Prawdziwe oblicze prawicy

Straciliśmy trzech ważnych dla kraju ludzi. Księdza Tischnera, prof. Jana Karskiego i Jerzego Giedroyca. Nie wiem, dlaczego powszechnie mówimy Giedroycia, skoro nazwisko pisze się, sprawdzałem w herbarzu Niesieckiego, Giedroyc. C na końcu, a nie ć, ale niech będzie. Napisano o nich setki, może nawet tysiące banalnych pochwał. Brali się za nie nawet ci, co pana Jerzego uważali w stosownym czasie za śmiertelnego wroga Polski. Teraz pisali, że zbawca ojczyzny. Za najważniejszego z tych, co właśnie zmarli, uważałem ks. Tischnera, gdyż swoimi kazaniami na I Zjeździe “Solidarności” ustrzegł nasz związek od huraganu nienawiści, jaki drzemał w naszych sercach. Inaczej potoczyłyby się losy Polski, gdyby wybuchło z nas na zewnątrz to destrukcyjne uczucie. Pan Jerzy był ostoją i mózgiem olbrzymiej części poczynań opozycyjnych inteligencji, ale to nie ona zdecydowała o zmianie ustroju. Gdyby nie bunt klasy robotniczej, książę musiałby długo czekać na swoje święto wyzwolenia, które to wyzwolenie przyniosło mu tak wiele goryczy. Prof. Karski odegrał inną rolę, choć pozostali z tej trójki wiele też czynili, by razem z profesorem tworzyć zaplecze myślowe i moralne dla ludzi widzących trzeźwo strach i nędzę naszej transformacji ustrojowej. Ksiądz patrzył trzeźwo i zachęcał swoją postawą do trzeźwego patrzenia na nie zawsze piękne i rozumne poczynania kleru w zmienionej sytuacji. Profesor rąbał prawdę prosto w oczy. O rządzącej nami prawicy mówił, że to obrzydliwi ludzie i że życzy im wszystkiego najgorszego, co się właśnie spełnia. Wszyscy trzej mieli tę szczęśliwą sytuację, że byli wolni od podejrzeń. Jeśli ktoś z nas, tubylców PRL-u, odziera transformację z kłamliwych, ozdobnych dekoracji, a mówi przy tym, że ludzie w PRL żyli dobrze, lepiej niż żyją teraz, zaraz przyczepia mu się łatkę postkomunisty lub inną, podobną zohydzankę. Gdy ktoś z nas krytykuje postępowanie kleru i hierarchii, powtarza się ten sam zabieg, sączą się znane terminy: ateista, postkomunista. Ks. Tischnera nie dawało się tak neutralizować. Prof. Karskiego też się smrody łatwo nie czepiały. Ta trójka, może dałoby się do niej dopisać jeszcze kilka nazwisk, tworzyła swoiste zaplecze intelektualne dla ludzi myślących odważnie i trzeźwo o nowej Polsce. Osoby mające odwagę mówienia o sytuacji w kraju prawdę, tylko prawdę i całą prawdę, posiadając takich sojuszników, nie czuły się w swoich ocenach nadmiernie osamotnione i dlatego będzie odtąd bardzo nam tej trójki brakować. A mówić trzeba wiele pod różnymi adresami. Już choćby w sprawie niezręczności, jakiej dopuścił się dwór prezydencki przy wysiadaniu z helikoptera w Kaliszu. Minister pozwolił sobie na żart mało dowcipny. Zrobiono z tego akt obrazy papieża. Marny kawał okazał się nagle zbrodnią. Cała prawica ruszyła do ataku wspomagana walnie przez kler katolicki. Min. Siwiec postąpił honorowo, podał się do dymisji. Pan Prezydent przeprosił za incydent, skąd więc tajfun oburzenia i nienawiści, któremu uległ nawet tak mądry biskup, rektor Pieronek. Sądzę, że gdyby prezydent Kwaśniewski przegrywał te wybory, nie byłoby takiego rabanu, jaki jest. Straszne jest jednak dla całej polskiej prawicy – nie wiadomo dlaczego wspieranej przez hierarchię kościelną – to, że Kwaśniewski wygrywa i to paskudnie wysoko. Bezczelny facet. Ludzie Kościoła i prawicy grzmieli przeciw niemu ze wszystkich trąb, jakie były do wykorzystania, a mimo to wygrał 5 lat temu wybory. Ten sukces upokorzył kler katolicki i całą prawicę, jak mało która ich przegrana. Łajdak jeden, śmiał wygrać – rozpaczali pobożni przeciwnicy. To już się słowo Kościoła zupełnie nie liczy, iż można wyrządzić mu taki afront. Ale… poczekajcie do następnych wyborów. Załatwimy tego śmiecia, że śladu po nim nie będzie. Od wielu miesięcy po parafiach i z biskupich ambon idzie taka nagonka na Kwaśniaka – on, drań jeden, uśmiecha się do ludzi, szydzi z prawicy i zbiera głosy poparcia, jak wskazują sondaże. Trzeba coś zrobić. Rada w radę uznali, że konieczne są mocne środki propagandowe. Puścili mocne śmierdziele i zadziwili nimi Polskę, a jeszcze bardziej siebie samych. Naród się zgorszył i poszło po Polsce: – Patrzcie no tylko, jakie łotry z panów Mańka i Wieśka, jakie gałgany. Na papieża takie świństwa wyciągać prezydentowi. Takie metody stosować, taki smród po Polsce

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 40/2000

Kategorie: Felietony