Homo neuroticus

Homo neuroticus

Kiedy ktoś mówi: nie bój się, to wiadomo, że zaraz wyciągnie z kieszeni nóż sprężynowy albo wepchnie nas do piwnicy. „Nie bój się, czterdziestka to jest błaha rzecz, weźmiesz to lekko jak płotek – mówili mi przyjaciele. – Weźmiemy cię za rękę i razem przejdziemy NA DRUGĄ STRONĘ”. Dodawali mi otuchy jak neurolog, który, przepisując przeciwlękowy pramolan, pocieszał: „Coś za coś, pani Agnieszko, coś za coś”. Tylko gdzie to drugie coś???

W każdym razie cała moja ekipa od miesiąca była turbokochana i skupiona na mnie i dostawałam masy esemesów w stylu: „Jaką masz cerę, suchą czy mieszaną?”, „Jaki masz gatunek włosów?”. A nawet: „Rozmiar stopy???”. Przy dziesiątym tego typu pytaniu wyraziłam zaniepokojenie. „Zbieramy wrażliwe informacje o tobie. Od jutra będziesz dostawać spersonalizowane reklamy na telefon!”, mówili.

Taki PRZEGLĄD to nie ma czego się bać. Zaraz mu stuknie dwudziestka. Na urodziny dostanie powieść drogi i majtki Victoria’s Secret. Ja dostałam głównie kremy i serum. Znak, że zaraz zaczną mnie dotyczyć SMUTNE reklamy o tym, że ktoś się posiusiał albo zjadł jeżynę (i nie może się pozbyć pestki spod protezy). Czy do mojego słownika wejdą nowe słowa, takie jak zębodół, geriavit, zanik lub przyrost? Nawiasem mówiąc, postuluję głęboką korektę tych reklam! Dlaczego smutna pani? Dlaczego muzyka funeralna? Dlaczego patrzenie w szybę? Zawsze myślę: nie dość, że się polała, to jeszcze ma mieć depresję? Wyobrażam sobie tę reklamę inaczej – wesoła siedemdziesiątka zaśmiewa się do łez, oglądając „Przyjaciół”, a potem patrzy w kamerę i mówi: „Polałam się do łez i co z tego! Teraz wezmę produkt X i poleję się tylko wtedy, kiedy sama o tym zdecyduję!”. A pod spodem jakaś fajna muzyczka.

Na 40. urodziny znalazłam też wśród prezentów książkę „Jak poradzić sobie z chaosem” oraz kopertę, a w niej dwie stówy. Dwóch stów w kopercie nie dostałam od wielu lat, może to już jakiś regres? „A ty w wieku 40 lat w ogóle masz jeszcze jakieś marzenia?”, zapytał kumpel, kiedy dmuchałam na świeczkę. Ja na to: „Fuck you, marzenia nigdy nie były czymś, co mi wychodziło na dobre”. Pamiętacie panią Bovary i to, dokąd ją doprowadziły MARZENIA? Na litość boską, pierwsze, czego się pozbędę po czterdziestce, to tego gówna. W zamian będzie pewnie legendarne „coś”, jak chciał pan neurolog. Pewnie chodzi o nową zmarchę, typ poduchowy. Koleżanka mówi, że Chinki śpią na wznak i broń Boże do niczego się nie przytulają, dlatego są takie piękne.

Trzeba szukać innych wzorców, zmieniać temat! Jakoś inaczej kombinować. Na mejle „Jak tam po drugiej stronie?”, odpowiadać: „Tu nic nie ma! To ta sama strona, nie gorsza i nie lepsza!”. Magię liczb zostawmy statystykom, tymczasem zainteresujmy się książką „Jak poradzić sobie z chaosem”. Stawiałabym, że to od matki, ale wiem, że kupiła ekstraserum. Któraś z reżyserek, z którymi pracuję? Przesłanie by pasowało. Ale od nich dostałam PLASTIKOWE OCZY W SIANKU. Podchodzę do wszystkich i zaglądam im podejrzliwie w oczy. Prezent uważam za bierno-agresywny, ale mam zamiar przeczytać. Liczę na poukrywane między stronami pieniądze.

Kiedyś w liceum w jednej pięknej koleżance podkochiwał się klasowy cichopek. Ten cichopek był naprawdę bardzo skromny, co mu nie przeszkadzało wyciągać szóstki z połowy przedmiotów. Pewnego dnia dał klasowej piękności książkę historyczną. A w niej mnóstwo setek, których razem było ze dwa tysiące. Koleżanka zwróciła pieniądze i spytała, czemu je tam ukrył, a on na to: chciałem ci coś dać. I tyle. Składam więc tu, w tysięcznym numerze tygodnika PRZEGLĄD, postulat: „Człowieku! Jeśli nie wiesz, co mi dać, DAJ MI DWA TYSIĄCE. Mogą być ukryte w książce historycznej albo w jakiejś innej, najlepiej bardzo pięknej”. I wiem, że to mi zrobi lepiej niż krem. Zmarszczki wygładzą się, włosy nabiorą blasku, a myśl będzie lotna i odleci daleko stąd, tam, gdzie nas nikt nie znajdzie.

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy