O wytrzymałości papieru

O wytrzymałości papieru

Stare polskie powiedzenie zapewnia, że papier wszystko wytrzyma. I rzeczywiście. W tygodniku „Tylko Polska” (nr 25/2015) „relacja naocznego świadka”. Najpierw „naoczny” się przedstawia: „Nazywam się Zbigniew Flis, pochodzę z Jastrzębia-Zdroju, jestem posiadaczem Świadectwa Internowania nr 1 w Polsce, organizatorem strajku na kopalni Borynia, byłem aresztowany wielokrotnie, bity i torturowany w latach 80.”. Po tym wstępie może już się zacząć relacja „ze spotkania, jakie miało miejsce w prywatnej willi pod Warszawą w listopadzie 1980 r.”. „Pierwszego zobaczyłem Geremka i Giedroycia już dobrze podpitych, w środku był Michnik, Kuroń (jego poznałem wcześniej), razem ok. 11 osób…”. Osoby te, sami Żydzi, zwierzają się Flisowi, jak to wykiwają Polaków. „Michnik dość spokojny, małomówny, włączył się do dyskusji, pragnąc nas (delegację górników – przyp. L.S.) sponiewierać. Powiedział nam, że »My weźmiemy władzę, a wy, Polacy, pójdziecie z torbami«. Giedroyc dodał, że »Nasi ludzie są już przy władzy, mamy kontakty i tylko czekamy na odpowiedni czas i ujawnimy prawdziwe nazwiska«. Geremek bez kurtuazji powiedział: »Wypierdolimy was, Polaków, i sami będziemy rządzić«”. „Pisząc te wspomnienia – podsumowuje bohaterski Flis – pragnę przekazać tylko najdokładniejszą jak to możliwe relację z moich osobistych wspomnień”. Cóż, lata i nienawiść pamięć mącą. Geremek i Giedroyc nie żyją, Michnik nie będzie się poniżał do sprostowywania Flisa. Więc tylko ten drobny szczególik: Jerzy Giedroyc, co łatwo sprawdzić, od II wojny światowej nie był nigdy w Polsce. Odmówił nawet przyjazdu do Warszawy, gdy chciano go dekorować najwyższymi orderami, obawiał się, widać, do czego (vide Flis) może zostać wykorzystana jego obecność w nadwiślańskim błotku. Siedział w swoim Maisons-Laffitte i póki starczyło sił, redagował kolejne numery „Kultury”. Do informacji pana męczennika Flisa: nie był Żydem, ale karmazynem litewskim. Nie ma to jednak najmniejszego znaczenia. Ani Żyd, ani arystokrata, ani mason, ani nawet cyklista nie może się znajdować w dwóch miejscach naraz. Co z tego wynika? To tylko, że Flis łże jawnie i bezczelnie, co nie przeszkadza, że jego „wspomnienia” można kupić w kiosku na rogu, a sprostowań nie będzie. Oczywiście powie mi ktoś: na jaką cholerę zajmować się szmatą pana Bubla? Otóż dlatego, że przykład jest zaraźliwy. Skoro papier wszystko zniesie, hulaj dusza – dla dziennikarzy piekła nie ma. W „Do Rzeczy” pisze pan Grzegorz Kucharczyk (niby jest to recenzja, ale w gruncie rzeczy manifest ideologiczny) o rewolucji francuskiej 1789 r. Zacznijmy od faktów, o których ponoć się nie dyskutuje. Pisze Kucharczyk: „Jak wiadomo, rewolucja francuska i jej dziedzictwo jest od półtora wieku fundamentem »religii obywatelskiej« Republiki Francuskiej. Świętem narodowym jest dzień 14 lipca upamiętniający przejęcie (niesłusznie zwane zdobyciem) przez rewolucyjny tłum niebronionej Bastylii, której dowódcę – wbrew wcześniejszym umowom kapitulacyjnym – bestialsko zamordowano w sposób, który dzisiaj znamy z filmików produkowanych przez dżihadystów z Państwa Islamskiego”. Ileż razy można nieukom powtarzać, że święto narodowe 14 lipca, przegłosowane w parlamencie francuskim, promulgowane 6 lipca 1880 r., upamiętniało nie Bastylię, ale proklamację Federacji Narodu w roku 1790, która głosiła jedność Francuzów wszystkich stanów? Dla przytomności zmysłów: abp Michalik urodził się tego samego dnia, 20 kwietnia, co Hitler. Czy czcząc osobę arcybiskupa, składamy tym samym hołd Hitlerowi? A tego samego dnia urodzili się jeszcze: Napoleon III, Wojciech Korfanty i Wincenty Pol. Dalej pisze Kucharczyk „o 10-letnim królu Ludwiku XVII zamkniętym w twierdzy Temple, poddanym demoralizującej »reedukacji obywatelskiej«”. Jeżeli nawet tak było, to na pewno nie w Temple, ale w jakobińskiej sekcji na przedmieściach. Potem pojawiło się we Francji kilkunastu fałszywych Ludwików XVII. Niektórzy, jak Jean-Marie Hervagault, mieli charyzmę siejącą do dzisiaj wątpliwości. Co naprawdę się stało z Ludwikiem XVII, nie wie nikt prócz Kucharczyka. Ale stop. Nie będziemy już wyliczać wszystkich jego błędów i przekłamań. Najbardziej ubawił mnie zarzut, że „Niedawno newsem światowych mediów było dopłynięcie do Nowego Jorku repliki fregaty »L’Hermione«, którą w 1780 r. przypłynął z pomocą dla walczących o niepodległość Amerykanów markiz de La Fayette. (…) Mało kto zwrócił uwagę na »szczegół« w postaci bandery, która zawisła na replice »L’Hermione«. Olbrzymia trójkolorowa

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2015, 35/2015

Kategorie: Felietony, Ludwik Stomma