Pośladki przemówiły na scenie

Pośladki przemówiły na scenie

Fot. Magda Hueckel

Teatr 2019 – plusy i minusy Minął rok, co jak zwykle prowokuje do przeglądu. Jak zawsze pojawiają się jakieś sygnały, nowe mody, może trendy. Co przeminie, a co wzrośnie, czas pokaże. Tymczasem zebrałem po siedem plusów i minusów minionego roku teatralnego. PLUSY Powrót Masłowskiej Dramaturgia Doroty Masłowskiej, która była objawieniem przed laty (rewelacyjne „Między nami dobrze jest”), wróciła z wielkim impetem prapremierą „Innych ludzi” w reżyserii Grzegorza Jarzyny w TR Warszawa i premierą „Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną” w reżyserii Pawła Świątka w krakowskim Teatrze im. Juliusza Słowackiego. Grzegorz Jarzyna ma dobrą rękę do tekstów tej autorki. Toteż jej hiphopowy poemat musical „Inni ludzie”, o Warszawie końca drugiej dekady XXI w., w okowach neokapitalizmu, smogu i zatruwającej umysły retoryki, przybrał kształt widowiska przerażającego trafnością diagnoz. Jarzyna, eksponując żywioł języka, który u Masłowskiej zawsze jest probierzem i jądrem rzeczywistości, zaprzęga do uruchomionej machiny teatralnej zsynchronizowane z akcją sceniczną: muzykę, chóry, projekcje wideo, a przede wszystkim armię współpracowników. Kiedy powieść „Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną” wyszła 17 lat temu, okazało się, jak trafnie Masłowska daje świadectwo zmian mentalnych i kulturowych zachodzących w Polsce pod wpływem triumfującego pochodu płaskiej kultury masowej i żarłocznego kapitalizmu. Jej błyskotliwy debiut ukazany po latach na krakowskiej scenie błyszczy nowością za sprawą świetnego zamysłu adaptatora (Mateusz Pakuła), który rozpisał tekst wyłącznie na postacie kobiece. Na scenie zamiast głównego bohatera powieści, prowincjonalnego macho Silnego, króluje galeria kobiet z jego otoczenia. Koncertowo zagrany spektakl pokazuje, jakie niebezpieczeństwa rodzą w Polsce populizm i ksenofobia. Lupa na Capri Krystian Lupa, odwołując się do wielkich reportaży Curzia Malapartego, „Kaputt” i „Skóra”, ukazał upadek cywilizacji europejskiej. Spektakl „Capri – wyspa uciekinierów” w warszawskim Teatrze Powszechnym mówi o duchowym spustoszeniu, jakie stało się następstwem kataklizmu II wojny światowej, uwodzicielskiej siły faszyzmu i nazizmu. „Dwa tysiące lat stracone” – taka pada diagnoza ze sceny, a spektakl potwierdza niebezpieczny stan zmierzchania, znaczony zbrodniami nazistów i moralnym upadkiem przegranych i zwycięzców. Poruszająca wizja świata w głębokim kryzysie. Spektakl formalnie skomplikowany, z precyzyjnie namalowanymi obrazami jak freski w starych kościołach i pałacach, jak rzeźby w galeriach, trwający niemal sześć godzin, trzyma w napięciu widza, prowadzonego na koniec do jaskini. Czyżby ludzkość miała zaczynać wszystko od początku? Gołda wspomina Gołda Tencer w minionym roku dokonywała cudów, aby ukazać niebywałą aktywność Teatru Żydowskiego. Bezdomny teatr stawał się niemal wszechobecny. Te zdumiewające osiągnięcia (także w kolejnych edycjach festiwalu Warszawa Singera) przyniosły jej wielkie wyróżnienie – Nagrodę im. Tadeusza Boya-Żeleńskiego polskiej sekcji Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Teatralnych AICT „za tworzenie nowych przestrzeni polskiego teatru, a zwłaszcza prowadzenie i unowocześnianie Teatru Żydowskiego im. Estery Rachel i Idy Kamińskich”. Wybitna artystka i niestrudzona dyrektorka Żydowskiego wydała także wraz z Katarzyną Przybyszewską-Ortonowską książkę wspomnieniową „Jidisze mame”. To wielka księga. Monumentalna – objętość prawie 600 stron, mnogość zdjęć, chyba kilkaset, setki bliskich, znajomych i nieznanych twarzy. Powstała nie tylko opowieść o losach małej Geni z ulicy Próchnika 28 w Łodzi, która kieruje dzisiaj wielką Fundacją Shalom, dorocznym festiwalem Warszawa Singera i Teatrem Żydowskim. To także opowieść o jej pokoleniu, o generacji rówieśników, koleżankach i kolegach z Żydowskiej Szkoły im. Icchoka Lejba Pereca w Łodzi. Nie do przecenienia świadectwo historii, a przy tym lektura fascynująca, pociągająca rozmachem i klimatem. Błyskotliwa komedia Modzelewskiego Już podejrzewałem, że polscy autorzy zapomnieli, jak się pisze komedie. Na scenach komercyjnych dominują farsy i komedie anglosaskie, nie zawsze pierwszego gatunku. Tymczasem w warszawskim Teatrze Współczesnym na Scenie w Baraku radosna niespodzianka – znakomita komedia Marka Modzelewskiego „Wstyd” w perfekcyjnej reżyserii Wojciecha Malajkata. W tej świetnie napisanej tragikomedii kluczem otwierającym szafy z trupami staje się wesele, do którego w ostatniej chwili nie dochodzi. Autor i reżyser grzebią bohaterom w duszach i w pamięci, wywlekają na wierzch poutykane brudy. Okaże się, że zerwane wesele to najmniejszy powód do wstydu, jaki powinni oni odczuwać. A do tego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 04/2020, 2020

Kategorie: Kultura