Z całym cynizmem rozgrywana przez tabloidy (ale niestety po części także przez poważne media) i przez polityków tragedia rodziny Olewników doprowadziła do dymisji demolujących Ministerstwo Sprawiedliwości i do powołania komisji śledczej. W pogoni za słupkami społecznego poparcia Platforma Obywatelska straciła instynkt samozachowawczy. Naród jest przekonany, że za uprowadzeniem i śmiercią Krzysztofa Olewnika, a także za samobójstwami jego skazanych na dożywocie morderców stoi jakiś tajemniczy, polityczny układ i domagał się igrzysk, które właśnie dostał. Można było sądzić, że dymisja jednego z najlepszych ministrów w rządzie Donalda Tuska, jakim niewątpliwie był prof. Zbigniew Ćwiąkalski, została przyjęta dlatego, aby nie trzeba było powoływać komisji śledczej. Okazało się, że nie. Gawiedź – a przy okazji PiS-owska część opozycji – dostała od Platformy prezent, jakiego się nawet nie spodziewała. Zdymisjonowano ministra sprawiedliwości, a zarazem prokuratora generalnego, wiceministra odpowiedzialnego za więziennictwo, szefa Centralnego Zarządu Służby Więziennej, a na dodatek prokuratora krajowego. Mało tego, zdecydowano się jeszcze na powołanie komisji śledczej do wyjaśnienia sprawy uprowadzenia i zabójstwa Krzysztofa Olewnika. Rząd dał czytelny sygnał, że sam wierzy, iż coś jest na rzeczy. Zacznijmy od końca. Większość ludzi w Polsce nie wierzy (i nigdy nie uwierzy!), że samobójstwa aż trzech osób skazanych za uprowadzenie i śmierć Krzysztofa Olewnika rzeczywiście były samobójstwami. Mogą sobie rozmaici psychologowie więzienni, psychiatrzy i kryminolodzy przekonywać, że samobójstwo bywa zachowaniem naśladowanym, że osoby znajdujące się w identycznej sytuacji faktycznej (skazanie na dożywotnie przebywanie w zakładzie karnym) i wynikającej z tego sytuacji emocjonalnej, w dodatku jakoś ze sobą emocjonalne powiązane, mogą kolejno naśladować swoje samobójstwa. Historia światowej penitencjarystyki zna takie przypadki. Aby daleko nie szukać, wystarczy choćby przypomnieć losy skazanych przed laty w Niemczech członków Czerwonych Brygad. Mogą kolejni prokuratorzy badający te przypadki samobójstw twierdzić, że wykluczyli udział w tych samobójstwach osób trzecich. I tak nikt im nie uwierzy. A do telewizji, dla lepszej oglądalności i tak lepiej zaprosić snujących spiskowe teorie polityków (im bardziej stuknięci, tym bardziej interesujący) niż nudnych i mało zrozumiałych psychologów czy psychiatrów, albo niewiarygodnych zupełnie (z wielu, niestety często zawinionych przyczyn!) prokuratorów. Lud wierzy, że za uprowadzeniem i śmiercią Krzysztofa Olewnika i za samobójczą śmiercią jego zabójców stoją jakieś nieznane, ale na pewno wysoko w politykę uwikłane ciemne siły, nie można się więc ludowi narazić i powiedzieć, że się w to nie wierzy. Więc rząd, a za rządem jak za panią matką cała Platforma udaje, że nie wierzy. Coś racjonalnie na ten temat gadał Ćwiąkalski, mogło się to ludowi nie podobać, słupki poparcia mogły spaść o kilka procent, trzeba więc było pozbyć się Ćwiąkalskiego, a nadto powołać komisję śledczą. Miejsce Ćwiąkalskiego zajął poseł Andrzej Czuma. Człowiek o kwalifikacjach moralnych i zasługach godnych postawienia pomnika. Ale czy są to kwalifikacje wystarczające do kierowania resortem sprawiedliwości w trakcie jego głębokiej reformy? Andrzej Czuma, kiedyś, bardzo dawno temu, skończył prawo. Nigdy jednak nie wykonywał zawodu prawnika. Przez lat wiele prowadził polonijne radio w Chicago. Po powrocie do kraju wszedł do Sejmu z listy PO, objął nawet z rekomendacji tej partii przewodnictwo sejmowej komisji śledczej ds. nacisków. Nawet nie zasiadał w sejmowej Komisji Sprawiedliwości. Nie wie zupełnie nic o funkcjonowaniu resortu sprawiedliwości (w szczególności prokuratury), nie ma pojęcia, na czym polegał, owocujący już trwającymi pracami legislacyjnymi, zamysł reformy rozpoczętej przez jego poprzednika. Na razie, jeszcze przed nominacją zapowiedział dwie ważne – jak mu się wydaje – inicjatywy: chce wzmocnić rolę pokrzywdzonego w procesie karnym (jakby dotąd była ona mała!) oraz realizować swój oderwany od realiów polskich, szalenie niebezpieczny projekt ustawy ułatwiającej dostęp do broni palnej. Faktycznie, tego Polakom teraz najbardziej potrzeba! Ten pierwszy projekt ma, zdaje się, po raz kolejny dowartościować rodzinę Olewników. Ten drugi też oryginalny nie jest, uzbroić wszystkich Polaków w broń palną chciał już swego czasu Leszek Miller. Na szczęście Miller dał sobie wytłumaczyć, że powszechne uzbrojenie ludzi spowoduje dające się przewidzieć konsekwencje. Jak ja kupię sobie pistolet, moje poczucie bezpieczeństwa wzrośnie. Ale jak się dowiem, że pistolet kupił też sąsiad i sąsiad sąsiada, i ten, który bije żonę, i ten,
Tagi:
Jan Widacki









