Poniewieranie milionów Polaków

Poniewieranie milionów Polaków

PHOTO: ROMAN WIONCZEK/EAST NEWS Budowa nowego osiedla mieszkaniowego z wielkiej plyty, 1967. Fotos z filmu dokumentalnego "Granica".

Każdy okres naszych dziejów miał swoich Cenckiewiczów, ale nigdy jeszcze historia nie była tak drastycznie zakłamywana jak dziś. Dramatem największym jest to, że kłamstwa, które nas zalewają, w coraz większym stopniu kształtują świadomość społeczną i mają niebagatelny wpływ nie tylko na odbiór otaczającej nas dziś rzeczywistości, ale także na kształtowanie naszej przyszłości. Czuję się w jakiś sposób współwinna tego, że wszelkiego rodzaju Cenckiewicze, Semki i Pospieszalscy z taką swobodą wciskają nam swoje brednie, a my przechodzimy obok tego w milczeniu; albo ich lekceważąc, albo się ich bojąc, albo naiwnie wierząc, że przecież prawda i tak zwycięży. Jaka prawda? Czyja prawda? Kiedy zwycięży? Czy wystarczającą satysfakcją będzie dla nas to, że po dziesiątkach lat, a może nawet stuleciach, ówcześni badacze historii odkryją, że IPN był największym zakłamywaczem naszych dziejów? Bitwa o prawdę o czasach nie tak przecież odległych musi się zacząć już teraz, a i tak będzie spóźniona o kilka dziesięcioleci. Wciąż mam nadzieję że nie całe środowisko dziennikarskie jest „gmyzopodobne”, że jednak otrzeźwieje i otrząśnie się z marazmu myślowego, z tego prawomyślnego powielania „prawd” przekazywanych na konferencjach prasowych przez różnego rodzaju Brudzińskich i Jakich. Takie przekazy medialne są czasem poniżej dziennikarskiej godności. Ale przekaz dziennikarski nie załatwia wszystkiego. Każdy z nas ma obowiązek protestować przeciwko ipeenowskiej polityce historycznej zohydzającej wszystko i wszystkich, którzy żyli W Polsce Ludowej, pracowali w niej, tworzyli i budowali swoją ojczyznę. Przecież to my ze zgliszcz i na zgliszczach II wojny światowej zbudowaliśmy nasz nowy świat, który dziś wydaje nam się siermiężny, ale wówczas był naszym miejscem na ziemi; miejscem, w którym mogliśmy żyć w miarę dostatnio i w poczuciu bezpieczeństwa. W latach 90. wielekroć powtarzałam: „Nie dajmy sobie odebrać dumy z uczciwie przepracowanego życia”. A daliśmy. Daliśmy przez brak wystarczająco ostrej reakcji na wystąpienia prawicowych elit. W 1991 r. zabrałam moją dziewięcioletnią wówczas wnuczkę na kilka dni do Warszawy, żeby pokazać jej stolicę. W drugim dniu pobytu zwiedzałyśmy Pałac Kultury i Nauki. Z platformy widokowej oglądałyśmy całe miasto, nowe dzielnice, ulice, mosty. Kolina była zachwycona. W pewnym momencie bardzo poważnie zapytała: „Babciu, a dlaczego ktoś nie przywiezie tu pana premiera, żeby zobaczył, jakie piękne jest miasto, i nie opowiadał już głupot?”. Ale nikt panu Bieleckiemu nie pokazał, jak wiele zbudowaliśmy, i swoje głupoty, przy wtórze potakiwaczy, opowiadał dalej. Nasz odpór na tę falę zakłamań był wtedy zbyt nikły. Tak nikły, jak dziś oburzenie na nieustannie teraz wymyślane kłamstwa o naszym życiu. Zaprzyjaźniony ze mną generał mówi ze słusznym oburzeniem o wywlekanej przez IPN jakiejś sprawie gen. Ścibora-Rylskiego. Przecież to nieludzkie pastwić się nad 99-letnim starcem. Dodaje: „Napisałbym coś w jego obronie, ale zaraz powiedzą, że generał broni generała”. A kto ma go bronić? Ksiądz? Przedszkolanka? I ten bzdurny zarzut IPN, że na stopień generalski mianował go Wojciech Jaruzelski. A kto go miał mianować? Bill Clinton? Czasem myślę, że nasza poprawność polityczna, kultura dialogu jest rodzajem zakamuflowanego tchórzostwa. Gen. Ścibor-Rylski nie jest w całości człowiekiem z mojej bajki, ale chcę krzyczeć: „IPN, precz od tego przyzwoitego starca!”. Zakłamywanie historii, negacja naszego wysiłku wkładanego w najlepszej wierze w odbudowę i budowę naszej Ojczyzny są dziś codziennością. Nie zgadzam się z tym. Może to zabrzmi wiecowo, ale znów powtórzę: „Nie dajmy sobie odebrać dumy z uczciwie przepracowanego życia!”. Tylko jak to zrobić, żeby pamięć o pozytywach tamtych czasów zachować, a w niektórych sytuacjach nawet ją wskrzesić? My, pokolenie budowniczych Polski Ludowej, już odchodzimy, a wraz z nami odchodzi pamięć o tamtym czasie. W latach 80. pierwsza Solidarność, poza innymi hasłami, domagała się likwidacji białych plam w naszej historii. Może teraz pojawi się jakaś formacja, która zacznie likwidować już nie białe plamy, ale czarne dziury w naszej najnowszej historii. Nie może to być żaden KOD ani żadna opozycja parlamentarna czy w ogóle partia polityczna, bo oni wszyscy, a w każdym razie ich elity, walczą o władzę i wiele zakłamań historii w procesie zdobywania władzy jest im na rękę. Myślę, że na uwagę zasługuje rzucony w felietonie red. Domańskiego pomysł utworzenia Komitetu Obrony Dobrej Pamięci. Tę dobrą pamięć musimy przekazać młodym pokoleniom, do których dotrzeć będzie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2016, 26/2016

Kategorie: Felietony
Tagi: Maria Berny