Gdyby tylko Clinton mógł stanąć do wyborów, wygrałby w cuglach tak ze swoim “wice”, Alem Gore’em, jak George’em W. Bushem Amerykanie wciąż nie mogą w to uwierzyć. Ośmioletnia era Billa Clintona dobiegła kresu. 42. prezydent Stanów Zjednoczonych po zakończeniu drugiej kadencji opuścił Biały Dom i stał się prywatnym człowiekiem. Znakomita większość społeczeństwa pożegnała tego polityka z ogromnym żalem. Pod koniec prezydentury Bill Clinton wciąż cieszył się rekordowym poparciem. 70% Amerykanów uważało, że “zrobił dobrą robotę”. Nawet Harry Truman, John F. Kennedy, Dwight Eisenhower czy Ronald Reagan, uważani za znakomitych przywódców USA epoki powojennej, nigdy nie byli tak popularni. Nie ma wątpliwości, że obywatele Stanów Zjednoczonych najchętniej pozostawiliby Clintona w Białym Domu. Gdyby tylko mąż Hillary mógł stanąć do wyborów, wygrałby w cuglach tak ze swoim “wice”, Alem Gore’em, jak George’em W. Bushem. Clinton rządziłby, tak jak Franklin Delano Roosevelt, przez cztery kadencje, gdyby nie “głupia poprawka do konstytucji z 1951 roku”, jak określił to dziennik “Irish Times”, stwierdzająca, że urząd prezydenta można sprawować najwyżej dwukrotnie. 54-letni Bill Clinton jest ulubieńcem większości narodu i znacznej części mediów, gdyż zapisał na swym koncie wiele błyskotliwych sukcesów. Przyznają to nawet najbardziej zacietrzewieni przeciwnicy “clintonizmu”. Kiedy w 1992 r. przybył do Waszyngtonu z Arkansas, zastał deficyt budżetowy przekraczający 300 mld dolarów. Jako pierwszy polityk od dziesięciu lat podjął poważną próbę zlikwidowania tej góry państwowych długów. Mimo twardego oporu Republikanów w Kongresie doprowadził do podwyższenia podatków najbogatszym – większością zaledwie jednego głosu! Podjął też ścisłą współpracę z wpływowym szefem Rezerwy Federalnej, Alanem Greenspanem. Obaj prowadzili wzorową politykę monetarną. Clinton nie był bynajmniej ideologicznym doktrynerem. Przesunął swą Partię Demokratyczną ku centrum, przejął elementy programu konserwatystów, takie jak popieranie przedsiębiorczości. W rezultacie ogromny deficyt nie tylko został zlikwidowany, ale największym problemem prezydenckiej kampanii wyborczej 2000 r. stało się: “Jak wykorzystać ogromną nadwyżkę budżetową, wynoszącą kilkaset miliardów dolarów”. To za kadencji Clintona Ameryka przeżyła najdłuższy okres rozkwitu gospodarczego w swoich dziejach. Dochód przeciętnego obywatela wzrósł o jedną piątą. Co druga rodzina w USA posiada akcje. Bezrobocie spadło o połowę i wynosi obecnie zaledwie symboliczne 4%. Administracja Clintona nie wahała się przy tym podejmować kroków niepopularnych, dla Demokratów nietypowych. W Stanach Zjednoczonych setki tysięcy samotnych matek żyło z pomocy państwowej, niekiedy przez długi czas. Konserwatyści głosili, że taka pomoc socjalna to pułapka uniemożliwiająca wyrwanie się z zaklętego kręgu biedy przez całe pokolenia. Nieoczekiwanie młody prezydent uznał ten pogląd za swój własny, zredukował środki na pomoc socjalną i wysłał młode matki do pracy. Lewicowi publicyści lamentowali z powodu złych warunków tych “McJobs” (tj. nisko płatnych zajęć, np. w restauracji McDonalda), jednak rachuby waszyngtońskiej administracji sprawdziły się. Z powodu boomu gospodarczego powstało 14 mln nowych miejsc pracy. Osoba, która jakiś czas wytrwała u McDonalda, dostawała lepiej płatne zajęcie lub zdobywała środki na otworzenie własnego biznesu. Liczba otrzymujących pomoc socjalną zmniejszyła się o połowę. Krąg biedy został przerwany. Prezydent Clinton przejął też inny punkt programu konserwatystów – bezwzględną walkę z przestępczością. W 1992 r. przerwał nawet kampanię wyborczą, aby asystować przy egzekucji umysłowo upośledzonego skazańca. Za kadencji Clintona sądy nie cackały się z łamiącymi prawo – władze uznały, że taniej jest budować nowe więzienia i od razu je zapełniać, niż ponosić koszty wzrastającej przestępczości. W rezultacie liczba poważnych zbrodni, jak zabójstwo czy gwałt, systematycznie spada. Życie nawet w wielkich miastach stało się bezpieczne. Prezydentowi nie zabrakło jednak wrażliwości społecznej. Podjął starania, aby poprawić sytuację mniejszości etnicznych, które, jak podkreśla Bill Clinton, traktowane są przez organa sprawiedliwości zbyt surowo. Ustępujący prezydent zwrócił się o kontynuowanie starań w tym zakresie do administracji George’a W. Busha. Przed odejściem z urzędu gospodarz Białego Domu ułaskawił kilkudziesięciu sprawców pomniejszych przestępstw, w tym Dana Rostenkowskiego, skazanego za nadużycia, wpływowego ongiś kongresmana polskiego pochodzenia. Bill Clinton był
Tagi:
Krzysztof Kęciek








