Porażka jednodniowych bohaterów

Porażka jednodniowych bohaterów

Czy jest sens trzymać Beenhakkera na wysokim kontrakcie dla jednego meczu w roku, kiedy nie ma gwarancji postępu? Wojna między PZPN a rządem w zasadzie już za nami. Za nami także boiskowe bitwy z Czechami i Słowacją, przed nami za to batalia o władzę w polskim futbolu. Co ciekawe, wyścig wyborczy, z metą planowaną na 30 października, jakoś stracił na wyrazistości. Może w ostatniej dekadzie przed zjazdem nabierze rumieńców? Jak w rzetelnie relacjonującym futbolową wojnę dzienniku „Trybuna” zauważył red. Jacek Korczak-Mleczko, premier Donald Tusk po swej porażce już nie nazywał pezetpeenowców „pedofilami polskiego sportu”, co uczynił w sejmowych kuluarach dokładnie 3 października. Mleczko odnotował też, że wydatnie wzrosły akcje członka Niezależnej Komisji Wyborczej z ramienia ministra sportu Mirosława Drzewieckiego, szefa jego gabinetu politycznego, i rozważnego negocjatora – Adama Giersza. Dzięki konstruktywnej postawie w konflikcie zrobił istotny krok w swej kampanii o prezesurę w PKOl, wciąż należącą do Piotra Nurowskiego, związanego m.in. z Polsatem. W tej całej wojnie furorę zrobiła zamieszczona w „Rzeczpospolitej” konstatacja red. Stefana Szczepłka: „Michał Listkiewicz wodzący za nos kolejną ekipę polityków to jest przy nich skrzyżowanie Aleksa Fergusona z Ronaldinho. Jeśli chcecie wygrać z PZPN, to kupcie go do rządu”. Minister straszy Rosją Tuż po wojnie min. Drzewiecki udzielił wywiadu „Newsweekowi”, strasząc, że Rosja mogła od nas przejąć organizację finałów Euro 2012. Na szczęście szybko tym fantazjom odpór dał red. Roman Kołtoń na portalu Interia.pl, wyjaśniając: „Kraj, który aplikował, nie może wystąpić po raz drugi o ten sam turniej!”. Jeśli niekorzystny dla PZPN wniosek min. Drzewieckiego zostanie wycofany z Trybunału Arbitrażowego przy PKOl, nastąpi odwieszenie dotychczasowego zarządu, z Michałem Listkiewiczem na czele. Na razie po zakończeniu wojny władzę w piłkarskiej centrali objęła Niezależna Komisja Wyborcza, w skład której wchodzą przedstawiciele FIFA i UEFA oraz ministra sportu i prezydenta RP. Komisja pracuje nie tylko nad doprowadzeniem do wyboru nowych władz związku. I tak między meczami z Czechami i Słowacją Zarząd PZPN, choć zawieszony, podjął uchwały, które mają naprawić uchybienia prawne wskazane przez min. Drzewieckiego w słynnym już wniosku, z 26 września, do osławionego Trybunału Arbitrażowego. Zarząd ustosunkował się do wszystkich 24 zarzutów stawianych przez ministra sportu. Nastąpiło rozszerzenie zarządu do wymaganych 35 osób, powołano komisję piłki plażowej i komisję etyki. W obradach brał udział członek NKW, wspomniany Adam Giersz, nie zabrakło także prawników z Ministerstwa Sportu. „Po tych korektach można chyba odwołać wyznaczone na 21 października posiedzenie Trybunału”, zauważył rzecznik PZPN, Zbigniew Koźmiński. Posiedzenie zarządu i wspomniane decyzje były istotnym elementem poczynionych kilka dni wcześniej w Zurychu ustaleń Niezależnej Komisji Wyborczej, która nadzoruje przygotowania do zaplanowanego na 30 października zjazdu sprawozdawczo-wyborczego oraz sam proces wybierania nowych władz PZPN, zarazem starając się u ministra sportu o wycofanie złożonego do Trybunału wniosku o zawieszenie władz PZPN. Tymczasem biuro PZPN pracowało własnym rytmem, trwała aktywność związana z przygotowaniami do meczów z Czechami i Słowacją. Manewrom szkoleniowego sztabu kadry towarzyszyły prace specjalistów od sfery organizacyjnej. Związek musiał też wyjść naprzeciw Niezależnej Komisji Wyborczej, spotykać się z nią, bo przecież de facto ona przejęła tymczasowe rządy w PZPN; zamiast kuratora, ale i zamiast zarządu, co jednak nie było już zbyt drastyczne i dotkliwe. Kolejną rocznicę Wembley, już 35., pamiętnego „zwycięskiego” remisu 1:1 z Anglią, odnotowano w smutku, ubolewając, że nie dochodzą nowe daty do świętowania jubileuszy. Piłkarzy powrót do szeregu Piłkarze są od grania, no i zagrali. Czechów na Stadionie Śląskim w Chorzowie ograli w dobrym stylu 2:1. Za wiele jednak osób, piłkarzy, członków sztabu, przedstawicieli mediów, zapomniało, że jednorazowo wspiąć się na szczyt bywa łatwiej, niż się na tym szczycie utrzymać, że Czechów troszkę dzieliło od wielkiej formy. I choć za cztery dni czekał następny mecz kwalifikacyjny, ze Słowacją w Bratysławie, mało kto zwracał na to uwagę. Leo Beenhakker zauważył, w swoim „smakowitym” stylu, że nie jest gównem. Artur Boruc i Dariusz Dudka, bankietowicze ze Lwowa, ponownie poczuli się reprezentantami pełną gębą. W imieniu Borussii Dortmund polskie media zaczęły za Jakuba Błaszczykowskiego żądać od Liverpoolu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 43/2008

Kategorie: Sport