Powstajemy z popiołów

Powstajemy z popiołów

W ośrodku dla niepełnosprawnych dzieci w Chrząstówku pojawiła się nadzieja Jeszcze rok temu, w marcu, gdy spotkałam się z rodzicami niepełnosprawnych dzieci w ośrodku w Chrząstówku zbudowanym m.in. dzięki ogólnokrajowej zbiórce „Złotówka dla Chrząstówka”, nikt nie miał nadziei na lepsze. Placówka przedstawiała opłakany widok, a między Danutą Karkoszką, prezes Stowarzyszenia Osób Niepełnosprawnych Dwa Serca, a rodzicami wchodzącymi w jego skład trwała wyniszczająca wojna. Członkowie zarzucali pani prezes niegospodarność i lekceważenie problemów niepełnosprawnych. Dziś nastroje są tu już diametralnie inne. Ponad miesiąc temu walne zgromadzenie członków stowarzyszenia zmieniło władze. Nowy zarząd organizacji z jednym z opozycjonistów, Krzysztofem Jałowcem, na czele postawił sobie ambitny cel przywrócenia placówce dawnej świetności. Festyn z okazji Dnia Dziecka przyciągnął ludzi dobrej woli z całej Polski północno-zachodniej. Dzięki ich bezinteresowności Chrząstówko znów odżyło. Konie, motory i grochówka Na scenie prezentują się młodzieżowe zespoły z okolicznych domów kultury, straż pożarna z Człuchowa daje pokaz udzielania pierwszej pomocy, a dziewczęca grupa taneczna z Debrzna bawi licznie zgromadzoną publiczność. Największym jednak wzięciem cieszą się konie. Jest ich tu tylko parę, reszta nie wróciła jeszcze do placówki, gdyż nie ma pieniędzy na opłacenie ich utrzymania za ubiegły rok. Niepełnosprawne dzieciaki na wózkach na ich widok dosłownie szaleją z radości. Po koniach największy entuzjazm wzbudzają amatorzy starych motocykli z Bytowa, Człuchowa, Starogardu i Chojnic, którym przewodzi pastor z Kościoła zielonoświątkowego w Chojnicach. Razem z nimi przyjechał też zespół muzyczny ze zboru. – Przeważnie motocykliści kojarzeni są z czymś ciemnym, złym, my chcemy pokazać, że to nieprawda. Nie chodzi nam o poklask czy pieniądze. Przyjeżdżamy na wiele takich imprez społecznie, żeby zrobić frajdę innym. Braliśmy udział w WOŚP, a dzisiaj wpadliśmy do Chrząstówka, bo dowodem największej pobożności jest wspomaganie słabszych – tłumaczy pastor Karol Głuszek, nakładając togę na skórzany wojskowy strój motocyklowy. Mocno kuleje, bo niedawno miał wypadek, w którym urwało mu nogę. – Przyszyli mi ją i chodzę, to prawdziwy cud – śmieje się zawadiacko. Ci, którym nie odpowiadają konie ani motocykle, mogą przejechać się terenówką po lesie, zjeść kiełbaskę z grilla lub grochówkę albo spróbować szczęścia na loterii. Dla maluchów są zabawy w dmuchanym zamku lub na ślizgu. Niepełnosprawny Damian Jesionek właśnie się waha, chciałby spróbować jazdy na motorze, ale bez kolegi Huberta Sagana za nic nie wsiądzie na tę piekielną maszynę. Chociaż na imprezie w Chrząstówku piwa ani innego alkoholu nie ma, wszyscy bawią się wyśmienicie aż do wieczora. Henryk Krusiński prowadzący społecznie od dziewięciu lat Klub Abstynenta Krokus w Człuchowie właśnie rozstawia swój minibufet z napojami i słodyczami. – Na propagowanie abstynencji i zdrowego stylu życia nigdy nie jest za późno – mówi. – Poza tym przyjechałem tu wesprzeć tych ludzi. Jestem pełen podziwu dla ich walki o ten ośrodek. Myślę, że mają szansę go ocalić, byleby tylko dobrze ją wykorzystali. Gmina czasu nie miała Wesprzeć nowy Zarząd Dwóch Serc przyjechały też Anna Szmidt, Jolanta Nadolna i Teresa Dziemdziora ze Stowarzyszenia na rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym „Poziomka”. Kobiety są matkami niepełnosprawnych dzieci. Wspominają swoje przyjazdy z pociechami do Chrząstówka. Janusz Otta z Bornego Sulinowa mówi po polsku z niemieckim akcentem. Częściej bywa w Berlinie niż w Warszawie, w Niemczech mieszka też większość jego rodziny. Sprawą Chrząstówka zainteresowała go siostra. Chciałby pomóc w doposażeniu placówki, np. w zakupie sprzętu do rehabilitacji, ma kontakty za granicą. Krystyna Barton z Domu Kultury w Przechlewie przyjechała 30 km, żeby nawiązać współpracę. Chciałaby organizować spotkania i konkursy integracyjne. Maria Rataj mieszka o rzut kamieniem od ośrodka, nie mogła patrzeć, jak on marnieje. Teraz się cieszy, ma nadzieję, że może znajdą się jakieś miejsca pracy dla miejscowych. Na festyn przyniosła trzy babki i 30 balonów. Musi już lecieć, bo w domu czeka na nią jej podopieczna Helena Misztalowa, którą przygarnęła pod swój dach z dobrego serca. – Ja mam już 72 lata, ona dziesięć lat więcej i nie chodzi. Wszystko muszę przy niej zrobić, a czasem dźwigać jej już nie mam siły, ale do domu starców nieboraczki nie oddam – wyjaśnia. Pani Maria, z zawodu przedszkolanka,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 25/2007

Kategorie: Kraj
Tagi: Helena Leman