Poświadczyć niepowtarzalność każdego istnienia. Stulecie Józefa Hena

Poświadczyć niepowtarzalność każdego istnienia. Stulecie Józefa Hena

Jeden z najciekawszych pisarzy XX w., niezmordowany kronikarz historii, świętuje setne urodziny. Jego biografia wciąż czeka na napisanie

To jest rok Józefa Hena. Rok jego setnych urodzin, przypadających 8 listopada. I choć nie było oficjalnych uchwał organów państwowych, przygotowania do świętowania tej wyjątkowej rocznicy trwają co najmniej od dwóch lat. Zapoczątkowała je konferencja naukowa „Polska Józefa Hena” zorganizowana w listopadzie 2021 r. przez Żydowski Instytut Historyczny we współpracy z Katedrą Kultury XX i XXI w. oraz Katedrą Modernizmu Europejskiego UKSW. Podczas dwudniowych obrad, udostępnionych wszystkim zainteresowanym online (zapis konferencji cały czas jest na stronie ŻiH), badacze z kilkunastu ośrodków akademickich interpretowali dokonania pisarza z dwóch perspektyw: literaturoznawczej i filmoznawczej, odnajdowali go jako autora reportaży, powieści, opowiadań, dramatów, scenariuszy filmowych (także reżysera), biografii, wspomnień, dzienników, a wreszcie błyskotliwego komentatora rzeczywistości.

Później kolejne spotkania z Józefem Henem z okazji jego setnych urodzin zorganizowały m.in. teatry Polski i Żydowski w Warszawie, jak również Biblioteka Narodowa podczas corocznego pikniku literackiego z okazji imienin Jana Kochanowskiego w Ogrodzie Krasińskich, wkrótce zaś czeka nas uroczystość w Muzeum Polin. Na każdym z tych wydarzeń spotykają się wielbiciele talentu pisarza, jego czytelnicy i słuchacze opowieści o nim samym i o ludziach, których znał. A gawędziarzem jest znakomitym – materiał literacki stanowi według niego wszystko, każdy fragment rzeczywistości, każde spotkanie z drugim człowiekiem, każdy człowiek wreszcie. „Wierzy w siłę narracji. Opowiada nam Polskę i polskie sprawy”, mówił w laudacji na cześć pisarza Remigiusz Grzela podczas jubileuszu zorganizowanego w zeszłym tygodniu przez PEN Club w Domu Literatury w Warszawie. I sam Hen w rozmowie z Januszem Majcherkiem, pytany o sens i potrzebę pisania, nawiązując do tytułu tomu swoich opowiadań „Powiernik serc” (o pisarzu, który najmuje się do słuchania cudzych historii), a zarazem do tytułu tego jubileuszowego spotkania w PEN Clubie, przywołał postać Szeherezady, która póki snuje swoją opowieść, póty żyje.

W przededniu setnych urodzin Józef Hen przyznaje, że ma jeszcze wiele do opowiedzenia. I mimo że z powodu ograniczeń fizycznych związanych z wiekiem musiał zrezygnować z części dotychczasowych aktywności, „nie płacze nad sobą”, podchodzi do tego doświadczenia jak do materiału na książkę. A na pytanie Donaty Subbotko w wywiadzie do „Gazety Wyborczej” z wiosny tego roku, czy teraz, kiedy żyje już sto lat, „czas mu się wlecze”, odpowiada, że nie, że bezustannie czyta i „ciągle nie ma ochoty umierać”, w związku z tym „pożyje sobie jeszcze troszeczkę”. Tak to tłumaczył w poprzednim tomie dziennika, zatytułowanym „Ja, deprawator”: „»Stój, chwilo!« – domagał się Johann Wolfgang Goethe, zapewne czując nadciągającą starość. Bo uświadamiasz sobie wtedy, jak czas ucieka, dni są coraz krótsze, a tyle jeszcze chciałoby się zrobić… Czas ucieka także tym, co odeszli, pamięć o nich, żal, ból nawet, zastępowany jest przez inny ból, nowy żal i przez nieustające zmaganie się z codziennością”. A jeśli chodzi o apetyt na życie, to Józef Hen pisał tak: „Obudziłem się gotów do życia (z przyzwyczajenia, jak czasem tłumaczę tym, którzy się dziwią, że jeszcze żyję)”.

