich. To zainteresowanie koncentruje się w dużej mierze na aktywach energetycznych, co jest także zrozumiałe – bo na czym ma się koncentrować, skoro to jest rosyjska specjalność. Ale równocześnie podkreślałem: jesteśmy świadkami umacniania przez władze Rosji kontroli nad firmami energetycznymi. W konsekwencji to, z czym mamy do czynienia, nie jest komercyjną obecnością Rosji, lecz obecnością państwa rosyjskiego. I to stanowi wyzwanie. W tej sytuacji namawiałem polityków litewskich,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 25/2007

Kategorie: Wywiady