Z portugalskiej plaży

Kuchnia polska Mamy urlopy, upał i kanikułę, czyli Psią Gwiazdę, o której Sebastian Petrycy, polski autor z XVII w., pisał, że „odrzeczne mowy skutkiem bywają kanikuły”. Spróbujmy więc zająć się czymś lżejszym. Na przykład plażą. Plażę oglądałem niedawno, nad Atlantykiem, w Portugalii, do której w tym roku, jak mi mówią, napłynęło wyjątkowo dużo Polaków. Być może, dlatego że Portugalia była przez lata dość ubogim, chłopskim krajem, który niedawno przyjęty został do Unii Europejskiej, a więc mamy wspólne tematy do rozmowy. Skutki przyjęcia Portugalii do Unii widać na każdym kroku, ponieważ kraj ten jest obecnie jednym wielkim placem budowy. Miasta i miasteczka wywrócone są do góry nogami, wszędzie widać wykopy, rusztowania i szkielety przyszłych domów, sporo też miasteczek w Portugalii, zwłaszcza w jej nadmorskiej części, wygląda, jakby powstały wczoraj, stoją tu białe domy i wille sprawiające wrażenie, że nikt w nich jeszcze nie mieszka. Podobno wszystko to stało się w głównej mierze za pieniądze unijne, ponieważ Portugalczycy liczą na to, że ich kraj stanie się mekką turystyki, na co ma szansę o tyle, że plaże są tu czynne od marca do listopada i jest ich setki kilometrów. Niedawno jednak przeczytałem w gazecie, że Portugalia skarcona została przez Brukselę za lekkomyślne wydawanie unijnych pieniędzy, których dostała ponoć mnóstwo, bo doszlusowywała jeszcze do bogatej Dwunastki, a nie jak my do ubożejącej Piętnastki, w dodatku w dość licznym towarzystwie. Nie mnie sądzić, czy unijna reprymenda wobec Portugalii jest słuszna, jedno natomiast widać tu gołym okiem – wielki rozziew pomiędzy rozmachem portugalskiego, nowoczesnego zresztą i ładnego budownictwa, a średnim poziomem usług, a więc w konsekwencji poziomem średniego przygotowania ludności. W Portugalii ponoć (choć nie sprawdzałem dokładnie tych danych) panuje najwyższy w krajach Unii poziom analfabetyzmu, dogadanie się w jakimkolwiek obcym języku poza wielkimi hotelami jest trudne, podobno sporo Portugalczyków ma trudności choćby ze zdaniem prawa jazdy. Myślę, że to nas, niestety, łączy. W „Trybunie” (29.07.br.) przeczytałem, że już straciliśmy – na skutek nieumiejętności ich wykorzystania – około 80 mln euro, a grozi nam utrata dalszych 825 mln, co wiąże się w rezultacie właśnie z poziomem ludzi, ich wykształceniem, inteligencją, poziomem kulturalnym i obyciem w nowoczesnych strukturach. Obawiam się, że znowu „wyjdzie na moje”, a więc że najważniejszymi inwestycjami, ważniejszymi nawet niż w NATO, na które nie szczędzimy grosza, są inwestycje w powszechną kulturę i naukę. W Portugalii już na to wychodzi. A więc wróćmy na plażę. Ponieważ obsadzona jest ona głównie przez cudzoziemców – Niemców, Anglików, Francuzów – widać na niej przemiany obyczajowe zachodzące we współczesnym świecie. Przede wszystkim wszechobecną emancypację kobiet. Panie niemal powszechnie już uznały, iż pogląd, że także od pasa w górę zbudowane są one inaczej niż mężczyźni, jest poglądem wstecznym i dyskryminującym. Stąd masowa praktyka występowania na plaży w kostiumach topless. Co ciekawe modzie tej hołdują z wielką ochotą osoby starsze, nieco już nadgryzione przez ząb czasu, które można by podejrzewać o większy konserwatyzm, a także o opory estetyczne. Więcej procentowo biustów młodszych, a więc atrakcyjniejszych, traktowanych jest – jak to w kapitalizmie – jako własność prywatna. Ale i tu widać postępy równouprawnienia płci. To bowiem mężczyźni noszą na rękach noworodki, z kilkulatkami grzebią się w piasku oraz dostarczają im lodów i żywności, a przy podrostkach tkwią w morzu, aby się nie potopiły. Panie w tym czasie czytają prasę i opalają się na równo. Myślę, że jest to słuszne i sprawiedliwe nie tylko jako odwet za wiekową przewagę mężczyzn, ale i dlatego, że świat porobił się tak paskudny, że może panie by się nim zajęły?… Drugim zaskakującym zjawiskiem rzucającym się w oczy na plaży jest niemal absolutny brak tak zwanych podrywaczy. W nieodległych jeszcze czasach, nie mówiąc już o czasach mojej młodości, ta kategoria młodych mężczyzn z pracowicie wciągniętymi brzuchami i walecznie rozprostowanymi ramionami stanowiła ozdobę plaż traktowanych jako tereny łowieckie dla nowych, atrakcyjnych, najlepiej też przelotnych znajomości. Teraz nie widać tego ani śladu. Młodzi mężczyźni, jeśli się pojawiają, bądź leżą grzecznie obok dyrygujących nimi młodych dam, bądź obłożeni są już drobiazgiem, który karmią z butelek. Znawcy pytani o to dziwne zjawisko zaniku plażowego, ale również hotelowego i wszelkiego w ogóle podrywactwa tłumaczą

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 31/2002

Kategorie: Felietony