Nie ma tamtego Nowolipia

Urodził się w nocy z 7 na 8 listopada 1923 r. Z wtorku na środę, co – jak powiadano – miało mu zapewnić mądrość i bogactwo. „Nie bardzo się to sprawdziło”, napisze nieco rozczarowany po latach. Urodził się w Warszawie, przy ulicy Nowolipie, w dzielnicy żydowskiej, którą sportretował w biograficznym tomie „Nowolipie”, napisanym pół wieku po tym, gdy opuścił dom rodzinny (wtedy nie wiedział, że na zawsze) i udał się na wojenną tułaczkę. Wspomnienia rozpoczyna przepiękną sceną zachowaną w pamięci kilkuletniego dziecka: „Obok był ojciec. Trzymał mnie za rękę, rozmawiając z jakimś towarzystwem, a matka – tak, mama też tam była – ja zaś przypatrywałem się dużej jasnej plamie, która kołysała się na chropowatej ścianie domu. Musiałem się okropnie nudzić, skoro ta plama od słońca tak mnie zaciekawiła, a może ona naprawdę była niezwykła. Ta jasna plama na szarym murze to jest najdawniejszy obraz, jaki pamiętam. To od tej chwili mam świadomość, że jestem”.

Nie ma dziś śladu po tej secesyjnej kamienicy pod numerem 53, w której na trzecim piętrze mieszkali mały Józio, jego starszy brat Hipek i dwie starsze siostry: Mirka i Stella, oraz ich rodzice. Nie ma już żadnej kamienicy ani przy Nowolipiu, ani przy sąsiednich ulicach, ponieważ jesienią 1940 r. Niemcy utworzyli w tej części stolicy getto, a po wymordowaniu jego mieszkańców zrównali je z ziemią. „Nie wróciłem nigdy na swoje Nowolipie. Nie widziałem, jak ono umiera”, napisał Hen po latach o krajobrazie swojego dzieciństwa.

Kiedy wybuchła wojna, niespełna 16-letni Józef Hen – wtedy jeszcze Józef Henryk Cukier, syn Rubina Cukiera z Radzynia i warszawianki Ewy (Chawy) Hampel – nie czekał na śmierć z założonymi rękami: w listopadzie 1939 r. przedostał się do Białegostoku, a potem dalej na wschód. Wojnę spędził w Związku Radzieckim: uczył się, ukrywał, pracował, głodował… Próbował dostać się do armii Andersa, nie chcieli go jednak ze względu na „bycie Żydem” (po latach pisarz z sarkazmem zauważy, że może na dobre mu to wyszło, bo przynajmniej nie zginął pod Monte Cassino), do kraju wrócił w szeregach ludowego wojska.

Życie na uchodźstwie, czas głodu, chorób, samotności i strachu, opisał w książce „Nikt nie woła”, która w komunistycznej Polsce przez 33 lata nie mogła się ukazać i wyszła dopiero w 1990 r. Hen wraca zresztą do tamtych trudnych lat całe życie, w dzienniku „Bez strachu” pisze tak: „Nie znałem depresji podczas wojennej tułaczki – boso, z głodówką, nawet w sytuacjach wydawałoby się beznadziejnych – odrzucony, bez przyszłości. Nie poddawałem się przygnębieniu – było co innego: gniew. Zamiast rozpaczy – wola: muszę przeżyć – wygrać wojnę – wrócić – do domu, do rodziców, do swoich. Co napiszę? Jak? »Napluję im wszystkim w twarz!… Wszystkim, co tak pięknie gadają!«. I od tego zacząłem »Nikt nie woła«”.

W biograficznych wojennych „Najpiękniejszych latach” tak zanotuje ten moment w obcym kraju, kiedy dostrzega zainteresowanie i podziw w oczach słuchających go obcych osób i kiedy wreszcie zyskuje pewność co do własnych umiejętności pisarskich oraz przyszłości, która przed nim się rysuje: „Boże mój, myślałem, przecież to wszystko, o czym teraz opowiadam jako o pasjonującej przygodzie, zdarzyło się naprawdę, całkiem niedawno, kilka tygodni czy miesięcy temu, i wcale nie było pasjonujące. Jeszcze kilka tygodni temu byłem kim innym, zepchnięty na dno, ponury, zacięty. I to wszystko już za mną?”.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 45/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym

Fot. Krzysztof Żuczkowski


Józefowi Henowi, wybitnemu pisarzowi i przyjacielowi naszego tygodnika, składamy serdeczne życzenia urodzinowe.

Jerzy Domański i redakcja „Przeglądu”


 

Wydanie: 2023, 45/2023

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy