Pożegnanie buntownika

Pożegnanie buntownika

Przemówienie prof. Karola Modzelewskiego na pogrzebie Jacka Kuronia. Ja może na początku powiem, że ciężko chory jest Lechosław Goździk, który i dla Jacka, i dla mnie był pewnie pierwszym w życiu napotkanym, autentycznym przywódcą robotniczym. I który jest legendą października ’56 roku. I Leszek mnie prosił, żebym pożegnał Jacka także w Jego imieniu. To jest wielki zaszczyt dla mnie, że mogę te słowa od Niego przekazać. Ale jednocześnie ja bym się chciał zastrzec. Na cmentarzu oczywiście nie wszystko wypada. Ale na pogrzebie Jacka Kuronia obowiązują inne reguły. I też nie wszystko wypada – mianowicie nie wypada trzymać się kanonów tak zwanej politycznej poprawności. Ja pewnie nie będę. Ale oczywiście nie w imieniu Leszka Goździka. Każde słowo, które powiem, to jest moje słowo i ja za nie odpowiadam. Nie ma co się oszukiwać. Polska po odejściu Jacka będzie słabsza. Słabsza, gorsza. Będzie nam trudniej stawiać czoła rozmaitym zagrożeniom. I również zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszyscy ten pogląd podzielają. Wielu ludziom Jacek przeszkadzał. W Polsce nie brak też takich, którzy uważają, że wiedzą na pewno, jak twardą ręką wprowadzić należyty ład społeczny, jak twardą ręką zapewnić poszanowanie twardych reguł rynku. Jeżeli wolno zapożyczyć określenie od Wojciecha Młynarskiego, są to liberałowie silnej ręki. Im Jacek na pewno przeszkadzał. Dlatego że był buntownikiem, był wiecznym buntownikiem i to buntownikiem szalenie kłopotliwym. W ciągu swojego urozmaiconego i bogatego życia był dwa razy w partii politycznej. I w żadnej się nie mieścił. Przyłożył rękę do budowy dwóch różnych porządków ustrojowych i przeciwko każdemu się zbuntował. Zbuntował się kategorycznie przeciwko komunistycznemu, ale buntował się swoją myślą również przeciwko temu co w dojrzałym swym życiu razem z przyjaciółmi budował. A ponieważ był jednym z ojców założycieli wolnej Polski, to jego buntownicza myśl była kłopotliwa. Ponieważ gdy ktoś, kto nazywał się Jacek Kuroń, krytykował społeczny bilans polskiej transformacji ustrojowej albo wojnę w Iraku i nasz w niej udział, to nie można mu było przykleić etykietki populisty, i to był kłopot. Umarł. Więcej takiego kłopotu nie będzie. Można Go uczcić pomnikiem, można uczcić Jego zasługi, oddać Mu hołd. I będzie spokój, nikt o takim autorytecie nie będzie już siał wątpliwości, zwątpienia, nie będzie buntował ludzi. I to jest właśnie to niebezpieczeństwo, które grozi Polsce. Uciszenie myśli buntowniczej sprawia, że Polska będzie słabsza i mniej odporna na rozmaite zagrożenia, którym musimy stawić czoła. Co Jacka skłaniało do tego, że się buntował? Nie żadna ideologia, coś znacznie trwalszego, znacznie bardziej podstawowego niż wszelkie ideologie. Skłaniały Go do tego wartości. Najkrócej można to określić słowami przyjętymi w Wielkiej „Solidarności” w latach 1980-1981: kierował się podstawową zasadą obrony słabszych. To znaczy obrony robotników, gdy byli w czasach KOR-u poniewierani, wyrzucani z pracy, bici, aresztowani, gnębieni. To znaczy obrony robotników także dzisiaj; obrony wszystkich tych, którzy są na najniższych szczeblach drabiny społecznej. Tych, którzy są słabi, tych, którzy są w ubóstwie, tych, którzy nie bardzo mogą się zdobyć na godne życie. Jacek nie uważał się za rycerza, obrońcę uciśnionych. On – przeciwnie – uważał, że uciśnieni mają się bronić. To znaczy, że trzeba działać wspólnie z nimi, pomagać im się zorganizować, żeby potrafili się bronić, dochodzić swego, żeby potrafili w dialogu z przedstawicielami innych interesów i innych racji dochodzić swego. I dochodzić do porozumienia. Dlatego tak skutecznie mógł mediować w konflikcie związanym z prywatyzacją Huty Warszawa; i związkowcy z Huty Lucchini Warszawa są dzisiaj nie bez przyczyny razem z nami. Dlatego są również z nami związkowcy ze Stoczni Gdynia, bo Jacek ujął się za nimi twardo i kategorycznie, kiedy próbowano w Stoczni Gdynia stłumić odruch robotniczej, międzyludzkiej solidarności za pomocą takich środków jak zawsze: wyrzucanie z pracy na bruk, groźba niemożności utrzymania rodziny, rozmaitymi szykanami i represjami – i dlatego również oni są z nami na Jego pogrzebie. Bo Jacek, w czasach kiedy etykę solidarności zastępuje zasada konkurencji albo jeszcze częściej konkurencja bez żadnych zasad, Jacek występował zawsze w obronie etyki solidarności, w obronie odruchów solidarności między ludźmi, ponieważ zdawał sobie sprawę, że współpraca społeczna i międzyludzka solidarność to są podstawowe formy więzi społecznej. Kiedy więzi społeczne

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 28/2004

Kategorie: Kraj