Jeśli Kościół bierze ślub z jakąś partią, zostaje wdową po następnych wyborach 1. Dla strony progresywnej w Polsce to był zawsze duży kłopot. Dlatego bała się wojen kulturowych jak diabeł święconej wody. Nie tylko partie centrum, ale także lewica. A więc zupełnie inaczej niż religijna prawica, która za każdym razem, gdy pojawiały się kryzysy rządzenia, wyciągała ze swojego bitewnego arsenału tematy światopoglądowe. To był swoisty as, którego prawica miała w rękawie i którego nie lękała się użyć w trudnych dla siebie chwilach. Strona progresywna – poza nielicznymi grupami, które politycznie i tak nie miały nic do stracenia – lękała się kwestii światopoglądowych z dwóch powodów. Po pierwsze, braku perswazyjnego języka, który nie tylko budziłby emocje, ale też politycznie angażował ludzi. Język progresywny opiera się na słowniku, który jest doskonale zimny. Jego fundamentem są takie słowa jak prawo, demokracja, konstytucja czy społeczeństwo obywatelskie. Zgoda, że jest to język, który charakteryzuje nowoczesne i otwarte społeczeństwa. Tyle że naprzeciwko prawica wyciągała takie walczące słowa, jak ojczyzna, patriotyzm, Bóg czy wspólnota. Ten słownik to kipiące emocje zakorzenione w naszej tradycji i, co tu dużo mówić, stylu życia. A ponadto jest to język mocno angażujący politycznie zwolenników. Po drugie, religijnej prawicy udawało się, oczywiście dzięki pomocy Kościoła, przedstawić obraz strony lewicowo-liberalnej jako rozwiązłych relatywistów. Polega to na tym, że prawica i Kościół zawsze przekonują, że stoją na straży tak drogich Polakom wartości, jak rodzina, wiara i tradycja. W ich oczach strona progresywna to pozbawieni „genu polskości” hedoniści, których jedynym życiowym celem jest schlebianie zasadzie przyjemności. Stąd wielu Polakom strona progresywna jawi się jako grupa ludzi pozbawionych wartości, goniących za takimi sprawami jak aborcja na życzenie, związki partnerskie czy in vitro. Czy może więc dziwić, że prawica zawsze gdy przegrywała bój z rzeczywistością, rozniecała płomień wojen kulturowych? I czy może dziwić, że otwierając te bramy piekieł, zawsze wychodziła z tych potyczek obronną ręką? Tak było, jak się zdaje, do dziś. 2. Kiedy zagląda się do ostatnich badań przeprowadzonych przez rządowe Centrum Badania Opinii Społecznej, zarówno prawica, jak i strona liberalna muszą przecierać oczy ze zdumienia. Prawica, bo mimo polityki nasyconej przesłaniem ideologicznym – przede wszystkim narodowo-katolickim – Polacy nie dali się jej uwieść. Strona progresywna, że mimo zepchnięcia jej przez PiS do politycznego narożnika rodacy stają się coraz bardziej liberalni w kwestiach światopoglądowych. Ale zobaczmy, jak to wygląda w poszczególnych kwestiach, tym bardziej że przedstawione badania („Elektoraty o istotnych kwestiach społeczno-politycznych”, CBOS 91/2021, podaję za Klubem Jagiellońskim) mają charakter cykliczny. Przyjrzyjmy się, jak sytuacja ma się w trzech sprawach, które rozgrzewają naszą debatę publiczną do czerwoności. Zacznijmy od miejsca w życiu publicznym Kościoła, który to dla rządzącej prawicy jest jednocześnie politycznym sojusznikiem. I nawet niespecjalnie się z tym kryje. Odsetek badanych przekonanych, że konkordat między Polską a Stolicą Apostolską jest niepotrzebny, a państwo nie powinno wyróżniać żadnego z wyznań ani Kościołów, wzrósł z 40% do 49%. Jednocześnie z 40% do 34% zmniejszył się odsetek osób przekonanych, że państwo powinno współpracować z Kościołem rzymskokatolickim. A pamiętajmy, że dzieje się to w „katolickim kraju”. Co do kwestii aborcji, która niczym bumerang wraca na tapetę sporów politycznych, sytuacja wygląda tak: poparcie dla prawnej dopuszczalności aborcji jest obecnie większe niż w poprzednich badaniach realizowanych od 1999 r. (41% – wzrost o 12 pkt proc. od 2019 r.). Za prawnym zakazem przerywania ciąży opowiada się dziś 29% badanych (o 10 pkt proc. mniej niż dwa lata temu). Im bardziej represyjne zapisy prawne stosuje PiS, tym bardziej progresywne są poglądy Polaków. Jeśli idzie o prawa mniejszości seksualnych, to sytuacja przedstawia się następująco: za prawną instytucjonalizacją jednopłciowych związków partnerskich opowiada się obecnie więcej niż jedna trzecia badanych (36% – wzrost o 6 pkt proc. od 2019 r. i o 10 pkt proc. od 2015 r.). Przeciw temu rozwiązaniu jest połowa ankietowanych (50% – spadek o 5 pkt proc. w stosunku do 2019 r. i o 9 pkt proc. w porównaniu z rokiem 2015). I znów: osoby LGBT nie są już










